O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

24 grudnia 2013

Życzenia Świąteczne

Gdy zima przybywa,
Boże narodzenie z nią idzie krok po kroku
i przynosi prezenty co roku.
Pierwsza gwiazdka błyska na niebie
i dom w kolędy śpiewie.
Złotym blaskiem choinka świeci
na co czekają wszystkie dzieci.
Zwierzęta do nas przemawiają
na to wszyscy czekają.
Święty Mikołaj do nas przychodzi
p same prezenty wszystkim rozwozi.
Boże narodzenie cichy świat,
Boże narodzenie choinki blask.

6 grudnia 2013

Znowu sen o III Wojnie Światowej

Sen bardzo mnie wymęczył, na tyle, że rano się obudziłam strasznie zmęczona i ciężko mi się oddychało jakbym przebiegła maraton! Sen miałam jakoś nad ranem...Śni mi się, że jestem gdzieś za granicą i wybucha III WŚ, wybucha ona w Syrii. Jestem na brzegu morza i widzę 3 statki wojenne, które zbliżają się w moim kierunku. Koło mnie chaos, ludzie przerażeni uciekają. Pojawia mi się myśl w głowie, że zaraz Nas zaatakują i uciekam z innymi do bunkrów. Przewodzę grupie osób, mówię im, żeby założyli sobie coś na twarz jeśli nie mają ze sobą maseczek chirurgicznych, bo będą puszczać gaz i dzięki temu unikniemy zatrucia. Część osób robi to o co proszę, cześć mnie nie słucha. Jst tam moja przyjaciółka, która jakby w tym trudnym momencie odwraca się ode mnie, co mnie bardzo boli. Jest teraz z inną dziewczyna, niby to jej nowa przyjaciółka, ale ja nie mam czasu na rozmowę z nimi i te sentymenty. Zamykam szybko bunkier i czekamy. Jesteśmy cicho tak żeby Nas nie znaleźli chociaż wiem, że do tego dojdzie. Słychać wybuchy i przytłumione krzyki ludzi. Nagle ktoś wali do drzwi bunkra, ludzie rzucają się żeby je otworzyć. Otwieramy i wpada około 5-6 osób poparzonych tym gazem, wraz z nimi ten gaz wdziera się do bunkra, wszyscy kaszlemy, bo piecze Nas w gardła. Przez moment otwarcia tych drzwi widzę żołnierzy, którzy mają czarne kuloodporne kamizelki i dziwne karabiny, dużo większe niż kałasznikowy. Niby to sa żołnierze amerykański, ale nie są nam przychylni.Wszędzie latają helikoptery.
Sen przeskakuje i jestem z mężem w Norwegii u mojej znajomej w jej starym domu. Uciekliśmy tam przed wojną, chociaż i tu lada dzień mają się pojawić żołnierze. Siedzimy w domu u niej i jej mamy. Jest tam też mój tata. Moja znajoma zachowuje się naturalnie, jest lato, chodzi w krótki spodenkach i górze od bikini, a mój mąż się dziwi, że nie jest jej zimno, bo przecież to jest Norwegia. Ktoś dzwoni do drzwi, idę tam wraz z mężem. Widzę stoi grupka ludzi, otwieram i pytam się po angielsku: w czym mogę pomóc? Odzywa się jeden mężczyzna i mówi do mnie również po angielsku, że chcieliby zbudowac sobie w ogrodzie szałas z tego drewna, które jest pod schodami. Mówię mu, że to nie jest mój dom i zapytam właścicielki, żeby poczekali. Idę do znajomej i pytam, a ona wyraża zgodę. Wracam się do drzwi i informuję, że mogą sobie budować schronienie. W tym momencie widzę na fiordzie duże statki wojskowe. Widzę jak ludzie są pchani  z całym dobytkiem na te statki, nikt nie chce iść, każdy się boi, żołnierze są bardzo nie mili. Trzeba wejść do wody po pas żeby dostać się na statek. Nie podoba mi się to i sposób jak żołnierze traktują tych ludzi. wiem, że to as uchodźcy z całymi rodzinami. Widze, ze niektórzy zabierają ze sobą ważne sprzęty domowe np kanapy, telewizor, ale muszą to wszystko zostawić na plaży przed wejściem na pokład, ludzie się buntują i dochodzi do awantur. Potem widzę dużo samolotów odrzutowych, wojskowych, które przelatują bardzo nisko. Wracam do środka domu i mówię mężowi, że musi się mnie słuchać i nigdzie sam nie może wyjść, żeby nikt go nie złapał.

5 grudnia 2013

Sen o zębach i dziewczynka

Dzisiaj miałam sen o tym, że wypadły mi moje dwie górne przednie zęby tzw. jedynki. Sen był realistyczny na tyle, że w nim czułam smak swojej krwi. Językiem dotykałam się w miejsce po zębach i zastanawiałam się co się teraz będzie działo z moimi zębami, czy da się je wstawić, a może implanty? byłam zmartwiona. Szukałam tych swoich wpadniętych zębów i znalazłam je w jakimś pokoju na podłodze. Najpierw jeden potem drugi. Wzięłam je do ręki i oglądałam.
Potem sen przeskoczył i znalazłam się w jakimś domu, gdzie jego mieszkańcy chowali się przed jakimś mordercą, ja byłam opiekunką do dziecka, małej dziewczynki i się z nią ukrywałam. Uciekałam z pokoju do pokoju i chowałyśmy się do czasu aż nie złapano tego mordercy.

7 listopada 2013

Autohipnoza

   Wczoraj odbyłam podróż do jednego z moich w cieleń za pomocą autohipnozy. W tym celu użyłam nagrania wideo mojego dobrego znajomego. wideo znajdziecie wpisując w wyszukiwarkę YouTube "Autohipnoza Podróż do poprzednich żyć. Aurelian Łasasowski" lub klikając na ten link: Autohipnoza
Zawsze obawiałam się hipnoz, szczególnie tych z internetu, gdyż często niestety wykonywane są przez nie profesjonalistów. Tym razem odważyłam się głównie dlatego, że znam Aureliana i wiem, że jeśli mówi iż "nic ci się nie stanie" to będzie to prawda. Musze powiedzieć, że szybko przeszłam w stan zrelaksowania - zupełnie jak przed zaśnięciem. Pokonując kolejne etapy wraz z głosem Aureliana oczami wyobraźni przeniosłam się do Norwegii do roku 1687 (ten rok widziałam wyraźnie), byłam mezczyzna o imieniu Erik, miałam żonę o ciemnych włosach, synka i córeczkę, a trzecie dziecko było w drodze. Żyliśmy na odludziu wśród gór. Miałam stado owiec ok 40 sztuk i dwa brązowe konie. Przeniosłam się na wiosnę, kwitły drzewa owocowe. Chodziłam boso - widziałam swoje męskie stopy. Nasz dom był z drewna, jakby z bali z małym gankiem i pietrem oraz przylegającym pomieszczeniem dla zwierząt, gdzie były 2 krowy. Sypialnia na pietrze połączona drzwiami z sypialnia dzieci, gdzie stały 2 łóżka, moja sypialnia wyłożona skórami zwierząt na podłodze z dużym łóżkiem podwójnym, 2 białe poduszki i kapa na łóżku. Do sypialni prowadziły drewniane schody w formie jakby drewnianej drabiny. Kuchnia na parterze z "salonem" w którym był kominek z kamienia , duży stół drewniany i ławy plus krzesła, kuchnia - jakiś kredens. Male okienka dosyć ciemno w środku. Drzwi wejściowe na przeciw drzwi ogrodowych, które po otwarciu pokazały ogródek warzywny i dalej dojście do pola gdzie stały konie i pasły się te owce. To była jakaś dolina, gdzieś na północy Norwegii, bo na szczytach ostrych gór leżał śnieg, a wszędzie była zielona soczysta trawa i prawie zero drzew.


     
Za tą dolina było morze. Sama dolina w kształcie elipsy otoczona zewsząd górami, bardzo wysokimi. Piękne miejsce. Chciałam popatrzeć na siebie w lustrze, które wisiało obok drzwi ogrodowych, ale ciężko było i nie wiem czy dobrze siebie zobaczyłam. Miałam coś koło 35+ lat, jasne włosy, niewielki kilkudniowy zarost. Moja twarz trochę przypominała twarz mojego taty z czasów jego młodości lecz nie do końca. Natomiast nie dane mi było poznać nikogo z mojego obecnego życia, ani celu mojej duszy tu itd, to o czym mówił autor hipnozy w nagraniu.
Nie mogłam spojrzeć za siebie inaczej bym wróciła - tak miałam powiedziane w głowie, mogłam patrzeć przed siebie i na boki. Moja żona miała coś jak kamizelkę lub gorset założony na biała koszule, miała tez brązową spódnicę do kostek, chodziła boso jak i ja. Nie byliśmy biedni, ale tez nie byliśmy bardzo bogaci. 


Mniej więcej tak nasze ubiory wyglądały jak na tym obrazie  Le Nain - Rodzina Wieśniacza. Jak na pierwszy raz uważam, ze i tak dużo. Troche się bałam minimalnie tego, ze np nie będę mogla wrócić czy coś, bo nie chcialam stamtąd w ogóle wracać. Jednak wróciłam i faktycznie pamiętam wszystko do tej pory.  Zachęcam Was do spróbowania autohipnozy w wykonaniu Aureliana - jeśli nie zobaczycie swoich poprzednich żyć, to chociaż zrelaksujecie się. Ja po tym wszystkim wstałam wypoczęta i bardzo zrelaksowana. Oczywiście nie należy non stop robić tej autohipnozy ponieważ można zaburzyć sobie energetykę. Zamierzam spróbować znowu za jakiś czas może za kilka miesięcy. Po wybudzeniu bolał mnie tył głowy i trochę za oczami, ale podobno to normalne i zaraz przechodzi.
Być może to wcielenie jest kluczem do mojej dawniejszej fascynacji Norwegią oraz życiem na wsi ze zwierzętami gospodarskimi - od zawsze chciałam żyć na wsi, ale jakoś nie wyszło mi to do tej pory. Nie spodziewałam sie, że cofnie mnie do XVII wieku, ponieważ nigdy nie fascynował mnie ten okres historii - najbardziej interesującym jest dla mnie wciąż średniowiecze i okres II WŚ i tego spodziewałam się, a tu proszę jaka niespodzianka - ciekawe czy to faktycznie moje poprzednie wcielenie ten Erik z Norwegii z roku 1687 czy jednak mój mózg i wyobraźnia splotła mi figla - ale z drugiej strony - skąd wzięłam tę datę i tak szczegółowy opis tego co widziałam? Może coś w tym jednak jest? :)

5 listopada 2013

III Wojna Światowa

Dzisiaj miałam sen dotyczący III Wojny Światowej. Był bardzo realny, a jak ja mam bardzo realne sny to czasami one się spełniają, chociaż mam nadzieję, że ten sen się nie spełni. Dostałam w tym śnie przekaz o treści: "Pamiętaj datę: 2025 rok Chiny zaatakują od wschodu Rosję, zapamiętaj ten rok. Rosja nie będzie przygotowana na atak z takiego zaskoczenia i Chiny dojdą do Europy, zaatakują tez Japonię i USA, ale Ci w porę ostrzeżeni przez Rosjan skutecznie odeprą atak i wspomogą Rosję i Europe. Od tego momentu Rosja i USA będą przyjaciółmi na zawsze. Zapamiętaj ten rok". Potem pokazał mi się sen w którym jestem w swoim rodzinnym mieście w swoim ogrodzie i zabieram jakiś przypadkowych ludzi z ulicy do domu. Uciekamy przed gazem. Biegniemy po domu, ja od piwnicy, aż po strych zamykam szczelnie wszystkie okna, żeby ten gaz się nie dostał. Gaz to wielka żółto-biała chmura jakby dymu, która rozpylają żołnierze po ulicach. Widze ich w mundurach w kolorze piaskowym, widzę ich twarze, to Chińczycy. Uciekamy na strych i udajemy , że nas nie ma. wieszam pranie, skarpety i sweter w stylu norweskim. Zawieszam na sznurku. Jeden z tych ludzi zabranych z ulicy mówi mi, ze nie ma skarpet i czy mogę mu dać te co wieszam. Mowie, ze są mokre, a on odpowiada, że może i mokre założyć. Mówię  mu, że zejdę na dół i poszukam jakiś skarpet taty. Pytam tez komu co przynieść z ubrań. Dostaję zamówienie na sweter, skarpety, kurtkę itd. Schodzę na dół w towarzystwie dziewczyny i chłopaka. Zachowujemy się bardzo cicho, podaję im ubrania, a oni pakują je do torby. Potem schodzę sama do kuchni i w szafce pod oknem szukam jakiegoś suchego prowiantu. Patrzę przez firankę, ale nie widzę żadnego już żołnierza tylko opustoszałe ulice i lekką smugę tego gazu. Zaczynam żałować, że nie kupiłam na allegro masek przeciwgazowych gdy miałam taką możliwość. Teraz w głowie wymyślam, z czego by tu zrobić filtr przeciwgazowy, myślę, że użyje kilku warstw waty i gazy i mokrego ręcznika, przez , który będę oddychać gdyby coś. Wiem, że moje dzieci są bezpieczne daleko z moimi rodzicami, którzy zabrali je z domu. Potem wchodzę na strych i słyszę jak do domu wdzierają się chińscy żołnierze i mówią po chińsku. Uciekam na dach, mam linę i przywiązuję się do komina tak, że jak wyjrzą na dach to mnie nie zobaczą. Jednak zdaje sobie sprawę, że jeśli użyją kamer termowizyjnych to mnie dostrzegą i tak. Znowu słyszę ten głos: "Zapamiętaj ten rok 2025" i w tym momencie budzę się.

25 października 2013

Zosia

Właśnie przebudziłam się po okropnym koszmarze. Śniła mi się córka mojej przyjaciółki-Zosia. Została ze mną pod moją opieką. To się działo niby u mnie w rodzinnym mieście, jednak miasto ze snu nie przypominało wcale mojego rodzinnego miasta. Bawiłam się z Zosią w ogrodzie, nagle zobaczyłam, że przyjechali do mnie do domu niespodziewani goście - siostra taty z synem i wnukami oraz jakieś inne osoby. Mój tata się nimi wszystkimi zajmował. Dojechali tez nasi dobrzy znajomi z mazur. Razem pomagali tacie usuwać złom i gruz z naszego podwórka. Widziałam ich z okna na piętrze mojego rodzinnego domu, jak pomagają wszyscy. Potem znajduję się gdzieś na mieście razem z Zosią i moją mamą, dziewczynka mówi, że musi iść do toalety, więc pozwalam jej iść samej, wiem, że jest rozsądna. Potem chwilę za nią przybiega jeden z wnuków mojej cioci i zaczyna polewać Nas wodą z węża ogrodowego. Krzyczę ze złością na niego, że dopiero co się wykąpałam i wysuszyłam przestań to robić, ale on się śmieje i mimo tego polewa mnie po gołych łydkach. Jestem wściekła, biegnę do sieni - w tym momencie wiem, że to jest ogród i dom mojej babci od strony mamy. Chłopak ma ciemno błąd bardzo kręcone włosy, biorę z tej sieni kij od szczotki/mopu i biegam za chłopakiem po ogrodzie, chcę go uderzyć tym kijem, ale wiem, że nie mogę, bo to nie moje dziecko i mogę mu zrobić krzywdę. Doganiam go i lekko go dotykam kijem po nogach i mówię, nie wolno nikogo polewać, widzę, że nikt Cię nie nauczył niczego. Chłopak się mnie boi, odpuszczam. Kątem oka widzę, ze idzie jakaś gigantyczna złowroga chmura po niebie taka szaro-fioletowo-brązowa. Myślę, że to coś złego się szykuje. W tym momencie zaczynam szukać wzrokiem Zosi, zaczynam wołać, ale dziewczynka się nie odzywa. Wbiegam do domu i widzę swoją ciocię, która zbiera się do wyjazdu. Ona mówi do mnie: wypadałoby się przywitać z jest ciocia Zula - pytam się jej "kto taki?", a ona mówi do mnie jeszcze raz "ciocia Zula". Ja na to" nie znam takiej", ona do mnie wtedy mówi:" trzeba było się przywitać to byś ją poznała i resztę osób". Odpowiedziałam jej bardzo poirytowana już " Ja? Ja mam się z nimi poznawać? to chyba im powinno zależeć na poznaniu się ze mną i moją mamą. O na pewno nie! ja pierwsze się nie będę zapoznawać, co to to nie!". Wybiegłam stamtąd i zaczynam szukać Zosi po ulicach, wołam "Zosia, Zosia". Niestety zero odzewu. Sen przeskakuje i jestem w jakimś sklepie taniej chińszczyzny, chyba jest tam moja zmarła niedawno babcia, towarzyszy mi i swoim ironicznym głosem z uśmiechem pyta mnie " No i jak? wybrałaś coś jeszcze na prezent dla swojej mamy?". Powiedziałam jej, trzymając szklany dzbanek w ręku "nie, jeszcze się zastanawiam", po czym odstawiam ten dzbanek na miejsce. Idę dalej do działu ogrodowego i widzę nową bieliznę męską, bokserki popakowane w paczki, widzę te rękawice ogrodowe. Biegnę do taty , który pojawia się w tym sklepie i mówię mu, zobacz tam jest taka bielizna popakowana, niby bawełniana, zobacz jeśli chcesz, chociaż pewnie to chińskie. No i znalazłam rękawice ogrodowe duże". Mój tata coś tam mówi pod nosem, nie wiem co, dopiero jak podchodzimy do tych rękawic, mówi "Zobacz, to są rękawice do odśnieżania, popatrz co mają w środku". I faktycznie wewnątrz rękawic jest bardzo przyjemne wypełnienie ocieplające. Sen przeskakuje i znowu jestem na mieście szukam Zosi, jestem zdenerwowana, towarzyszy mi moja mama. Mówię mamie" Boże, jak coś się Zosi stało, to ja stracę nie tylko ją, ale też moją przyjaciółkę". Wtem zauważam otwór do jakiejś studni z wodą. Zaglądam tam, woda jest ciut mętna, ale widzę chyba Zosię zaczepioną o drabinkę. Uśmiecha się do mnie, myślę sobie, "dzięki Bogu umie pływać". Rozbieram się, a jest dość chłodno. Znowu patrzę na niebo i ta chmura jest teraz brunatno-ciemno szara i już jest prawie na całym niebie. Jest chłodno zdejmuję adidasy i polar. mówię mamie "złapiesz mnie za kostki stóp". kładę się na ziemi i sięgam po Zosię, ale widzę, że to nie ona a jedynie jakiś mały ledwo urodzony kotek. Wyciągam go, wycieram i naciskam mu klatkę piersiową robiąc masaż. Mama ma ręcznik, owijamy tego kotka. Myślę, ze Zosia tam wpadła do tej studni, za tym kotkiem, czuję się winna i czuję duży strach. Kotek zaczyna oddychać, biorę go na ręce i czuję tak jakbym to ja go urodziła. Moja mama mówi do mnie "widzisz jaki jest malutki, prawie jak noworodek człowieka". Potem kładę go gdzieś tak jakby na liście gdzieś pod krzewem i widzę, jak kotek ssie swoją łapkę. Myślę, że jest głodny. Mówię mamie "powinnyśmy zgłosić zaginięcie i to też na policję". Moja mama patrzy na mnie i mówi, że jeszcze jest czas na to. Widzę jakieś dzieci z daleka i widzę kucyki, na których jeżdżą - pomyślałam, że Zosia lubi zwierzęta i pewnie tam jest. Biegnę tam i wołam ją, ale jest tak dużo dzieci w wieku przedszkolnym. Jednak wszystkie mają coś nie tak z oczami, są chyba niewidome, odwracają się w moim kierunku, bo słyszą jak wołam Zosię, patrzę, na te dzieci i nigdzie jej nie widzę. Odwracam się i nie ma jej też na tych kucykach. Jestem przerażona i boję się konsekwencji. Nagle spoglądam w niebo i widzę tę czarną chmurę już dokładnie nad miastem, jest ogromna i wiem, że to nie wróży nic dobrego. Budzę się.

23 października 2013

Babcia

Ci, którzy śledzą moje kolejne wpisy, wiedza, ze w sierpniu tego roku zmarła moja babcia, z która mieszkaliśmy z przerwami ponad 30 lat. Obiecałam Wam wtedy napisanie posta na temat okoliczności jej śmierci. Nie będę podawać szczegółów odnośnie jej zdrowia, ale chciałam opowiedzieć o tym co się działo przed śmiercią i po śmierci.
Otóż babcia była dosyć specyficzną osobą. Zawsze musiała postawić na swoim i nawet jak była w błędzie to starała się tak poprowadzić sytuacje, żeby mimo błędu wyszło na "jej". Przez wiele lat była typową teściowa z żartów, dogryzała mojej mamie, gdy mojego taty nie było w pobliżu. Mieliśmy trochę spokoju, gdy wyprowadziliśmy się po 10 latach wspólnego mieszkania do bloków, ale nie trwało to krótko, bo wkrótce zmarł mój dziadek i babcia mieszkała w domu sama ledwo radząc sobie z ogarnięciem dużego domu pod względem finansowym. Do tego zaczęła mieć kłopoty ze zdrowiem i po kilku latach moi rodzice wraz ze mną ponownie przeprowadziliśmy się do babci w celu pomocy jej w utrzymaniu domu, no i żeby ktoś był blisko jeśli się źle poczuje. Mojej mamie nie podobał się ten pomysł i nie chciała tam wracać.
Przez kilka lat nawet było w porządku do czasu, kiedy u babci wykryto demencję starcza i inne choroby.
no i się zaczęło...tu pominę opisy szczegółowe. Dodam, że taki stan się pogarszał i było coraz gorzej.

Zaczęło się jakoś uspokajać na pół roku przed jej faktyczną śmiercią...wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy oczywiście, że umrze. zaczęła się wyciszać, częściej modlić. Do tej pory nie wychodziła z domu w ogóle, tak sama poszła ze 2-3 razy na msze do kościoła i do spowiedzi. Oczywiście nadal miała "napady" demencji, ale w końcu zaczęła po jakimś czasie przekonywać się do mojej mamy, zaczęła ja nawet przepraszać, ze była dla niej i dla mnie taka niedobra. Mówiła, że przez nią nigdy nie płakała, a przez swoje dzieci nie raz. No i generalnie zaczęła mojej mamie pomagać, tak jakby w końcu zaakceptowała ją jako swoją synową w pełni - a nigdy tego nie robiła. Bedac w Polsce zawsze zatrzymywałam sie w domu rodzinnym i traf  chciał, ze przyjechałam wtedy kiedy moi rodzice musieli wyjechać na 2 tygodnie. zostałam z babcią sama. Wszystko było ok, ale pewnego dnia babcia złe się poczuła i leżała w łóżku cały dzień. Trochę wymiotowała, byłam pod telefonem z lekarzem rodzinnym. Jednak babcia zaczęła opowiadać, ze przychodzi do niej jej s.p mama.
Potem, że przyszła chyba jej s.p siostra. jednak puściłam to w niepamięć, zrzucając na chwila chorobę babci. Za kilka dni babcia poczuła się lepiej i wstała z łóżka. Rodzice wrodzili wszystko było ok. Ponownie do Polski przyleciałam za kilka miesięcy i to był wtedy ostatni raz kiedy widziałam się z babcia.
Mama mówiła, ze przed śmiercią zaczęła ja bardzo przepraszać za wszystko co zrobiła jej kiedykolwiek i koniecznie chciała aby mój tata wrócił z zagranicy z pracy, bo chce mu coś ważnego powiedzieć. Moj tata jak na złość dostał bardzo dobra ofertę pracy i nie mógł sobie ot tak przylecieć z powrotem. Obiecywał ze przyjedzie w czerwcu, potem, ze w lipcu, sierpniu...nie zdarzyła mu powiedzieć, ale pamiętam ze jak z nią rozmawiałam jakoś w lipcu to pytała czy nie wiem kiedy wrodzi tata , bo ona musi mu wszystko powiedzieć i coś ważnego. Powiedziałam jej, wróci już niedługo i wtedy mu powiesz. Jeszcze wcześniej jak byłam sama z nią a ona źle się czuła pytała mnie czy tyle a tyle pieniędzy ile odłożyła to starczy na jej pogrzeb. Powiedziała potem tacie o tym prosząc by dal je do banku, co zrobił na jej życzenie. W międzyczasie powiedziała mi gdzie leżą jej ubrania "na śmierć" jak to określała. Pamiętam, ze koniecznie chciała mieć białe rękawiczki i prosta skromną trumnę. Śmiałam się i mówiłam jej, ze będzie na to czas, ale teraz dochodzę do wniosku, że on musiała na te pół roku przed śmiercią przeczuwać, że się zbliża, ale nie mówiła tego Nam wprost.

W sierpniu poczuła się źle na tyle, że mama zadzwoniła po karetkę babcię zabrali do miejskiego szpitala. Tam po badaniach okazało się, ze przeszła lekki udar, ale jest przytomna. Pojechala do niej jej wnuczka od strony jej córki (moja siostra cioteczna). Tego samego dnia w pracy (jak potem Nam opowiedziala) zdarzylo sie cos dziwnego, gdy weszla do kuchni, wszystki szklanki na jej suszarce do naczyń nagle roprysły się i popękały. Uznala to za zly znak, ze cos sie zlego stanie. Kolejnego dnia mama odwiedzila babcie, chodzila po korytarzu z rehabilitantem, dobrze sie czula, lekarz mowila, ze jak tak dalej pojdzie to na weekend wysla ja do domu. Mama nie byla zachwycona, bo czekala az moj tato i jego siostra przyjada i zadecyduja co dalej robic z babcia, bo mama nie mogla sama sie nia opiekowac, ma jeszcze do opieki swoja mame chora na serce. Kiedy mama odwiedzila babcie, babcia ja poznala, ale za moment zaczela zadawac dziwne pytania, pyala czy ja wyszlam za maz (a w tym czasie juz byla 3 lata mezatka o czym babcia wiedziala dobrze), czy widziala tu ksiedza, ktory do niej przyszedl (chodzilo o rehabilitanta,z ktorym chodzila po korytarzu), mowila, ze snilo jej sie duze otwarte okno, ze przychodzi do niej wciaz ten sam ksiadz. Mam uznala to za objawy demencji. Po poludniu mama wyszla ze szpitala i udala sie na zakupy a potem do domu. Jakos kolo 21:30 dostała telefon, ze babcia właśnie zmarła. Tej samej nocy jak skończyłyśmy rozmawiać, a mama poszła spać usłyszała jak coś huknęło w piwnicy, jednak pies nie zareagował, więc pomyślała, ze to może jej się przesłyszało, nasz pies zawsze reaguje na takie rzeczy głośnym szczekaniem. Kiedy jeszcze wcześniej rozmawiałam z mamą o śmierci babci, poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę z melisy na uspokojenie. Czajnik mam cały czas włączony do kontaktu, jednak, żeby zadziałał, muszę włączyć przycisk-włącznik na tym kontakcie. Gdy to zrobiłam z wtyczki i kontaktu zaczęły wydobywać się kłęby czarnego dymu. Przestraszona odłączyłam czajnik i ugotowałam wodę na gazie w rondelku. Bałam się, ze spalił mi się czajnik. Wiedziałam, ze to pewnie chodzi o śmierć babci i zaczęłam czuć się nieswojo. Zadzwoniłam do męża z wiadomością, ale zanim się odezwałam on powiedział "wiem, ze babcia nie żyje", pytam "skąd wiesz?, a on, "takie przeczucie miałem jak tylko usłyszałam Twój dzwonek..."
Przyjechał w nocy z pracy i gdy wchodziłam do sypialni poczułam...zapach babci, taki zapach, którym zawsze pachniała za młodu - krem i perfumy ze słynnej serii Pani Walewska...Mój mąż nie czuł nic.

Na drugi dzień po pogrzebie, na który nie poleciałam ze względów finansowych, miałam sen, który tu już opisałam na blogu wcześniej. Za każdym razem gdy śni mi się babcia, jest wobec mnie nie miła, robi mi na złośc, zachowuje się w tych snach jak dawniej, jak z mojego dzieciństwa, gdy nie tolerowała mojej mamy, a mnie zawsze nastawiała przeciw niej i drugim dziadkom. Opowiedziałam o tym tacie, ze mam takie złe sny, że babcia w nich jest taka jak dawniej jakby zupełnie niczego się nie nauczyła, a tata odparł, ze to pewnie dlatego, ze generalnie babcia była złośliwą osobą przez całe życie.

Dzisiaj tez mi się śniła i starała się zrzucić żaglówkę mojego taty z przyczepy tak, żeby zrobić mi i mojemu małemu kuzynowi krzywdę. W porę odskoczyłam z chłopczykiem  (który ma teraz już ponad 20 lat) oczywiście mówiła , ze nie chciała, ale ja czułam, że ona specjalnie to zrobiła żeby Nas skrzywdzić.
Nie wiem co się dzieje, ale każdy sen z nią jest mało przyjemny, a spodziewałam się, ze po śmierci się zmieni i nie wróci babcia z przeszłości, a wróciła...

18 października 2013

Paraliż senny.

Dzisiaj miałam okropny sen, chyba to był tak zwany "paraliż senny". Wszystko zaczęło się od tego, że nie mogłam zasnąć. Męża nie było w domu, był w pracy na nocnej zmianie. Byłam sama, poszłam jakoś po północy do łózka, modliłam się - ostatnio mam ważną intencje do modlitwy, więc sięgnęłam po różaniec. I tak praktycznie co wieczór od jakiś 3 tygodni chyba lub dłużej, przed snem odmawiam sobie różaniec+inne modlitwy. Usypiam bardzo szybko dzięki temu. Jednak mimo wszystko tym razem udało mi się zmówić tylko 2 tajemnice, byłam bardzo spiąca. Usnęłam, nie wyłączyłam nawet łapki nocnej. Jakos około godziny 03:40 (sprawdziłam na telefonie komórkowym) obudziłam sie. Lampka się paliła. zadzwoniłam więc do męża - miał wyłączony telefon, lub poza zasięgiem. Pomyślałam, że sobie pogram na komórce i tym się "uśpię". Jednak jakiś wstąpił we mnie dziwny niepokój i zaczęłam być jakby "obserwowana" - takie miałam wrażenie. Usłyszałam później pierwsze pomruki nadchodzącej burzy i lekkie "wycie" wiatru, które przypominało jakby śpiewała kobieta. Około godziny 4:30 udało mi się w końcu zasnąć...No iw tedy pojawił się dziwny sen:
Leżę w swoim łóżku, plai się lampka, koło mnie leży książeczka do nabożeństwa i różaniec w woreczku, do tego mój szlafrok, słuchawki do komórki i komórka. dokładnie wszystko tak jak w momencie zasypiania. Jednak jest coś dziwnego. Na wysokości drzwi sypialnianych widzę ekran telewizora i na nim jest mi wyświetlany film. Wiem, że ktoś jest w moim pokoju, więcej niż jedna osoba. Znowu to poczucie obserwowania. Patrze na ten monitor/telewizor a tam jakieś dziwne zakłócenia...nie wiem coś tam było wyświetlane, ale nie pamiętam coś, wiem, że coś było dziwnego. Na chwile zadzwoniłam moja komórka . Jednak staram się odwrócić głowę od telewizora aby ja odebrać i...nie mogę!!! normalnie nie mogę ruszyć ani noga, ani ręką. Leże w pozycji takiej jak zasypiałam. Ogarnął mnie strach, i jednocześnie niedowierzanie, od razu skojarzyłam, że to coś złego jest,. Uczucie było takie jakbym była przykuta do swojego ciała. Chciałam się wydostać z niego, ale było strasznie ciężkie. W końcu coś jakby mnie lekko popchnęło lub kopnęło w prawy bok od strony pleców, a ja wtedy się jakby lekko poruszyłam i krzyknęłam w tym ciele "WON!!!" i w tym momencie obudziłam się cała zlana potem.
To było przeokropne uczucie...szamotania się we własnym ciele!!! Teraz rozumiem co oznacza, że "ciało jest więzieniem dla duszy" jak mawiał jeden z bodajże greckich filozofów...
Nikomu tego nie życzę... Gdy się obudziłam była godzina 5 rano, czyli de facto "spałam" niecałe 30 minut. za moment zadzwoniła moja komórka,aż podskoczyłam na łóżku, spojrzałam to mój mąż oddzwaniał. Opowiedziałam mu, że miałam koszmar. do godziny 6:40 kiedy już świtało nie zmrużyłam oka. Dopiero wtedy kiedy zrobiło się jasno, odsłoniłam roletę w oknie udało mi się zasnąć...i co Wy na to??? co to było???

12 października 2013

Kolejny sen o UFO i nie tylko.

Sen zaczyna się kiedy mam wyjechać niby to służbowo gdzieś samolotem. Zamierzam zabrać małą walizeczkę, bo to tylko tygodniowy wyjazd. Jednak będzie tam wielkie przyjecie służbowe i nie wiem jaką sukienkę wybrać. Szukam w szafie najodpowiedniejszych kreacji oraz dodatków i butów. Pomaga mi mama i jakaś nieznajoma dla mnie koleżanka z pracy, z którą mam lecieć. Dostajemy wiadomość, że lot jest opóźniony i zamiast o 22:00 wylecimy o 23:30. Ja jednak jestem już o 22:00 na lotnisku, gdyż podwiózł mnie wcześniej mój tata. I czekam pod bramką na wejście do samolotu. Widze niezadowolonych pasażerów, którzy właśnie dowiedzieli się, że lot będzie opóźniony. Chce napić się czegoś ciepłego, ale tylko jedna maszyna z napojami działa, a ja nie mam monet.
Kolejna scena ze snu to taka, w której jestem jakby już po przylocie na miejsce w hotelowym pokoju. Z radością i niedowierzaniem odkrywam, ze jest tam moja szafa z mojego pokoju, z moimi ubraniami. Zastanawiam się jak to jest możliwe, że ta szafa, w której wcześniej szukałam sukienek jest tutaj. Pomyślałam od razu, że jak będę wracać to będę musiała wszystko z tej szafy zabrać  i już wtedy wiem, że nie zmieści mi się to do walizki. wybieram jakąś dziwną turkusową sukienkę i klapeczki w takim samym kolorze.
Sen przeskakuje i znajduje się teraz w jakimś opuszczonym budynku, chowam się przed jakąś grupą mężczyzn czegoś ode mnie chcą. Uciekam, na wysokości, pode mną są 2-3 piętra pusta przestrzeń, wiatr hula w tym szkielecie budynku. Boje się , że mnie znajdą.
W następnej scenie jestem z moim mężem u mojej koleżanki na wsi, która ma konia. Wchodzę do jej stajni, spodziewałam się w lepszym stanie, bo niby nowa miała być, a okazała się dość zaniedbana. Konia nie ma, za to są koza i owca. Mój mąż zaczyna okrawać mięso owcy i czyścić je, ja mówię koleżance i jej tacie, że mój maż się na tym zna i zrobi to najlepiej. widzę pajęczyny w tej stajni.
Potem sen zmienia się i jestem w jakimś niedużym mieście. Nadciąga burza z piorunami. Jest dziwna, bo nie pada deszcz, wije lekki wiatr. Koło mnie jest kilka osób zupełnie mi nie znanych. Obserwują niebo tak jak i ja. widzimy na niebie kometę, która zmierza w kierunku ziemi. Jest ona jednak na tyle daleko, że możemy ją bardzo dobrze obserwować gołym okiem w całej okazałości. Nagle gdy uderza piorun tak jakby na wysokości tej komety, zostaje podświetlony kawałek nieba tuż za jej ogonem. W tym momencie (tego podświetlenia piorunem) widzę zarysy jakiegoś statku kosmicznego.  Strasznie się zaciekawiłam co to takiego. Patrze w niebo i czekam na nowe pioruny. Kiedy nadchodzą rozpoznaję już, że jest na niebie kilka różnych (mniejszych i większych) statków kosmicznych. Zaczynam się niepokoić, ale wciąż ciekawość zwycięża strach. Z każdym uderzeniem pioruna wydaje się, ze one coraz bliżej są ziemi jakby powoli lądowały. Nagle tuż obok mnie po mojej lewej stronie, ląduje jeden z wielkim hukiem siada na jakimś budynku i gniecie go. Zaczynam się bać, uciekam jak inni, ale to ufo zaczyna lecieć za mną. Chowam się znowu w jakimś opuszczonym budynku, chowam się za nim, ale mimo wszystko nadal wiem, że to ufo tam jest i na mnie czeka. Nic z tego nie rozumiem. Statek nie wygląda jak dysk tylko jak taki dość płaski trójkąt o podstawie koła. Nie podoba mi się ten kształt. Nagle ktoś mnie ciągnie i wpadam do jakiegoś budynku pełnego ludzi. to chyba jakieś sanatorium dla osób starszych, bo dużo tam staruszków. Ktoś mówi, że tu będziemy bezpieczni. Ktoś inny mówi, że to wysłannicy boga Zeusa i jak zaczniemy się do niego modlić wszyscy to sobie odlecą. Wierzyć mi się nie chce i nie zamierzam się modlić do fikcyjnego boga z mitologii greckiej.
Kolejna scena snu dzieje się nad jeziorem o krystalicznie czystej, zielonkawej wodzie. Wiem, ze na to ufo trzeba uważać, ze ono cały czas jest, ale odkąd przyleciało na ziemię, z planetą dzieje się coś dziwnego. Pokazuje mi to dziwny znajomy facet, powiedział, że jeśli chcę być bogata to muszę z nim wejść na kładkę na tym jeziorze i spojrzeć na dno. Robię tak. Wchodząc na kładkę przypominam sobie, że już kiedyś dawno temu byłam na tym jeziorze z moimi rodzicami. Patrze teraz na dno - jest tam czysty biały piasek. No i nagle z tego piasku wyłania się jakby grudka złota, a potem następna i kolejna, coś jak mały wulkanik złota, to rośnie i już wystaje ponad powierzchnię. ten znajomy mówi, ze złoto rośnie samo jak tylko ruszymy dnem tego jeziora. sprawdzam to i faktycznie przy ruchu piasku powstaje złoty wulkanik i jest złoto. Teraz odwracam się i widzę pełno tego złota, które idzie wzdłuż tej kładki aż na pole. Ten znajomy prosi mnie o bezwzględną dyskrecję, nikt się nie może o tym dowiedzieć, bo zleca się zaraz ludzie i wszystko zniszczą i rozgrabią. W tym samym momencie pojawia się nad brzegiem jeziora grupka ludzi i pyta się co to za złoto, ale mówimy, że nie wiemy, że to widocznie samo wyrósł jakiś minerał. Odchodzą dalej, a ja w tym momencie przenoszę się do mojego rodzinnego domu, do naszej łazienki. Jest tam moja mama, która pokazuje mi swoją nowa fryzurę, wygląda w niej pięknie o 20 lat młodziej i tak na prawdę mało jest podobna do mojej mamy. Jednak wiem, że to ona.  Budzę się.

10 października 2013

Stacja kolejowa

Dzisiaj we śnie znajdowałam się na stacji kolejowej.  Tam miałam czekać na swoją przyjaciółkę. jednak długo jej nie było. Okazało się, ze nie mam biletu i nie mam tez pieniędzy na bilet. Stacja przypominała połączenie metra i kolei. Na najniższym poziomie było metro, potem kolej a na najwyższym na powierzchni była stacja autobusowa. To wszystko znajdowało się niby w Warszawie.
Czekałam na przyjaciółkę zdenerwowana, ze przecież jak razem pojedziemy skoro ja nie mam biletów. Zjechałam schodami na sam dół stacji na peron metra, trochę się tam pokręciłam bez celu  patrząc na wjeżdżające wagony metra, a następnie schodami z 2 strony peronu udałam się na wyższy poziom. wo wszystko przypominało jeden wielki labirynt schodów i schodów ruchomych. Coś pomyliłam i znalazłam się jakby w tunelu kolejowym, widziałam peron i tam zaczęłam iść, ale musiałam nagle odskoczyć w bok, bo podjechał pociąg, ale chyba na mnie czekał, aż przejdę przez tory i zejdę na peron, gdy to zrobiłam ruszył. Pokręciłam się po galerii i peronach, znalazłam jakieś wyjście na powierzchnię, ale musiałam wejść po bardzo stromych schodach na górę, koło tych schodów leżeli różnie bezdomni. Pamiętam tam jakąś dziewczynę, od razu oceniłam ją, że pewnie to narkomanka. Bałam się bardzo koło tych ludzi przejść. Jednak pokonałam strach i weszłam na górę po tych schodach. Potem zauważyłam przyjaciółkę, powiedziała, ze się spóźniłam. Chyba powiedziałam, ze nie mam biletu, wsiadłyśmy do autobusu , który był całkiem pusty i bardzo się bałam, że złapie Nas kontroler, ale na razie nikogo nie było. Jednak strach ten i niepokój pozostał.
Kiedy tak jechałyśmy tym autobusem, obudziłam się.

8 października 2013

Pies,konie,starzec.

Śniło mi się dziwne mieszkanie, w którym miały powstawać zjawiska paranormalne. Poszłam sprawdzić jaka jest przyczyny ich występowania. Okazało się, że był tam czarny pies, który na początku na mnie warczał, a potem zaczął się ze mną bawić. Okazał się później, że to suka i ma szczeniaki. Pełno ich było, ale jeszcze były tak małe, że nie widziały na oczy. było ich ze dwadzieścia. W kuchni tegoż mieszkania było posłanie na, którym położyła się suczka i karmiła je własnym mlekiem. Pomyślałam, że sama jest pewnie głodna, więc nalałam mleka z lodówki do miski i postawiłam przy jej posłaniu. Zaczęła łapczywie pić. Wtem rozległ się dzwonek albo pukanie do drzwi podeszłam i otworzyłam. Stał tam okropny starzec, ubrany jakoś biednie jakby bezdomny. Miał w reku jakiś dziwny przyrząd - niby peseta, ale jakby o półkoliście wygiętych szczypczykach, które były zrobione z mosiądzu. Tym uderzył mnie w wierzch mojego nosa, aż poszła mi lekko krew z otartego naskórka. Wiedziałam, wtedy, że mam mu być posłuszna, chociaż wiedziałam, że to zły człowiek. zapytał się, czy może wejść, zawahałam się, ale wtedy poczułam ból nosa i odruchowo zaczęłam go ściskać, wtedy ten starzec wszedł do mieszkania, powiedziałam: "Tak, proszę bardzo, proszę wejść". Obserwowałam go. Nie podobało mi się, że tu jest, ale wiedziałam, że to nie moje mieszkanie, więc nic nie mogę zrobić. Nagle przybiegła czarna suczka z kuchni i zaczęła mnie bronić i cały czas warczała na tego starca. On się opędzał od niej, ale powiedziałam mu, że to chwilowe i ona zaraz przestanie. Następnie udał się do kuchni, kiedy ja próbowałam uspokoic psa. I wtedy zaczęłam słyszec piski, płacz i krzyk tych małych szczeniaków. Wpadłam do kuchni i moim oczom ukazał się makabryczny widok: starzec wsadzał w pyszczki tych szczeniaków tę dziwną pesetę tak, że wychodziła na wylot, rozrywał im szczęki, az lała się krew, a one w męczarniach konały. Próbowałam go powstrzymać, mówiła, prosze tego nie robić, niech Pan przestanie, ale on się dziko uśmiechał i rzucał tymi szczeniakami o podłogę. Jeden szczeniach zdechł mi w dłoniach. W tym momencie obudziałam się, nad ranem, serce waliło mi jak oszalałe. Miałam wstac, ale obróciłam się na 2 bok i szybko usnęłam.
Miałam wtedy kolejny sen w którym widziałam konie w moim mieście jako rodzaj transportu, widziałam, że blisko mojego miasta rodzinnego powstały pagórki, z których można oglądać piękne morze. Byłam na spacerze i zauważyłam swoja koleżankę z liceum, która jechała konno. O czymś rozmawiałyśmy, chyba o koniach, pytałam ile płaci za jazdę na godzinę i gdzie tu jest stadnina. Potem widziałam 2 konie ciężkie, które kiedyś widziałam na wakacjach nad jeziorami. Stały sobie koło opuszczonej posesji w moim mieście , jakieś 2 ulice dalej od mojego domu i skubały trawę. Moje miasto było jakby wyludnione, część domów puste, część posesji strasznie zaniedbanych. Weszłam jeszcze raz na pagórek, żeby zobaczyć kawałek morza i plażę.

30 września 2013

Zamrożeni ludzi i odkrycie archeologiczne.

Dzisiejszy sen był dziwny, co prawda nie pamiętam dużo szczegółów, jednak ogólnie sen tu opiszę - tyle co z niego zapamiętałam. Sceneria snu była w nocy, było ciemno i ja szukałam kogoś w terenie. W śnie odczuwałam niepokój, że coś się może jeszcze wydarzyć. Bałam się i jak najszybciej chciałam wrócić po swoich poszukiwaniach do domu. To niby działo się wszystko w okolicach mojego rodzinnego miasteczka.
Nie wiem czego lub kogo szukałam, nie pamiętam tego, ale ilekroć gdzieś poszłam natrafiałam na zamrożonych ludzi. Byli zamrożeni w taki sposób jakby ktoś np włączył przycisk pauzy w filmie.  Obojętnie co robili w takich pozach czy gestach były zamrożeni, nie ruszali się. Jak podchodziłam bliżej ogarniał mnie chłód z ich ciał i strach. Z daleka widać było jakby szron na tych ludziach, ale jak się przechodziło blisko to tego szronu już nie było widać. Pamiętam ze snu, że zastanawiałam się czy to samo spotkało kiedyś ludzi w starożytności.
Sen przeskoczył i jestem ze swoja koleżanką ze studiów w centrum mojego miasteczka, znajdujemy się przy dawnym nieczynnym już obecnie sklepie metalowym, na jego ścianie koleżanka odkryła przypadkowo jakieś starożytne malowidło. Wcześniej przyznała się, ze znalazła na ziemi i na jakimś budynku płaskorzeźby przedstawiające głowy konia i lwa? Pokazała mi jedna płaskorzeźbę, była wykonana z białego marmuru i mieściła się na otwartej dłoni, nie była bardzo ciężka. Powiedziała mi, że powinnyśmy szukać dalej, bo może być tego więcej. Coś jeszcze się potem działo, ale nie pamiętam co dokładnie. Wiem, tyle, że próbowałyśmy jakoś odkryć więcej tego starożytnego malowidła, ja coś robiłam na tej ścianie i wyszło na koniec, że przedstawia ono jakby Atenę na koniu. Niestety trzeba było odpowiednio poświecić, pod odpowiednim kątem, żeby mozna było zobaczyć to malowidło, było bowiem, już bardzo wypłowiałe i ledwo widoczne. Wykonano je chyba jakąś czerwono-pomarańczowa farbą. czułyśmy się bardzo podekscytowane, gdyż to było bardzo ważne archeologiczne znalezisko.

19 września 2013

Cmentarz i wojna w Syrii

Pierwsza część snu dzieje się na cmentarzu w Polsce. Jestem tam z kimś i szukamy czyjegoś grobu - niby kogoś z rodziny, ale nie pamiętam kogo. Wędrując alejkami cmentarnymi widzę ludzi, którzy jakby szabrowali cudze groby. Czuję niepokój. Ktoś jest cały czas ze mną (chyba moja mama) i ten ktoś mówi mi, że z grobów kradną kwiaty, które potem są znajdowane , albo pod płotem cmentarza, albo na grobach innych osób.

Sen przeskakuje i znajduję się na ulicy w Syrii. Jestem z jakimś małym syryjskim chłopcem. Rozmawiamy po polsku. On mówi mi, że tutaj nikt dzieci nie uderzy i nie zaatakuje, że spokojnie możemy wyjść na ulice. Wpadam wtedy na szalony plan. chce wyjść z tym chłopcem i z biała flaga. Nigdzie nie mogę znaleźć czystego materiału. Wszystko jest bardzo brudne zakurzone, pobrudzone. Szukamy na gruzach. Znajduję jakiś pręt, na którym chce przywiązać tę flagę. Musze stamtąd wyprowadzić grupę dzieci, które czekają na mnie chyba w jakimś budynku. Ten chłopiec ma mnie tam przyprowadzić. W końcu pręt, który miałam użyć do flagi, łamie mi się, ale w krotce znajduję porządny, nowy w jakimś budynku. Sa tam Syryjczycy i żołnierze USA i UN. siedzą razem i czekają na tak czołgów. Nagle ktoś podaje mi brudny t-shirt, ale tylko z jednej strony jest brudny z drugiej jest biały, wiec szybko wiążemy go na tym pręcie jak flagę i zbiegamy po schodach tegoż budynku na jego tyły, gdzie jest bardzo zielony ogród i szklarnia. Biegnę do tej szklarni, ale widzę grupkę młodych żołnierzy, bojąc się gwałtu, wycofuję się do tego budynku, Jakiś amerykański żołnierz pokazuje mi niebo i widzę nagle dziwne odrzutowce. On mi tłumaczy , ze to ich najnowszy wynalazek. widzę ogromne skrzydła i te odrzutowce przypominają mi pterodaktyle - wymarłe latające dinozaury, bo skrzydła w kształcie mają bardzo podobne, a dziób samoloty przypomina jakby taka głowę tego pterodaktyla. Są zrobione z metalu  w kolorze fioletowo-srebrno-niebieskim. Są bardzo głośne, taki dźwięk jak samolotów MIG albo F14. Boję się, bo widzę, ze zawracają, zrobić nalot nad miastem. Chowamy się w głąb tego budynku. Potem wychodzimy drugim wyjściem na ulicę i już wokół mnie jest pełno dzieci syryjskich, które próbują się za mną schować. Obserwuję siebie z pewnej odległości. Wychodzę na środek ulicy z ta flagą i z dziećmi, ale nagle wjeżdża przez barykadę czołg i chyba chce do Nas strzelić. wycofujemy się z ulicy do tego budynku, zabierają Nas żołnierze, chowam się gdzieś, po czym budzę ze snu.

15 września 2013

Babcia, duchy, szpital i ciąża.

Sen zaczyna się kiedy to jestem z moją ś.p niedawno zmarła babcią. Uciekamy i ukrywamy się przed...duchami. Tłumacze jej, że to duchy, ukrywam ją, ale wiem, że przed nimi nie uciekniemy i, że tak naprawdę to babcia je na mnie nasyła, żeby sie bała. Nie mówię o tym, że wiem, że to ona robi. Kiedy uciekamy po ulicy, jest noc, chowamy się w rowie, w krzakach, ale wiem, że i tak zaraz nadleci jakiś duch i będzie chciał mnie atakować.
Po tym śnie, kiedy to obudziłam się w środku nocy, poczułam jakby babci obecność w naszej sypialni. Pomyślałam, też, że babcia potrzebuje modlitwy, gdyż teraz sama pewnie walczy w zaświatach, gdyż nie była zbyt dobrą osobą za zycia i, że to jest jej taka jakby pokuta, że jesli zrozumie swoje błędy to pójdzie do światła. Zmówiłam szybko modlitwę i zasnęłam.
W kolejnym śnie spotykam rodzinę mojego męża, jest też mój mąz. Są w tym śnie dwie moje szwagierki, z którymi mam dośc dobry kontakt w życiu realnym. Czekamy wszyscy wszpitalu, na mój poród. Chociaż ja wcale w ciąży nawet nie jestem, czekam, bo dzisiaj jest niby termin mojego porodu. Chodze po korytarzu szpitalnym, jest jasno. Wchodzę do swojego spitalnego pokoju i na leżance lezy jedna z sióstr mojego męża. Rozmawiamy chyba o moim dziecku. chcę jej powiedzieć, że nawet jeszcze nie jestem w ciąży, ale wiem, że tego nie zrozumie. Potem przychodzi kolejna siostra ze swoim małym synkiem, bawię się z tym dzieckiem. Ona prosi mnie o lakiery do paznokci, więc wstaję i daje małemu spore pudełko kartonowe z lakierami. Myślę, że sama tez pomaluję sobie paznokcie odzywką. Potem chyba przychodzi do mnie lekarz, pyta mnie o coś. Jestem wielce podekscytowana, jakbym nie mogła się doczekać i ciąży i porodu. Potem nagle sen przeskakuje i widze siebie rpzez moment w ciązy, ciezko mi wstać ze szpitalnego łózka, ale nadal nie mam bóli porodowych. Zastanawiam się, czy nie pójdą na latwiznę i nie zrobią mi cesarskiego cięcia, nie chcę tego, wolę naturalnie urodzić. Rozmawiam o tym z moim męzem. Ten jest nie zadowolony, że zamartwiam się na zapas. Czuję ogromne uczucie w sobie jakby podniecenie, że coś się wydarzy, jakby wielka ekscytację. Mój mąz zaczyna wypytywać mnie o konie w Polsce i temat zaczyna sam iśc w kierunku wiezionych do rzeźni koni. Sen wtenczas przeskakuję i widze konia, który własnie jest rpzeznaczony na rzeź, ktos rpowadzi go na długiej plastikowej mocnej taśmie, jakaś dziewczyna z długim warkoczem na nim siedzi, ale koń sie opiera i próbuje zrzucić dziewczynę. My z mężem idziemy w niedalejkiej odległości za nimi, ja wciąż mężowi tłumaczę, że konie sa okaleczane, żeby kierowcy, które je worzą do rzeźni nie płacili dużego cła na granicy czy w skupie. Mój mąż jest tym zdruzgotany. Cały czas czuję to dziwne uczucie podekscytowania jakbym na coś czekała, na kogoś i nie mogła się doczekać. Z tym uczuciem budze się i nadal nawet pisząc te słowa to uczucie nadal jest.

2 września 2013

Trzy sny: wypadek, pies, koty i konflikt w Syrii...

Sen 1:

Jadę po moim mieście ze swoją niedawno zmarła babcią w aucie pewnego znanego vlogera kulinarnego z YouTube. Mam wypadek samochodowy: nagle zajeżdża Nam drogę auto. Chłopak, który prowadzi auto, aby uniknąć zderzenia, skręca raptownie w lewo i wpadamy w poślizg. Nie wiem co robić, to są ułamki sekund, gdy odpinam pas bezpieczeństwa(coś mi każe to zrobić). Siedzę z tyłu auta. Drzwi się otwierają i wypadam przez nie w czasie, gdy samochód wiruje dalej. Babcia zostaje w tym samochodzie, gdy to uderza czołowo o słup lampy ulicznej przed naszym miejskim zakładem pogrzebowym. Prowadzący chłopak wypada siła uderzenia przez przednia szybę i centralnie czołem uderza o ten słup lampy. wiem, że to koniec, słyszę głuchy odgłos i widzę krew tryskającą mu z obu uszu. Potem widzę go, jak leży przy krawężniku, jestem w szoku, że nawet boję się sprawdzić mu tętno. Babcia robi to za mnie, mówi "to koniec". Widzę sine usta chłopaka i jego tępy wzrok. Sen przeskakuje i jestem z babcią na sali sądowej. Czekamy na wyrok, gdyż oskarżono Nas o nie udzielenie poszkodowanemu pierwszej pomocy. Okazuje się, ze chłopak zmarł, ale w szpitalu na obrzęk pnia mózgu. Sąd uznał jednak, że nic nie mogłyśmy już wtedy poradzić, bo uderzenie jego głowa o słup było tak silne, że właściwie poniósł śmierć na miejscu.

Sen 2:


Jestem u siebie w rodzinnym domu. wychodzę a taras w salonie i widzę na nim swoje koty. Jest tam zmarły niedawno mój bury kot oraz drugi, który nadal żyje - czarny. Widzę też 2 nowe koty: rudy pręgowany i chyba szary. Ten mój zmarły bury kto jednak zaprzyjaźnia się z tym rudym i widzę ich jak śpią razem pod stołem w salonie. Teraz mój wzroku idzie ku ogrodowi, gdzie jest mój pies, który wybiega z tarasu za moim czarnym kotem i tym nowym szarym. Nagle zza krzaków wychodzi malutki czarny kociak, mój pies rzuca się ku niemu i rozszarpuje go na moich oczach, mimo, że krzyczę biegnąc "nie rusz, zostaw, nie wolno!" nic to nie pomaga, mój pies dosłownie chrupie i połyka tego kotka. Jestem zła na mojego psa, wołam go do domu i tam dostaje ode mnie ręką po pysku, kuli ogon, już wie, ze źle zrobił.

Sen 3:

     Sen przeskakuje od poprzedniego i jestem teraz gdzieś w górze, z jakimś żołnierzem. Pokazuje mi on na komputerze Syrię. Zaznaczone są tam wszystkie siły syryjskie oraz wojska USA. Wyjaśnia mi, że tu możemy obserwować co się tam dzieje i śledzić każdego z komandosów USA, którzy tam mają zakładać materiały wybuchowa. Pokazuje mi kropkę na monitorze i mówi: "To jest jeden żołnierz, obserwuj go.". Pytam " a gdzie ma on dojść?". Pokazuje mi punkt na mapie. Teraz widzę znaczek helikoptera - to wszystko wygląda jak ze starej gry komputerowej - tych syryjskich helikopterów jest dwa i krążą one nad tym żołnierzem, szukają go. głośno wyrażam swoje zmartwienie, aby go nie wyśledziły i nie znalazły.
    Teraz sen znowu przeskakuje i widzę ciemny okręt marynarki wojennej na morzu. Wszystko oglądam jakby z góry jakbym była np. w jakimś helikopterze lub samolocie. Do mniejszej łodzi schodzą z tego okrętu żołnierze. Wiem, że to amerykanie, poznaje ich charakterystyczne mundury. We śnie jest mi powiedziane, ze to amerykański desant.
   Sen zmienia scenerię i jestem teraz w jakimś opustoszałym mieście w blokowisku. Niby to jest moje miasto, ale w rzeczywistości nie mam tam takiego blokowiska. w każdym razie wszystko jest jakby opustoszałe. Sklepy są pozamykane i pozabijane falistymi blachami. Cofam się do wnętrza budynków. Na ulicach ludzie bardzo zmartwieni wyglądających na biednych. W budynku gdzie teraz jestem jest ciemno i ponuro. Chyba schodzę, gdzieś do piwnicy, gdzie jest kilka osób.
    Nagle sen zmienia się i widzę horyzont z morzem. Jestem na którymś piętrze w wysokim bloku, widzę część miasta - same bloki obdrapane i widzę trochę plaży i morze spokojne. Jestem teraz już w innym kraju, nagle słyszę stłumiony huk, a następnie za kilka sekund drżenie ziemi. Tam za horyzontem jest Syria. Wtem widzę błysk i wielka kule ognia, która w kilka sekund zamienia się szybko w kule jakby energii. Staje się ona przezroczysta z licznymi fioletowo-czerwonym jakby piorunami wewnątrz i zasysa jakby cały pył wytworzony po wybuchu do środka. To nie jest bomba atomowa, bo nie ma grzyba. Wiem, że USA zrzucili na Syrię bombę najnowszej generacji. Zastanawiam się czy to bomba wodorowa czy plazmowa. Z tych rozważań wybija mnie wiatr, słaby, a potem silniejszy, widzę kłęby dymu od tej bomby na horyzoncie, a potem jestem już na dole budynku i krzyczę do ludzi: "Zrzucili bombę, idzie fala uderzeniowa, kryjmy się, do piwnicy, szybko!"/ Jest panika, ludzie biegną do domów, do piwnic. Silny wiatr wzbija tumany kurzu i pyłu na ulicach. Widze starsza kobietę mi nie znaną, krzycze do niej "babcia chodź szybko do piwnicy, idzie fala uderzeniowa, szybko nie ma czasu, chodż ze mną do piwnicy!"/ Ona jednak nawet sie nie dowraca w moją stronę, nie reaguje, ucieka wręcz przede mnie. W końcu ktoś siła wciąga ją do środka domu i zatrzaskuje drzwi. Ja szybko wracam do tej piwnicy w bloku. Myślę, sobie, że Syrii już nie ma po tej bombie.
      Sen przeskakuje i jestem znowu w salonie w rodzinnym domu. Okna wszystkie mamy szczelnie pozamykane i pozabijane sklejka, dyktami, drewnem. Słysze jak z ulicy ściągają na silę ludzi żołnierze. Chcą dobrze, ale ludzie boja się i nie chcą iść. Muszą jednak przejść kwarantannę po tej fali uderzeniowej są bowiem cali w pyle. Jestem zamknięta z psem, kotami i rodzicami w moim domu rodzinnym. Nie można wychodzić na zewnątrz przez ten pył, który jest bardzo szkodliwy dla płuc i oddychania. Nagle z wojskowej ciężarówki ucieka kobieta, krzyczy do nas: "Błagam, wpuśćcie mnie, muszę zadzwonić". Żołnierze siłą ją chcą wciągnąć na ciężarówkę. robi mi się jej żal, bo to aktorka - Joanna Liszowska. Jej piękne blond włosy kręcone, są teraz matowe i oklapłe w kolorze szarym. Wpuszczam ją mimo zakazu do domu. wita się z Nami, mówię , że może zadzwonić. Potem przekazuje jej, że może wyjść drugim wyjściem.
    Sen zmienia scenerię i jestem na tyłach swego domu, na werandzie, widzę drugi budynek, który kiedyś był warsztatem dziadka. Nagle pojawia się niesiona wiatrem puszka, która wygląda jak te po farbie, ale z jej wnętrza wydobywają się kłęby dymu i pyłu. Jest tu ze mną jakiś wojskowy i krzyczę: "szybko uciekajmy do domy". Ja uciekam i obserwuj e już z drugiego piętra przez okno, jak bada tę puszkę dwóch żołnierzy. Jest mi teraz powiedziane we śnie, że to zostało przywiane po tym wybuchu bomby w Syrii i trzeba tę puszkę i pył usunąć. Pył jednak jest w całym mieście i wszędzie. W tym momencie budzę się.

29 sierpnia 2013

Poród koleżanki

Sen dzieje się niby u mnie w mieście. Dostaję wiadomość przez sms od swojej koleżanki, która zaczyna rodzić. Znam ją od zerówki. Idę pod dom jej rodziców. Pełno tam osób. Zdaję sobie sprawę, że to jakieś wielkie wydarzenie. Widze swoich znajomych ze szkoły podstawowej, koleżankę ze studiów i zastanawiam się jak one się poznały, bo przecież nie znały się w życiu realnym? Widze tez tam moją siostrę cioteczną. Jest także dziadek tej koleżanki - chociaż nigdy go nie poznałam przez tyle lat. Jest tez siostra i rodzice mojej koleżanki. Jak docieram do domu, w którym jest gwar i wszyscy biegają z pokoju do pokoju, to wiem, że już jet po wszystkim. Dziwi mnie jednak fakt, że urodziła swoje pierwsze dziecko w domu, a nie w szpitalu. Wiem, że to jest córka. Niestety nie widzę dziecka. Koleżanka z moich studiów dostaje miniaturowe skrzypce i ma coś na nich zagrać, ale kiepsko jej wychodzi, chociaż pierwszych kilka dźwięków jest dość czystych. Wchodzę do pokoju gdzie leży w łóżku moja koleżanka. Koło niej jest moja siostra cioteczna. Uśmiechają się do mnie, moja koleżanka narzeka, że poród był okropny, ale teraz jest dobrze. Moja siostra cioteczna mówi mi o czymś, ale nie pamiętam o co jej chodziło. Wiem, że muszę stamtąd wyjść i obiecuję, że wyślę smsa lub zadzwonię do koleżanki następnego dnia.

27 sierpnia 2013

Pociąg i prom.

Jestem na stacji kolejowej z mamą. Mamy gdzieś jechać, ale coś jest nie tak z pociągami. zatrzymują się w szczerym polu, a tory porośnięte są wysoką trawą lub krzakami. Ta stacja kolejowa jest gdzieś pod dużym wiaduktem. My czekamy na swój pociąg, ale przyjeżdżają nie te, które powinny. Ludzie wsiadają z poziomu ziemi. Pan motorniczego ubranego w stary mundur konduktorski, kiedy nasz pociąg nadjedzie powiedział, że niedługo, ale wpierw puszczą stare modele lokomotyw. Zapowiedział to również przez megafon, że to będzie atrakcja, bo normalnie one nie jeżdżą już. Widziałam 2 stare parowe lokomotywy, byłam tym podekscytowana. Potem przeszłyśmy na drugą stronę tych torów zważając , czy jedzie jakiś pociąg czy nie. Owszem jechał, ale abrdzo daleko, wiec szybko żeśmy przeszły. Wsiadłyśmy do pociągu, ale jemu skończyły się tory. wyjrzałam przez okno i widziałam, że pociąg jedzie normalnie po drodze, lecz maszynista zawraca i chce wjechać na torowisko. Pamiętam scenerię - pociagi podmiejskie takie jakie jeżdżą teraz  albo same jeździły, albo były doczepione do nowszych lub tych starych lokomotyw, które je ciągnęły. Stacja w szczerym polu, ale blisko rozjezdni pociągów, bo było dużo tych torów, do tego rosły wysokie topole, wzdłuż tej drogi, po której jechał przez pewien moment nasz pociąg. Po tym jak wjechał na właściwy tor sen się zmienił.
Jestem teraz na dużym pasażerskim promie ze swoim mężem, jego ojcem, a moim teściem, moja mamą, siostrzeńcem męża i młodszą siostrą mojego męża. Jesteśmy na górnym pokładzie, siedzimy i rozglądamy się. Prom jest bardzo duży, na tym pokładzie górnym, na świeżym powietrzu spacerują osoby Nam nieznane, niektóre się opalają. Moj teściu rozmawia ze swoim wnuczkiem co chwile tak jakby mu dogryzał. Mój mąż mówi:  "tato przestań, on jest jeszcze mały". W kocu teściu nie reaguje i mówi coś brzydkiego do małego - nie pamiętam co. Mały się zrywa i idzie do barierki. Mowie do męża, niech Twoja siostra z nim idzie, bo jeszcze wypadnie na dół. Moj mąż każe swojej siostrze iść za małym, ale ona robi to bardzo powolnie, powoli sie podnosi i wpierw woła go po imieniu, mały nie reaguje tylko wspina sie na barierkę i..spada...zrywam sie na rowne nogi i biegne tam, widzac, jak mały zsuwa sie po markizie zamontowanej na pokladzie pod nami i zjeżdża dajlej w dół, potem mi znika z oczu. Słysze wyraźny plusk wody i preczuwam najgorsze, że wpadł do wody. Mój mąż w panice mówi, ze idzie do kapitana by zawracał, ja z moją mamą, która nagle pojawia się koło mnie, biegniemy na dół szukać małego, wołamy go po imieniu, ale sie nie odzywa. Potem widzę, jakiegoś dorosłego mężczyzne w wodzie, myślę że to ten siostrzeniec, ale zdaję sobie sprawę, że jest za wyrośnięty, że to jakis obcy mężczyzna pływa sobie. Za chwilę widzę grupkę turystek w czerwonym bikini, które leżąc chyba na pontonie popijają szampana, a koło nich w wodzie widzę kilku mężczyzn. Pomyślałam, że to turysci z wyspy, którą mijamy właśnie.
Zbiegam na dol do głównego hallu promu i mowie mamie, idź w prawo a ja w lewo i za godzinę spotykamy się tutaj . Mojej mamie gubią się kierunki zamiast w prawo idzie w lewo , mowie jej "nie to ja mam iść w lewo, a Ty w prawo", ale mama znowu robi błąd , w końcu mowie "ok idź w którą stronę chcesz, ale widzimy sie tutaj pamietaj". Mama kiwa glowa i znika, ja szukam malego, ide zagladam do nocnego klubu na promie, gdzie teraz zawieszaja nieprzezroczyste gubre kotary, nie chce tam wchodzic, ale zagladam, malego nie ma. Teraz sen przenosi mnie na brzeg, widze ze prom przycumowany. Pomyslalam, ze mezowi udalo sie poprosic kapitana. Wychdoze na brzeg i widze grupke dzieci, zagladam do nich, ale rzadne z nich to siostrzeniec meza. Podchodzi do mnie jednak dziewczynka w wieku ok 8-10 lat i pyta mnie: "Szukasz tego chłopca?", potwierdzam skinieniem głowy. Onba na to "to chodź poszukamy go razem". Szukamy, wchodzimy gdzies niedaleko promu, ale nie ma go, w pewnym momencie wchodzimy na prom, gdyz ten musi juz odplywac. W torbie papierowej, ktora nagle mi sie pojawia, slysze dziwny pisk i ruch. Otwieram i mowie tej dziewczynce, "a co to może być"? Patrzę a to pisklę ptaka kiwi, bardzo duże i wyrośnięte, mówię jej "nie mozemy go zbarac, trzeba go wypuscic". wypuszczam ptaka, aczklwiek, on na mnie patrzy i mam wrazenie, ze zacznie za mna chodzic jak za matką. W pewnym momencie dziewczynka mowi "dajmy mu cos do zjedzenia" i rzudca sie do starego drzewa, ktore tu rosnie, w jego podsdtawie jest spróchniała dziura i tam siedzi duzy wij wielkosci 20 cm. Wiem, ze jest on niebezpieczny, mowie jej, nie bierz tego, nie dotykaj", ale ona wykopuje butem tego wija, wij leci i laduje na mojej głowie, krzyczę do niej "zdejmij mi go szybko!", ale wij miota sie zaplatany w moje wlosy, czuje jak rysuje ostrymi kolcami moja skórę glowy. W końcu udaje sie dziewczynce go wyplatac, ale spada na moja szyje i zaciska sie czesiowo na szyiu i na moim prawym policzku i czuje jak wciskaja sie kolce w moja skore. Mowie jej "odczep go szybko!". Jakims cudem odczepia go, jestem wpanice, uciekam stamtad. Potem mowie tej dziewczyce: "oszalałas, on jest bardso niebezpieczny, bardzo jadowity, dzieki Bogu mnie nie ukasil, inaczej trafilabym do spzitala na minimum 14 godzin. Nie dotykaj go nigdy, mogłam umrzeć!". Jestesmy na promie, dziewczynka znika, a pojawia sie moja mama zplakalna, widze ja w towarzystwie obcych ludzi, cos wspolnie jedza, a moja mam pije jakis owocowy koktajl. Pytam jej sie co z malym, a ona mowi "nie znalezli go jeszcze, pewnie sie utopil". Mama placze, a ja sie zastanawiam jak my teraz powiemy o tym jego mamie, czyli mojej szwagierce...


ps: woda w morzu w tym śnie była mętna i zielona, wiem, że wg sennika to zły znak, już sen wcześniej w basenie ze snu woda była brudna. Czekam na rozwój sytuacji i przygotowuję się na jakieś kłopoty...

25 sierpnia 2013

Sen o ratowaniu męża i dojeniu koni.

Jestem z mężem w szkole, wydaje się, ze to szkoła moja podstawowa, ale jednak wygląd zewnętrzny i wewnętrzny budynku jet całkowicie inny niż w rzeczywistości. Na pewno dzieje się to u mnie w mieście. Mój mąż nagle znika mi z oczu, poszedł do łazienki za potrzeba, ale coś długo go nie ma, a ja nie wiem czy mam wejść do tej toalety czy nie. chyba pytam kogoś, czy nie widział mojego męża, ale ten nic nie mówi. Za to w głowie pojawia mi się myśl "sprawdź na zewnątrz szkoły". Wybiegam i szukam, pytając ludzi, ktoś mi wskazuje na korytarz w szkole, i widzę tam mojego męża skulonego, grupkę wyrostków, którzy się nad Nim znęcają. znowu wiem, ze mam go od tego ochronić, wzburza we mnie chęć zemsty i nienawiść. biegne tam już mega wkurzona i krzycze "zostawcie go!". Oni się rozstepują, ale jednak nie odchodzą. Zabieram męża, jest wystraszony, pytam się, co mu zrobili, ale nie chciał powiedzieć. w głowie pojawia mi się myśl, że może chcieli go wykorzystać seksualnie, pytam go o to a on potwierdza kiwnięciem głowa. Pytam czy doszło do czegoś, ale mąż zaprzecza.
Uciekamy z tej szkoły. Sen przeskakuje i jestem gdzieś na jakimś nieznanym dla mnie osiedlu. Mojego męża nie ma ze mną, ale jest mój tata. Ponure to miejsce, jakieś ciemne niebo, jakieś wgłębienia po stawach? Znowu sen przeskakuje. Jestem teraz z mamą ona ma coś kupić, nie wiem co, ale zaprowadza mnie do jakiegoś miejsca. Są jakieś dziwne czasu i w sklepach nie ma prawie nic. W międzyczasie pojawia mi się scena w tym śnie, jakbym ją sobie przypominała: ja w domu zabarykadowana z bronią w reku, stoję za drzwiami, obok mnie mama, odliczał głośno od 10 do 0 i wtedy mam strzelić po otwarciu w drzwi w kogoś kto tam jest i się nie odzywa. Odliczam i przy słowie "dwa", odchylam jakby małe okienko w dole drzwi i widzę małego chłopca, który trzyma rewolwer i chowa się za rogiem ściany. Odliczam dalej aż do 1 i wtedy otwieram drzwi. Jednak mały jest wystraszony, wiec zabieramy go do domu z mama i tłumaczymy, żeby nigdy broni nie używał bo jest bardzo niebezpieczna, zabieram mu ten rewolwer i widzę, ze jest jakby dorabiany domowymi sposobami. W tym momencie to owe wspomnienie znika i widzę mamę jak zabiera coś z polki w sklepie. Pyta się kasjerki czy dostanie.......(tu zapomniałam wyrazu po obudzeniu się). Kasjerka mówi, ze tak, ale sami będziemy musiały po to pójść. Wychodzimy przed sklep i widzę, ze on mieścił się w czyimś prywatnym domu. w ogrodzie ktoś koniec przyprowadza, 3 klacze i zaprasza mnie kobieta żeby pomoc je wydoić to wtedy będziemy mogły zabrać kobylego mleka ile chcemy. Pytam ja czy technika dojenia jest taka sama już u krowy, ona mówi ze tak, wiec ochoczo zabieram się do dojenia, ale zanim dotknę konia, przyjeżdża jakiś młody człowiek bryczka i mówi ze mnie obwiezie po okolicy, wsiadam i dowozi mnie do basenu. Nagle dostaje jakby kataru i cieknie mi z nosa, myślę, ze na basenie muszą być toalety i jest pewnie papier toaletowy to użyję go do wytarcia nosa, ale nic takiego nie ma, a basen jest opustoszały i jest w nim mętna woda. Wychodzę stamtąd, widzę te kobietę od dojenia koni. wychodzę nadal z mokrym nosem. Niestety mama się spieszy i nie zdarzam ani konia udoić, ani zapytać się czy mogę przychodzić na nich pojeździć.

21 sierpnia 2013

"Sen jak film s-f." - nowe okoliczności wyjasniające ten sen!

Mam nadzieję, ze pamiętacie mój ostatni sen. Niespodziewanie przyszło jego wyjaśnienie, niestety w dość przykrych okolicznościach.
      W śnie to miejsce, które mi się śniło wyglądał jak szpital, ludzie byli ubrani na biało w coś na kształt kitla, było dużo obcych osób i mój mąż (lezący wpierw na łóżku), którzy czekali wraz z bronią, aby walczyć z robotami. stali przed wielkimi wrotami. Tym wszystkim ktoś zarządzał i przyglądał się na monitorach. Chciałam pomóc mężowi, ale nie mogłam, wiedziałam, ze tak ma być, że ma umrzeć. - to w takim skrócie.

Wyjaśnienie:

Sen miałam 18 sierpnia w nocy. Nastepnego dnia tj. 19 sierpnia, dostałam sms od mamy, że moja babcia, z którą mieszkaliśmy cały czas, źle się poczuła i została zabrana karetką do szpitala z lekkim udarem.
    Następnego dnia tj. 20 sierpnia, moja mama pojechała po południu ją odwiedzić, babcia czuła się już lepiej, poznawała mamę, czasami coś jednak od rzeczy mówiła - ostatnimi czasy jej postępująca demencja się pogłębiała. Babcia leżała na łóżku w sali z kilkoma osobami. Po jakimś czasie mama wróciła do domu, miała pojechać dzisiaj i porozmawiać o stanie zdrowia babci, gdyż dzisiaj miała być jej lekarka prowadząca.
       Niestety wczoraj późnym wieczorem tj. 20 sierpnia babcia zmarła. Kiedy mama była u niej, powiedziała w rozmowie, że śniło jej się duże otwarte okno.

     Odkąd babcia trafiła do szpitala ja czułam intuicyjnie, że ona już z niego nie wyjdzie, wiedziałam, ze umrze. Co ciekawe, mój mąż też tak wyczuwał, że to koniec. Nawet wiedział, w momencie jak dzwoniłam do jego pracy i wyświetlił mu się numer - powiedział mi, "wiedziałam, że umarła".

  Mój sen to przepowiedział, tylko zamiast babci w szpitalu, wystapił mój mąż, zamiast okna, które przysniło się babci - duże wrota. To wszystko monitorował w moim śnie mężczyzna - jesli przyjąć, ze to był Bóg, to by pasowało do całokształtu snu. Jeszcze mój mąż spiący na łózku, ludzie w kitlach, dużo obcych osób w wykafelkowanym miejscu = babcia leżaca w szpitalnym łózku w towarzystwie chorych osób.
    Walka z robotami - to mozemieć znaczenie jako bój/walka osób chorych z chorobą - albo przezyja swoja chorobe i stoczą zwycięską walkę, albo przegrają i umrą (kto rpzeżył walkę we śnie z robotami odchodził wolno). We śnie bylo mi przekazane, ze moj maz umrze i nic na to juz nie poradze - tutaj znowu wychodzi: babcia umarla, miala umrzec, bo to bylo zaplanowane i nadzorowane przez tego "człowieka ze snu" i nic na to poradzic nie mogłam.
      "Do tego miejsca udałam się starym tramwajem, wraz z innymi ludźmi, którzy chcieli ocalić swoich bliskich" - ludzie odwiedzający swoich bliskich w szpitalu, w którym leżała babcia, co ciekawe do szpitala dojeżdżają autobusy, jest też pociąg, bo to miasto dalej od mojego rodzinnego miasta.
     "Nie wiem jak się sen skończył, bo nagle wyrwał mnie z niego ból głowy i potem do rana nie mogłam usnąć i przewracałam się z boku na bok" - ból głowy mój mógł symbolizowac udar babciny.
     
      Jednak widzę, ze sny dają Nam dużo wskazówek, nie są nigdy dosłowne, lub bardzo rzadko sa. Śniąc ten sen nigdy bym nie pomyslała, że tak sprawy się potocza, prędzej spodziewałabym się tego, iż sen może dotyczyc tylko mojego męża, że coś mu może grozic, a tymczasem, ten sen faktycznie był ostrzeżeniem, ale odnosnie babci i jej smierci. Reasumując, nadal nie ptorafię dobrze odczytywac  - to jest w porę wskazówek w śnie i ich dobrze interpretować na czas. Nadal coś mu si się wydarzyć w życiu realnym, zebym mogła dopasować do tego sen, a nie odwrotnie. chyba nigdy nie naucze się w pore na czas reagować. Ten sen był tak oczywisty, a ja nie potrafiłam go odczytać.

     Ze śmiercią babci i samym przepowiedzeniem jej smierci wiążą się kilka historii na przestrzeni kilku miesięcy, które teraz, gdy zmarła ułozyły sie w całośc, wczesniej tez nikt w realnym zyciu, a nie w snach nie potrafił zinterpretować tego, że babcia umrze niedługo, a znaki były wyraźne.
    Jestesmy więc slepi i głusi i nadal nie potrafimy się otworzyć na to co pokazują Nam sny, los, dziwne zjawiska...było tego rpzed babci smiercią sporo, ALE to opowieśc na kolejny post...

18 sierpnia 2013

Sen jak film s-f.

    Sen jakby z przyszłości, nie pamiętam go dokładnie. W nocy obudził mnie dziwny ból głowy umiejscowiony z tyłu głowy w części potylicy. Pomyślałam, że to efekt wypicia wieczorem jednego piwa - mam problemy z nerkami, więc raz na tydzień piję butelkę na wieczór., ale nigdy to się jednak wcześniej nie zdarzało. Ból przeszedł mi dopiero teraz, jak wypiłam mocną czarną herbatę po obudzeniu się.
     Sen był dziwny, nie wiedziałam w nim , że śnię, po prostu uczestniczyłam w nim. Przypominał film s-f. Byłam w jakiejś placówce, szukałam tam mojego męża, którego porwano. Wiem, że czekała go tam śmierć jak i innych porwanych z ulicy ludzi. Ktoś tym zarządzał. Wygadało to miejsce jak szpital. chodziły dziwni ludzi z bronią plazmową. Kryłam się gdzie się dało, w szafach, w windzie na żywność, pod czyimś łóżkiem. Ktoś mi pomagał. Musiałam przebrać się w biały kitel i białe nakrycie głowy - coś jak czapka z daszkiem, taka , którą czasem nosi się w sklepach mięsnych, masarniach.
Szukałam męża, znalazłam, był w kolejce. Rozdawali im broń. Broń była na stałe przymocowana jakimiś pasami do prawej ręki od ramienia po dłoń. Reagowała na myśli. Trzeba było wystawić rękę wycelować i pomyśleć o wystrzale. wiedziałam, ze nikt nie przeżyje, bo jak otworzą te duże wrota, za nimi będą roboty, które będą strzelały z karabinów maszynowych i prawie nikomu nie uda się nawet wystrzelić, ale kto przeżyje ma być puszczony wolno. Do tego miejsca udała się starym tramwajem, wraz z innymi ludźmi, którzy chcieli ocalić swoich bliskich, ale przy wysiadaniu z tramwaju nadjechał pojazd wojskowy i wszystkich przeganiał. Ja się gdzieś ukryłam i ktoś mi pomógł potem wejść do tego szpitala. widziałam mojego męża wpierw na łóżku, ktoś pozwolił mi się z nim pożegnać, płakałam, że to niesprawiedliwe, że ktoś zadecydował o jego życiu, z drugiej strony czułam chęć zemsty. Potem widziałam jak wchodzi z innymi do tego wykafelkowanego pomieszczenia przed te duże wrota, za którymi stały roboty gotowe do strzału. Ktoś to wszystko oglądał na monitorze i śmiał się. To był mężczyzna miał z tego ubaw, to była jego rozrywka.
 Nie wiem jak się sen skończył, bo nagle wyrwał mnie z niego ból głowy i potem do rana nie mogłam usnąć i przewracałam się z boku na bok.

11 sierpnia 2013

Moje dzieci - zwierzętami

Dzisiaj miałam bardzo dziwny sen, chyba jeden z najdziwniejszych w życiu. śniło mi się, że jestem w ciąży. Zaczęłam nawet rodzić w domu. Urodziłam kucając na łóżku w sypialni...2 małe białe króliczki, które od razu zaczęły szaleć po pokoju. Za chwilę urodziłam łożysko - wszystko to było bardzo realne, łącznie z odczuwaniem bóli partych. W tym śnie wiedziałam, że to jest moje kolejna ciąża. Ubrałam się i poszłam zgłosić to do ginekologa. Po drodze do lekarza spotkałam mamę, mojego męża. Moj mąż był smutny, ale udawał szczęśliwego, że mamy bliźniaki. Nie doszłam do tego lekarza, bo w międzyczasie coś się wydarzyło na świecie i była chyba jakby wojna. To znaczy widziałam na ulicach barykady i siedzących za nimi żołnierzy z karabinami maszynowymi, to wszystko (ich stroje, karabiny) przypominały I WŚ. Jednak ten sen ział się w czasach dzisiejszych. Uciekliśmy stamtąd z mężem, wiedzieliśmy, że zaraz zaczną do siebie strzelać. Moja mama gdzieś zniknęła po drodze i wtedy mąż powiedział mi, że on nie może dłużej udawać, że jest w porządku, bo nie jest, że muszę się otrząsnąć z szoku po pierwszym porodzie i zobaczyć, że moje dzieci są normalne, że to nie zwierzęta. Przyprowadził mi chyba pieska, który na moich oczach stał się chłopcem ok 8letnim, potem jeszcze inne zwierzątko i to była mała dziewczynka (zastanawiałam się jak jej dać na imię), a te 2 króliczki okazały się bliźniakami - chłopcami: jeden miał ciemne włosy, drugi jasne. Ten z ciemnymi włosami był niegrzeczny, a ten z jasnymi spokojny. Ja wtedy jakbym doznała jakiegoś szoku i obudziłam się jakby po latach z jakiegoś otumanienia i przytuliłam te dzieci do siebie. Nie rozumiałam dlaczego oczami widziałam je jako zwierzęta, to było dziwne, dlaczego, ale jakoś doszłam do wniosku, że to widocznie efekt depresji poporodowej. One miały do mnie żal, że się nimi nie zajmowałam, przez tyle lat, że tylko tata je wychowywał (powiedział mi to wprost najstarszy chłopiec), ale mnie kochają mimo wszystko. Bardzo się ucieszyłam wtedy, ale z drugiej strony było mi bardzo wstyd, że przez swoje zachowanie i psychikę straciłam najlepsze lata życia moich dzieci.

18 lipca 2013

Były chłopak i koń

Dzisiejszej nocy miałam sen o swoim byłym chłopaku jeszcze z czasów liceum. Widziałam go we śnie jako już dorosłego mężczyznę, bardzo przystojnego. Zmienił się w tym śnie na lepsze, rozmawialiśmy, a ja nie mogłam się nadziwić, jak z egoistycznego, chamskiego chłopaka zmienił się w kulturalnego mężczyznę, ze wydoroślał. Pomógł mi przytrzymać konia dla dziewczyny, która na niego nie mogla wsiąść, bo koń się kręcił. Ja ja miałam uczyć jeździć konno, a on pojawił się nie wiadomo skąd i pomógł mi. Potem poszliśmy do mojego starego mieszkania w blokach. Zaprosiłam go na chwile, na balkon. Powiedziałam, że się muszę spieszyć, bo się pakuje i wyjeżdżam na Mazury na wakacje. O czymś rozmawialiśmy, ale nie pamiętam o czym dokładnie. Potem on się nagle zmienił i znowu był chamski i nieprzyjemny. to mnie zdenerwowało i powiedziałam mu, "myślałam, że się zmieniłeś, ale jestem taki sam jaki byłeś".

15 lipca 2013

Atak na męża

                                    Sen sprzed kilku dni:

Jestem ze swoim mężem w Krakowie na zwiedzaniu. Chodzimy razem wszędzie, dziwnie patrzą się na Nas ludzie. Pokazuję mu zabytki: sukiennice, rynek, kamieniczki i kościół mariacki. Chce bardzo pokazać jak pięknie jest wewnątrz kościoła. Mówię mu: "Spodoba Ci się". Chcemy wejść bocznym wejściem, ale wychodzi spora grupa ludzi i przeszkadza Nam w tym, tarasując drogę. Czuję dziwny niepokój, wiem, że ktoś chce mojego męża. Uzbrajam się we wszystkie swoje siły. Uciekamy gdzieś do pewnego domu. Tam poznajemy miłe małżeństwo. Daję Nam ubrania i jedzenie. W pewnym momencie, widzę ludzi na rynku, którzy są przebrani w mundury żołnierzy niemieckich z II WŚ. Kobieta, która jest z Nami mówi do Nas: " Uwaga, zaczyna się". OD tego momentu wiem, że mój mąż jest zagrożony, że muszę go bronić za wszelką cenę. To małżeństwo ubiera mojego męża w gruby filc. Jakby taki  kombinezon z filcu. Jestem zła i mówię: " teraz wszyscy będą wiedzieć, że jest inny". Przebieram męża w jakieś znalezione ubrania, tak aby nie rzucał się w oczy i wyruszamy w miasto.
Niestety bardzo szybko mój mąż zostaje rozpoznany. Uciekamy, kołacze mi serce, lecz biegnę dalej. Nagle zagradzają Nam drogę faceci z kamieniami w rekach. Chronimy się pospiesznie w dziwnym domu z kwadratową wieżą. Z niej widać część miasta.. Nagle lecą na Nas pierwsze kamienie. Rzucają w Nas kamieniami. Wtedy też mówię do męża:" Uchylaj się, to cię nie uderzą". Wtem widzę na podłodze gruz i kamienie, które tamci na dole powrzucali przez wybite okna. Podnoszę kamienie z podłogi i również wyrzucam je na nich. Słysze jednak jak wchodzą po schodach. Gdy wyglądamy przez okno widzimy, starszego mężczyznę, który usiłuje rzucić w Nas bardzo duże kamienie. Robimy uniki, jednak mój mąż zostaje ranny w lewe oko i łuk brwiowy. Momentalnie ma siniaka i opuchliznę. Kiedy to widzę wydziela się we mnie agresja, złość i chęć zemsty. Łapię za najcięższy kamień i oburącz ciskam w tego faceta. W tym, momencie wpadają pozostali mężczyźni. Wyzywają mojego męża. Mówią, że jest tu obcy i inny i nie darują mu tego, że tu przyjechał. Mąż się szamocze, ja krzyczę, staramy się im wyjaśnić o co tu chodzi, lecz oni nie słuchają. Łapię za jednego z nich i wyrzucam z wielka siła przez okno. Staję przed mężem i ochraniam go własnym ciałem, on się za mną kuli i chowa. Teraz to na mnie lecą kamienie, ale robię dobre uniki. Jednak jeden z tych facetów dobywa noża, reszta ma teraz jakby coś na kształt maczet. Mąż zostaje ranny w lewą rękę i lewą część brzucha. Krzyczę i płaczę. Teraz ja ze złości łapię za nóż i próbuję z całej siły wykręcić go z ręki napastnika. Kopię go w krocze, wyginam ręce do tyłu. Udaje Nam się jakoś uciec, a reszta patrzy na Nas z niedowierzaniem. Udajemy się do jednej z kamienic. Tam pewna kobieta prowadzi jakby schron dla takich osób jak my. Mąż zostaje tam przebrany w mundur marynarski, biały. kobieta mówi mi, że dzięki temu będzie nietykalny i nic się Nam nie może stać. Uspokajam się trochę, siedzę przy stole z innymi, coś jemy i pijemy z kubków. Wiem, że są teraz czasy wielkich prześladowań. Pytam ponownie tej kobiety dlaczego akurat mój mąż, przecież nic nie zrobił. Ona odpowiada, że to dlatego, bo mój mąż ma ciemna karnacje i jest brunetem i to go prześladuje. Mówi też, że dla nich każdy ciemny facet czy brunet to jest arab, nawet jeśli nim nie jest. Zresztą ich nie obchodzi skąd się pochodzi, tylko chodzi tu o wyłącznie eliminację takich osób jako potencjalnego zagrożenia.

5 lipca 2013

Sklep

     Jestem w sklepie. Jest to Biedronka. Niestety bardzo mało produktów na półkach. Ta Biedronka jest w moim mieście i sen zaczyna się od tego jak idę z mama zrobić tam zakupy przed swoim wyjazdem za granicę. Jesteśmy wewnątrz sklepu i półki niemal puste. Mało klientów. Szukam czarnego eyelinera do oczu, nigdzie nie ma. Przeglądam inne, podoba mi się zielony, ale nie mam tyle pieniędzy, żeby kupić oba, szukam więc czarnego dalej. Błądzę między półkami. Znajduję fajne kolorowe lakiery do paznokci, ale są w w olbrzymich słoikach  wielkości słoika nutelli. Mówię do mamy, po co ktoś zrobił taki duży lakier, przecież się tego do końca nie użyje? Bardzo mało jest produktów do jedzenia, więcej kosmetyków i wyposażenia domu niż artykułów spożywczych. Mama usiłuje chyba kupić dobry chleb. Widzę ją z daleka, ja rozglądam się dalej za tym eye linerem. Widzę kolorowe błyszczyki, kremy, balsamy do ust. Ceny dziwne, bardzo drogie, nawet jeden błyszczyk kosztuje 70zł. Dziwi mnie to bardzo, kto kupi błyszczyk za 70zł? Zatrzymuję się nad koszem z dużymi i kolorowymi teczkami, takimi jak noszą malarze. Oglądam i myślę o kupnie, ale głos rozsądku mi mówi, żeby nie kupować, bo i tak nie będę miała co w tę teczkę włożyć. Ostatecznie nie kupuję nic i wychodzę, mama kupiła chleb i jeszcze coś widzę w jej siatce. Zdziwiona, że nic sobie nie wybrałam. Razem wychodzimy z tego sklepu.

3 lipca 2013

Mój zmarły kot, starsza kobieta oraz koleżanka.

Dzisiaj miałam niesamowity sen. Śnił mi się mój zmarły kot - kotek zmarł ponad tydzień temu. Bardzo po Nim rozpaczałam, jak po członku rodziny. Razem z mamą i babcią płakałyśmy. Niestety trzeba go było uśpić z powodu nowotworu, który w ciągu tygodnia rozwinął się do takiego stopnia, że...ale nie o tym.
to był ulubieniec mojej mamy, bo lubił jeść jej zupki, czasem specjalnie dla Niego mam gotowała krupnik, żeby miał co jeść, nie lubił kocich chrupek, ani puszkowego jedzenia, wolał domowe.
OD czasu jego odejścia prosiłam go w myślach, żeby dał jakiś znak, żebym wiedziała, że już nic go nie boli. Może to się wydać Wam głupie, ale...chciałam się tym uspokoić. I dzisiaj w nocy miałam taki oto sen, a właściwie 3 sny, zacznę od tego o kocie.

Jestem w pewnym domu, nie jest to mój rodzinny dom, ale jest mój tata i babcia. Babcie muszę pilnować, bo ma problem z głową i o wielu rzeczach zapomina. Jesteśmy w kuchni i nagle spod stołu wychodzi mój kot, głośno miaucząc. Jestem zszokowana, jak to on tutaj? Mówię do niego: ale co Ty tu robisz? przecież nie żyjesz? przyszedłeś do mnie? On wtedy zaczął ocierać się o moje nogi. Poczułam niesamowita miękkość jego futerka. Przykucnęłam, on co jakiś czas pomiaukiwał i mruczał. Ocierał się o mnie. głaskałam go, czułam jego ciepło, zapach. Sierść piękna, lśniąca, bardzo dobrze wyglądał, utuczony jak zawsze. Swoją głową trącał moją rękę , żebym go drapała pod broda i pod szyją - tak jak lubił. Głaskałam go po całym ciele - to futerko takie było cudownie miękkie. Rozmawiałam z nim, a on odpowiadała miauczeniem. Niesamowite odczucie, dosłownie czułam miękkość jego futerka, twardość jego głowy, było ten sen bardzo realny. W pewnym momencie wszedł mój tat i kazał mi iść zabrać babcię, bo czegoś szuka, czego nie ma i znowu ma problem z głową. Wstałam, a kot pozostał w kuchni kręcąc się i ocierają o nogi stołu, tak jak to robił zawsze. Poszłam do babci, ona w coś chciała mnie wplatać, mówiła, że coś jej zginęło, ale próbowałam jej wytłumaczyć, że wszystko jest tam gdzie zawsze.
Myślę, że mój kot przyszedł się jeszcze raz ze mną pożegnać i powiedział mi, że teraz jest szczęśliwy i jest mu tam gdzie jest dobrze :)

Mój drugi sen zaczął się jako pierwszy, ale chciałam Wam opisać ten sen z moim kotem jako pierwszy sen, chociaż śniłam go jako drugi.
Pierwszym snem , był sen o starszej kobiecie, nieznajomej. Mój tata u Niej pracował i powiedział mi, żebym przyszła i obejrzała jej ciekaw bardzo stary instrument muzyczny. Gdy weszłam do jej salonu, panował półmrok. Ten instrument zajmował prawie całą ścianę jej salonu. Wyglądał dziwnie, niby jak organy, ale klawiatura była mała taka tylko na jedną rękę. Klawisze były jakby metalowe. chciałam pograć, ale w tym momencie weszła ta kobieta. Przyniosła pokazac mi nuty, które były rękopisem, bardzo znanego polskiego kompozytora - w rzeczywistości nie znam takiego kompozytora - nazwiska już nie pamiętam ze snu, ale pamiętam dziwną datę: 1298r. I jeszcze był inny rok na tym rękopisie, ale nie pamiętam go. Na okładce, która była przewiązana sznurkiem i tasiemką, widniało imię i nazwisko, data i jeszcze jakaś notka po łacinie, następnie po polsku. Ta kobieta powiedziała mi, żebym ją jej przetłumaczyła, bo te nuty są w jej rodzinie od pokoleń i nikt nie umie tej notki odczytać. Ja jej przetłumaczyłam na angielski, bo ta kobieta była Norweżką i we śnie rozmawiałyśmy po angielsku. Notka brzmiała:
Kochany Geniu, jeśli to czytasz, to wiedz, że ja już odszedłem i ze mną wszystko w porządku.
Przetłumaczyłam to tej kobiecie i ona zaczęła bardzo płakać. W tym momencie obudziłam się.

Ostatni sen, trzeci w kolejności, czyli ten zaraz po tym śnie z kotem był o mojej koleżance. Zabrałam ją z drogi samochodem. Nie chciała, ale namówiłam ją na herbatę u mnie. Była jakby w piżamie. Spytałam co u Niej, a ona powiedziała, że w porządku, że jej chłopcy (synkowie) są zdrowi, ale poznała innego mężczyznę i się zastanawia co zrobić. Jej mąż jest w wojsku bardzo daleko i ona sama wychowuje synów z pomocą mamy. Spytałam ją: a co z Twoim mężem? on wie? ona powiedziała, ze nic nie wie i sama nie wie co mu powiedzieć. Stwierdziła ze ten jej nowy mężczyzna, to miłość jej życia, ze kocha chłopców jak swoich. W tym momencie pokazała mi się scenka jak ten facet bawi się z jej synkami. Trochę zal mi się zrobiło jej męża, ale jakoś poczułam wewnętrzną ulgę, że dobrze się stało, że ma teraz kogoś innego.
W rzeczywistości mam słaby kontakt z tą koleżanką, więc nie wiem czy ten sen to prawda czy nie.

30 czerwca 2013

Pająki

   Dzisiaj śniły mi się pająki. Gdzie nie zajrzałam tam były. Gdzie nie otworzyłam zaczynały wyłazić. Takie duże wielkości dłoni, jedne nagie drugie włochate ale zawsze w kolorze czarnym. Uciekałam, ale gdzie nie spojrzałam tam wychodziły. Nie wiem co taki sen może oznaczać. Jeszcze w tym śnie była moja mama, która ze mną rozmawiała, ale nie pamiętam na jaki temat. Bałam się tych pająków bardzo, że mnie pogryzą. W pewnym momencie snu, nawet jeden jakby skoczył mi z sufitu na plecy, uciekłam jakby mnie coś goniło.

21 czerwca 2013

Głos we śnie

  Dzisiaj miałam sen w którym były postaci z mojej rodziny: moja babcia od strony mamy, mój brat cioteczny (od strony taty), moja mama. Był też pewien młody chłopak, którego nie znam - jako jedyna osoba nie związana z rodziną moją.
    Od niego się zaczęło, właściwie nie wiem jak sen się zaczął. ale pierwsze wspomnienie, że leżę z tym chłopakiem w jednym łóżku, mam na niego ochotę, on na mnie też, ale wiemy, że nie możemy tego zrobić razem. Za duża różnica wieku, dodatkowo on pisze swoją dedykację dla mnie na książce, którą potem mam użyć na lekcji literatury. Jestem szczęśliwa tą dedykacją, gdyż w niej wyznaje mi miłość, ale z drugiej strony wiem, że kartki, na których on ją zapisał muszę powyrywać, żeby nikt nie domyślił się tego naszego małego romansu.
   Sen przeskakuję i jadę chyba autobusem, albo innym autem, które zatrzymuje się na przystanku pod domem mojej babci. Coś się dzieje, jakieś zamieszki, dym i strzały. Jest ze mną mama, która wysiada i widzi babcię, która zapłakana i bardzo smutna jest przed domem w mini ogródku. Mama każe jej natychmiast iść do domu , zamknąć drzwi i nikomu nie otwierać. W tym samym czasie pojawia się tam tez mój brat cioteczny, z którym w rzeczywistości nie mam w ogóle kontaktu, gdyż mieszka on daleko i nie odwiedza Nas. Pytam się go: Co Ty tu robisz? ale zanim mi odpowiedział, jakiś człowiek z tych zamieszek chce go uderzyć kijem lub pałką po głowie. Ja wtedy rzucam się na tego człowieka, nie wiem jak, ale za pomocą wewnętrznej siły i przypomnieniu sobie chwytu karate (nigdy nie ćwiczyłam karate, widziałam tylko w tv), facet ląduje na plecach na ziemię, dosłownie przerzucam go jak worek kartofli przez ramię. Niestety muszę szybko działać, skacze na niego, okrakiem i zaciskam mu swoje kolana na głowie, do tego zaczynam go dusić mocno z całych sił, ręce mnie bolą, ale coś mi każe przestać, bo inaczej go zabiję. Facet jest ogłuszony przeze mnie, mój brat cioteczny stoi jak wryty, a ja mu odpowiadam: No co? nie sądziłeś, że Twoja siostra potrafi takie rzeczy co? i uśmiecham się w zadowoleniu. Potem ja, mama i ten brat wsiadamy do tego chyba autobusu. W tym momencie zapada ciemność i słyszę sam głos w głowie swojej, małej dziewczynki i prowadzę z tym głosem dialog:

Dziewczynka: Mamusiu, mamo?
Ja: tu jestem kochanie, czekam na Ciebie córeczko.
Dziewczynka: Już niedługo mamusiu. Niedługo się zobaczymy/spotkamy.

W tym momencie obudziłam się. Do tej pory pamiętam ten głos, nie wiem czyj jest, brzmi podobnie do mojego, ale nie jest mój.
Ciekawe co ten sen może oznaczać???

20 czerwca 2013

Wesele

     Śnię o weselu pewnej księżniczki, kogoś znanego z dworu królewskiego. Jestem przy przygotowaniach. To będzie w katedrze. Ustawiane są odpowiednio ławki, kwiaty. Także dziwne gabloty ze szkła, gdzie mają być wyeksponowane insygnia koronacyjne i klejnoty tego królewskiego dworu - to podobno tradycja na ślubach. Ja jestem fotografem, mam robić swoim starym aparatem analogowym zdjęcia. Idę do jakiegoś parku, widzę jeźdźców na koniach, chcę im zrobić zdjęcie, ale konie się jakby płoszą. Potem ktoś z tej katedry mnie woła i muszę iść.
     Sen przeskakuje i znajduję się w jakimś polskim mieście , niedaleko jest budka z pieczywem i innymi wyrobami cukierniczymi. Chcę coś sobie tam kupić, bo jestem głodna, ale wszystko wygląda na takie tłuste , ostatecznie rezygnuję. Potem widzę dużo znamienitych gości, aktorów i dziennikarzy. Wiem, że oni tez zostali zaproszeni na ten ślub. Gdzieś ktoś Nas prowadzi, ale pod przymusem, wchodzimy do dziwnych pomieszczeń, gdzie mamy czekać na rozpoczęcie tego ślubu. Chcę  stamtąd uciec, ale muszę wykazać się niebywałym sprytem i oszukać kilku strażników, aby móc wyjść. Wychodzę i wracam pod tą budkę z pieczywem, ale ktoś mnie jakby śledził, to znany dziennikarz i mówi, że mi ta ucieczka nie ujdzie na sucho, ale ja się śmieję i wiem, że wygrałam i nikt mi nic teraz nie może zrobić, ani powiedzieć.

    Niedługo (23.06) w tę niedzielę hiper pełnia księzyca, księżyc znajdzie się najbliżej ziemi - warto obejrzeć! Może dlatego coraz lepiej udaje mi się zapamiętywać sny?? :)

4 czerwca 2013

Kilka snów z ostatnich dni.

Znowu nie pisze, bo znowu ciężko zapamiętać mi moje sny. Serio nie wiem co się dzieje...
Miałam kilka snów ostatnio, które pamiętam jak przez mgłę, jednak spróbuję coś napisać, nie chcę, żeby ten blog totalnie umarł, a już mu niewiele brakuje.

Sen 1:

Śni mi się synek koleżanki, którą poznałam kiedyś na kursie prawa jazdy. W realnym życiu bardzo jej chorował jako dziecko, teraz wyrósł. We śnie jest chory - ona robi mu przyjęcie urodzinowe - wszędzie białe stoły, udekorowane kwiatami jak na wesele , ale wszystko jest w takich plastikowych tunelach jak z filmów s-f, to ma być antybakteryjne. Idę do jej domu takim tunelem. Ona otwiera drzwi i prowadzi mnie do sypialnie synka. Mały jest mniejszy niż w rzeczywistości w tym śnie ma ok 1 roku. Jest cały obandażowany od szyi w dół i z tych bandaży gdzie niegadzie sączy się  ropa lub krew. Powiedziała mi, że on ma rany i stąd te antybakteryjne namioty i tunele, żeby mógł tak swoje pierwsze urodziny świętować.

Sen 2:

Uciekam w jakimś obcym kraju przed cyganami, ale oni i tak mnie dopadają w czyimś domu. Udaje mi się jednak jakoś znowu im uciec i ukrywam się gdzieś w krzakach potem we śnie pojawia się chyba mój tata i razem się ukrywamy przed nimi.

Sen 3:

Ma być jakaś zagłada i zbieramy wodę butelkowaną. coś nadchodzi od zachodu i musimy zejść pod ziemie do piwnicy domu. Ewakuacja ludzi na ulicach. Pomagam ukryć się swoim rodzicom. Dużo wojska chyba amerykańskiego na ulicach w dziwnych czołgach.




25 kwietnia 2013

Wielka ucieczka

   Dzisiejszy mój sen mógłby  posłużyć za dobry scenariusz do filmu s-f lub być kanwa do powieści s-f. Budziłam się wielokrotnie, ale zmuszałam mój mózg, żeby dalej śnił bo byłam ciekawa co się dalej stanie. Sen był wciągający. Sen podzieliłam na części, które pojawiały się między jednym przebudzeniem, a drugim itd.

I część snu:

Ziemia, po wojnie nuklearnej. Niedobitki ludzi żyją na wysypiskach śmieci, które wyglądają jak wielkie składy złomu. Wszędzie metal i właśnie w metalu jest najbezpieczniej. Jestem tam i ja wraz ze znajomymi. Mamy nawet 2 duże psy trzymamy je zagrodzone, żeby nie uciekły i nie stała im się krzywda. Jeden pis wygląda jak zwykły doberman, a drugi jest potężniejszy i przypomina szarego owczarka nizinnego tylko dużego - jest wyższy od tego dobermana. Widzę swoich znajomych, którzy tak jak ja są uciekinierami, rebeliantami, walczymy o swoja wolność życia. Mamy własnej produkcji bronie. Ukrywamy się przed ludźmi, którzy wyłapują innych i  robią na nich eksperymenty gdzieś w laboratorium podziemnym. Bada mnie lekarz, bo mam jakieś dziwne szumy i wysokie dźwięki w prawym uchu. Okazuje się, że to mój wszczepiony komunikator-lokalizator. Nie wiem skąd go mam, ale nie jestem zdziwiona, że tam jest. Ten lekarz mówi mi, że trzeba będzie go wymienić, bo się nie nadaje do użytku. Rozmawiamy po polsku, ale nie wiem czy ten sen dzieje się w Polsce czy w innym kraju. Nagle nad to nasze złomowisko nadlatuje jakiś pojazd, nie wolno na niego patrzeć, udajemy, że Nas nie ma, ale i tak wiemy, że mają coś co nas znajdzie. Uciekamy, kryjemy się wśród stert metalu. Jeden z Nas pokazuje Nam jakiś wlot do tunelu, gdzie wciąż zamykają się i otwierają automatyczne drzwi. Wisza kable, gdzie nigdzie widać iskry prądu z przebić. W tym tunelu nie znajdzie Nas ten pojazd. Jednak ja wiem dokąd ten tunel prowadzi - do podziemi a tam jest to laboratorium. Krzyczę do towarzyszy - "nie idźcie tam, wiecie dokąd to prowadzi", ale oni już wbiegli i wiem, że ich mózgi już są pod własnością tych ludzi.

II część snu:

Biegam po tych korytarzach tunelu, moi towarzysze się rozdzielili, nawołują się. Biegają po omacku, ale i tak trafiamy, pomimo tego labiryntu do głównej małej sali, gdzie widać drzwi do tego laboratorium. Są one szare z 2 trapezowatymi szybkami. Drzwi elektronicznie otwierane tylko od wewnątrz. Czekamy, mówię do współtowarzyszy, abyśmy uciekali, że da radę uciec, ale oni już są w innym świecie. Zastanawiam się dlaczego ja myślę trzeźwo a oni już nie. Dopiero teraz przypominam sobie, że mam popsuty ten komunikator-lokalizator i pewnie dlatego Ci z laboratorium nie mogą na mnie wpływać.

III część snu:

Jestem w laboratorium. widzę mnóstwo dzieci, moich znajomych nie ma. Nie wiem gdzie są , ale mogę się tylko domyślać. Wychodzi po mnie jakaś kobieta - ja udaję, że jestem podatna na te fale, które zmieniają mózg, aby działał, jak oni chcą. Idę za nią. Mijamy kolejne sale, gdzie dzieci siedzą, albo się uczą lub rysują.
Widzę, też przez moment salę, gdzie jest mój towarzysz z grupy, przypięty do jakiegoś stołu metalowymi klamrami i pasem, stół obraca się do pozycji pionowej. mój znajomy się boi , widzę strach w jego oczach i wtedy pojawia się z sufitu jakby robot i zgrabnie laserem odcina jego połowę czaszki tak, aby wyeksponować mózg. Mój znajomy już jest martwy to trwało chwilę. Jeden starszy lekarz wyjmuje oburącz jego mózg wraz z rdzeniem kręgowym i przekazuje komuś dalej. Kobieta z którą jestem popędza mnie.
W tym momencie wiem co i mnie czeka, wiem, że oni to nie ludzie, że muszę się wydostać, bo inaczej zabiorą mi mój mózg, a wstawią sztuczny. Kobieta na moment mnie zostawia i to jest moja szansa. Uciekam, ale po drodze widzę chłopca (jasne włosy, niebieskie oczy, lat ok 10), który na mnie patrzy. łapie go za jego czerwoną kurtkę i uciekamy.

IV część snu:

Jestem na powierzchni, na jakimś targu staroci i warzywnym zarazem. Widze stację PKP i kolejki podmiejskiej. Uznaje, że kolejką mało osób podróżuje więc decyduję się na ucieczkę tym środkiem transportu. Nie mam pieniędzy  i boję się pytać ludzi, nie wiem komu mogę zaufać. Robi to za mnie chłopiec, opowiada o wszystkim szczerze, a ludzie dają nam pieniądze na bilet. Nadmiar oddaję i więcej nie przyjmuję. Mam iść kupić bilet, gdy nagle na torach widzę małego chłopca  (wiek ok 2-3 lata, niebieskie oczy,brązowe włosy), biegnę i zabieram go ze sobą. Wracam na peron , ale na nim już jest ten starszy profesor, który wyciągał mózg  od mojego kolegi. Mówi do mnie, że nie uda się Nam uciec, żebyśmy wrócili do laboratorium. Ja jednak wsiadam do tej kolejki. Ludzie go zatrzymują na peronie, wiem, ze słono za to zapłacą, ale my jedziemy dalej nie wiem dokąd.

V część snu:

Jedziemy z chłopcami do miasteczka jednego z nich. Tego starszego on mówi o rodzicach, ze na niego czekają, ze został porwany jak inne dzieci. Jedziemy w czyimś samochodzie. Mężczyzna mówi, że odstawi Nas na stację kolejową a stamtąd będzie 7 km piechotą do tego miasta. chyba złapaliśmy autostop. Lądujemy na tej stacji, ale boję się iść z dziećmi sama do miasta. Ostatecznie wsiadamy chyba do czegoś co wygląda jak wagon pociągu, ale tez może być samolotem. Cos mam złe przeczucia i wysiadamy. Okazuje się, ze ten pojazd był uszkodzony i rozbija się. Ktoś Nas z ulicy zabiera i mówi ze jedzie do tego miasta co my, wsiadamy i za chwile jesteśmy w mieście chłopca. Wysiadamy nieopodal kościoła. Miasto brudne , prawie puste. Na kościele pełno kurzu i jakby wiszące pajęczyny? Kościół jest duży z czerwonej cegły, ma albo zegar albo wielka rozetę witrażową na wieży. Jest osmalony od ognia. Wieża jest kwadratowa i tylko krzyż informuje ze to kościół. Gdyby go nie było pomyślałabym, ze to ratusz. Mam wrażenie, ze znam to miejsce, ale nie mogę sobie przypomnień skąd. Biorę tego młodszego chłopca na ręce, a on przytula się do mnie i chyba mówi do mnie "mamo". Chce mu powiedzieć, ze nie jestem jego mama, ale nie mam serca mu tego powiedzieć. Ściskam go i mowie mu, ze już jest wszystko dobrze i jest bezpieczny. Budzę się.