O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

25 października 2013

Zosia

Właśnie przebudziłam się po okropnym koszmarze. Śniła mi się córka mojej przyjaciółki-Zosia. Została ze mną pod moją opieką. To się działo niby u mnie w rodzinnym mieście, jednak miasto ze snu nie przypominało wcale mojego rodzinnego miasta. Bawiłam się z Zosią w ogrodzie, nagle zobaczyłam, że przyjechali do mnie do domu niespodziewani goście - siostra taty z synem i wnukami oraz jakieś inne osoby. Mój tata się nimi wszystkimi zajmował. Dojechali tez nasi dobrzy znajomi z mazur. Razem pomagali tacie usuwać złom i gruz z naszego podwórka. Widziałam ich z okna na piętrze mojego rodzinnego domu, jak pomagają wszyscy. Potem znajduję się gdzieś na mieście razem z Zosią i moją mamą, dziewczynka mówi, że musi iść do toalety, więc pozwalam jej iść samej, wiem, że jest rozsądna. Potem chwilę za nią przybiega jeden z wnuków mojej cioci i zaczyna polewać Nas wodą z węża ogrodowego. Krzyczę ze złością na niego, że dopiero co się wykąpałam i wysuszyłam przestań to robić, ale on się śmieje i mimo tego polewa mnie po gołych łydkach. Jestem wściekła, biegnę do sieni - w tym momencie wiem, że to jest ogród i dom mojej babci od strony mamy. Chłopak ma ciemno błąd bardzo kręcone włosy, biorę z tej sieni kij od szczotki/mopu i biegam za chłopakiem po ogrodzie, chcę go uderzyć tym kijem, ale wiem, że nie mogę, bo to nie moje dziecko i mogę mu zrobić krzywdę. Doganiam go i lekko go dotykam kijem po nogach i mówię, nie wolno nikogo polewać, widzę, że nikt Cię nie nauczył niczego. Chłopak się mnie boi, odpuszczam. Kątem oka widzę, ze idzie jakaś gigantyczna złowroga chmura po niebie taka szaro-fioletowo-brązowa. Myślę, że to coś złego się szykuje. W tym momencie zaczynam szukać wzrokiem Zosi, zaczynam wołać, ale dziewczynka się nie odzywa. Wbiegam do domu i widzę swoją ciocię, która zbiera się do wyjazdu. Ona mówi do mnie: wypadałoby się przywitać z jest ciocia Zula - pytam się jej "kto taki?", a ona mówi do mnie jeszcze raz "ciocia Zula". Ja na to" nie znam takiej", ona do mnie wtedy mówi:" trzeba było się przywitać to byś ją poznała i resztę osób". Odpowiedziałam jej bardzo poirytowana już " Ja? Ja mam się z nimi poznawać? to chyba im powinno zależeć na poznaniu się ze mną i moją mamą. O na pewno nie! ja pierwsze się nie będę zapoznawać, co to to nie!". Wybiegłam stamtąd i zaczynam szukać Zosi po ulicach, wołam "Zosia, Zosia". Niestety zero odzewu. Sen przeskakuje i jestem w jakimś sklepie taniej chińszczyzny, chyba jest tam moja zmarła niedawno babcia, towarzyszy mi i swoim ironicznym głosem z uśmiechem pyta mnie " No i jak? wybrałaś coś jeszcze na prezent dla swojej mamy?". Powiedziałam jej, trzymając szklany dzbanek w ręku "nie, jeszcze się zastanawiam", po czym odstawiam ten dzbanek na miejsce. Idę dalej do działu ogrodowego i widzę nową bieliznę męską, bokserki popakowane w paczki, widzę te rękawice ogrodowe. Biegnę do taty , który pojawia się w tym sklepie i mówię mu, zobacz tam jest taka bielizna popakowana, niby bawełniana, zobacz jeśli chcesz, chociaż pewnie to chińskie. No i znalazłam rękawice ogrodowe duże". Mój tata coś tam mówi pod nosem, nie wiem co, dopiero jak podchodzimy do tych rękawic, mówi "Zobacz, to są rękawice do odśnieżania, popatrz co mają w środku". I faktycznie wewnątrz rękawic jest bardzo przyjemne wypełnienie ocieplające. Sen przeskakuje i znowu jestem na mieście szukam Zosi, jestem zdenerwowana, towarzyszy mi moja mama. Mówię mamie" Boże, jak coś się Zosi stało, to ja stracę nie tylko ją, ale też moją przyjaciółkę". Wtem zauważam otwór do jakiejś studni z wodą. Zaglądam tam, woda jest ciut mętna, ale widzę chyba Zosię zaczepioną o drabinkę. Uśmiecha się do mnie, myślę sobie, "dzięki Bogu umie pływać". Rozbieram się, a jest dość chłodno. Znowu patrzę na niebo i ta chmura jest teraz brunatno-ciemno szara i już jest prawie na całym niebie. Jest chłodno zdejmuję adidasy i polar. mówię mamie "złapiesz mnie za kostki stóp". kładę się na ziemi i sięgam po Zosię, ale widzę, że to nie ona a jedynie jakiś mały ledwo urodzony kotek. Wyciągam go, wycieram i naciskam mu klatkę piersiową robiąc masaż. Mama ma ręcznik, owijamy tego kotka. Myślę, ze Zosia tam wpadła do tej studni, za tym kotkiem, czuję się winna i czuję duży strach. Kotek zaczyna oddychać, biorę go na ręce i czuję tak jakbym to ja go urodziła. Moja mama mówi do mnie "widzisz jaki jest malutki, prawie jak noworodek człowieka". Potem kładę go gdzieś tak jakby na liście gdzieś pod krzewem i widzę, jak kotek ssie swoją łapkę. Myślę, że jest głodny. Mówię mamie "powinnyśmy zgłosić zaginięcie i to też na policję". Moja mama patrzy na mnie i mówi, że jeszcze jest czas na to. Widzę jakieś dzieci z daleka i widzę kucyki, na których jeżdżą - pomyślałam, że Zosia lubi zwierzęta i pewnie tam jest. Biegnę tam i wołam ją, ale jest tak dużo dzieci w wieku przedszkolnym. Jednak wszystkie mają coś nie tak z oczami, są chyba niewidome, odwracają się w moim kierunku, bo słyszą jak wołam Zosię, patrzę, na te dzieci i nigdzie jej nie widzę. Odwracam się i nie ma jej też na tych kucykach. Jestem przerażona i boję się konsekwencji. Nagle spoglądam w niebo i widzę tę czarną chmurę już dokładnie nad miastem, jest ogromna i wiem, że to nie wróży nic dobrego. Budzę się.

23 października 2013

Babcia

Ci, którzy śledzą moje kolejne wpisy, wiedza, ze w sierpniu tego roku zmarła moja babcia, z która mieszkaliśmy z przerwami ponad 30 lat. Obiecałam Wam wtedy napisanie posta na temat okoliczności jej śmierci. Nie będę podawać szczegółów odnośnie jej zdrowia, ale chciałam opowiedzieć o tym co się działo przed śmiercią i po śmierci.
Otóż babcia była dosyć specyficzną osobą. Zawsze musiała postawić na swoim i nawet jak była w błędzie to starała się tak poprowadzić sytuacje, żeby mimo błędu wyszło na "jej". Przez wiele lat była typową teściowa z żartów, dogryzała mojej mamie, gdy mojego taty nie było w pobliżu. Mieliśmy trochę spokoju, gdy wyprowadziliśmy się po 10 latach wspólnego mieszkania do bloków, ale nie trwało to krótko, bo wkrótce zmarł mój dziadek i babcia mieszkała w domu sama ledwo radząc sobie z ogarnięciem dużego domu pod względem finansowym. Do tego zaczęła mieć kłopoty ze zdrowiem i po kilku latach moi rodzice wraz ze mną ponownie przeprowadziliśmy się do babci w celu pomocy jej w utrzymaniu domu, no i żeby ktoś był blisko jeśli się źle poczuje. Mojej mamie nie podobał się ten pomysł i nie chciała tam wracać.
Przez kilka lat nawet było w porządku do czasu, kiedy u babci wykryto demencję starcza i inne choroby.
no i się zaczęło...tu pominę opisy szczegółowe. Dodam, że taki stan się pogarszał i było coraz gorzej.

Zaczęło się jakoś uspokajać na pół roku przed jej faktyczną śmiercią...wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy oczywiście, że umrze. zaczęła się wyciszać, częściej modlić. Do tej pory nie wychodziła z domu w ogóle, tak sama poszła ze 2-3 razy na msze do kościoła i do spowiedzi. Oczywiście nadal miała "napady" demencji, ale w końcu zaczęła po jakimś czasie przekonywać się do mojej mamy, zaczęła ja nawet przepraszać, ze była dla niej i dla mnie taka niedobra. Mówiła, że przez nią nigdy nie płakała, a przez swoje dzieci nie raz. No i generalnie zaczęła mojej mamie pomagać, tak jakby w końcu zaakceptowała ją jako swoją synową w pełni - a nigdy tego nie robiła. Bedac w Polsce zawsze zatrzymywałam sie w domu rodzinnym i traf  chciał, ze przyjechałam wtedy kiedy moi rodzice musieli wyjechać na 2 tygodnie. zostałam z babcią sama. Wszystko było ok, ale pewnego dnia babcia złe się poczuła i leżała w łóżku cały dzień. Trochę wymiotowała, byłam pod telefonem z lekarzem rodzinnym. Jednak babcia zaczęła opowiadać, ze przychodzi do niej jej s.p mama.
Potem, że przyszła chyba jej s.p siostra. jednak puściłam to w niepamięć, zrzucając na chwila chorobę babci. Za kilka dni babcia poczuła się lepiej i wstała z łóżka. Rodzice wrodzili wszystko było ok. Ponownie do Polski przyleciałam za kilka miesięcy i to był wtedy ostatni raz kiedy widziałam się z babcia.
Mama mówiła, ze przed śmiercią zaczęła ja bardzo przepraszać za wszystko co zrobiła jej kiedykolwiek i koniecznie chciała aby mój tata wrócił z zagranicy z pracy, bo chce mu coś ważnego powiedzieć. Moj tata jak na złość dostał bardzo dobra ofertę pracy i nie mógł sobie ot tak przylecieć z powrotem. Obiecywał ze przyjedzie w czerwcu, potem, ze w lipcu, sierpniu...nie zdarzyła mu powiedzieć, ale pamiętam ze jak z nią rozmawiałam jakoś w lipcu to pytała czy nie wiem kiedy wrodzi tata , bo ona musi mu wszystko powiedzieć i coś ważnego. Powiedziałam jej, wróci już niedługo i wtedy mu powiesz. Jeszcze wcześniej jak byłam sama z nią a ona źle się czuła pytała mnie czy tyle a tyle pieniędzy ile odłożyła to starczy na jej pogrzeb. Powiedziała potem tacie o tym prosząc by dal je do banku, co zrobił na jej życzenie. W międzyczasie powiedziała mi gdzie leżą jej ubrania "na śmierć" jak to określała. Pamiętam, ze koniecznie chciała mieć białe rękawiczki i prosta skromną trumnę. Śmiałam się i mówiłam jej, ze będzie na to czas, ale teraz dochodzę do wniosku, że on musiała na te pół roku przed śmiercią przeczuwać, że się zbliża, ale nie mówiła tego Nam wprost.

W sierpniu poczuła się źle na tyle, że mama zadzwoniła po karetkę babcię zabrali do miejskiego szpitala. Tam po badaniach okazało się, ze przeszła lekki udar, ale jest przytomna. Pojechala do niej jej wnuczka od strony jej córki (moja siostra cioteczna). Tego samego dnia w pracy (jak potem Nam opowiedziala) zdarzylo sie cos dziwnego, gdy weszla do kuchni, wszystki szklanki na jej suszarce do naczyń nagle roprysły się i popękały. Uznala to za zly znak, ze cos sie zlego stanie. Kolejnego dnia mama odwiedzila babcie, chodzila po korytarzu z rehabilitantem, dobrze sie czula, lekarz mowila, ze jak tak dalej pojdzie to na weekend wysla ja do domu. Mama nie byla zachwycona, bo czekala az moj tato i jego siostra przyjada i zadecyduja co dalej robic z babcia, bo mama nie mogla sama sie nia opiekowac, ma jeszcze do opieki swoja mame chora na serce. Kiedy mama odwiedzila babcie, babcia ja poznala, ale za moment zaczela zadawac dziwne pytania, pyala czy ja wyszlam za maz (a w tym czasie juz byla 3 lata mezatka o czym babcia wiedziala dobrze), czy widziala tu ksiedza, ktory do niej przyszedl (chodzilo o rehabilitanta,z ktorym chodzila po korytarzu), mowila, ze snilo jej sie duze otwarte okno, ze przychodzi do niej wciaz ten sam ksiadz. Mam uznala to za objawy demencji. Po poludniu mama wyszla ze szpitala i udala sie na zakupy a potem do domu. Jakos kolo 21:30 dostała telefon, ze babcia właśnie zmarła. Tej samej nocy jak skończyłyśmy rozmawiać, a mama poszła spać usłyszała jak coś huknęło w piwnicy, jednak pies nie zareagował, więc pomyślała, ze to może jej się przesłyszało, nasz pies zawsze reaguje na takie rzeczy głośnym szczekaniem. Kiedy jeszcze wcześniej rozmawiałam z mamą o śmierci babci, poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę z melisy na uspokojenie. Czajnik mam cały czas włączony do kontaktu, jednak, żeby zadziałał, muszę włączyć przycisk-włącznik na tym kontakcie. Gdy to zrobiłam z wtyczki i kontaktu zaczęły wydobywać się kłęby czarnego dymu. Przestraszona odłączyłam czajnik i ugotowałam wodę na gazie w rondelku. Bałam się, ze spalił mi się czajnik. Wiedziałam, ze to pewnie chodzi o śmierć babci i zaczęłam czuć się nieswojo. Zadzwoniłam do męża z wiadomością, ale zanim się odezwałam on powiedział "wiem, ze babcia nie żyje", pytam "skąd wiesz?, a on, "takie przeczucie miałem jak tylko usłyszałam Twój dzwonek..."
Przyjechał w nocy z pracy i gdy wchodziłam do sypialni poczułam...zapach babci, taki zapach, którym zawsze pachniała za młodu - krem i perfumy ze słynnej serii Pani Walewska...Mój mąż nie czuł nic.

Na drugi dzień po pogrzebie, na który nie poleciałam ze względów finansowych, miałam sen, który tu już opisałam na blogu wcześniej. Za każdym razem gdy śni mi się babcia, jest wobec mnie nie miła, robi mi na złośc, zachowuje się w tych snach jak dawniej, jak z mojego dzieciństwa, gdy nie tolerowała mojej mamy, a mnie zawsze nastawiała przeciw niej i drugim dziadkom. Opowiedziałam o tym tacie, ze mam takie złe sny, że babcia w nich jest taka jak dawniej jakby zupełnie niczego się nie nauczyła, a tata odparł, ze to pewnie dlatego, ze generalnie babcia była złośliwą osobą przez całe życie.

Dzisiaj tez mi się śniła i starała się zrzucić żaglówkę mojego taty z przyczepy tak, żeby zrobić mi i mojemu małemu kuzynowi krzywdę. W porę odskoczyłam z chłopczykiem  (który ma teraz już ponad 20 lat) oczywiście mówiła , ze nie chciała, ale ja czułam, że ona specjalnie to zrobiła żeby Nas skrzywdzić.
Nie wiem co się dzieje, ale każdy sen z nią jest mało przyjemny, a spodziewałam się, ze po śmierci się zmieni i nie wróci babcia z przeszłości, a wróciła...

18 października 2013

Paraliż senny.

Dzisiaj miałam okropny sen, chyba to był tak zwany "paraliż senny". Wszystko zaczęło się od tego, że nie mogłam zasnąć. Męża nie było w domu, był w pracy na nocnej zmianie. Byłam sama, poszłam jakoś po północy do łózka, modliłam się - ostatnio mam ważną intencje do modlitwy, więc sięgnęłam po różaniec. I tak praktycznie co wieczór od jakiś 3 tygodni chyba lub dłużej, przed snem odmawiam sobie różaniec+inne modlitwy. Usypiam bardzo szybko dzięki temu. Jednak mimo wszystko tym razem udało mi się zmówić tylko 2 tajemnice, byłam bardzo spiąca. Usnęłam, nie wyłączyłam nawet łapki nocnej. Jakos około godziny 03:40 (sprawdziłam na telefonie komórkowym) obudziłam sie. Lampka się paliła. zadzwoniłam więc do męża - miał wyłączony telefon, lub poza zasięgiem. Pomyślałam, że sobie pogram na komórce i tym się "uśpię". Jednak jakiś wstąpił we mnie dziwny niepokój i zaczęłam być jakby "obserwowana" - takie miałam wrażenie. Usłyszałam później pierwsze pomruki nadchodzącej burzy i lekkie "wycie" wiatru, które przypominało jakby śpiewała kobieta. Około godziny 4:30 udało mi się w końcu zasnąć...No iw tedy pojawił się dziwny sen:
Leżę w swoim łóżku, plai się lampka, koło mnie leży książeczka do nabożeństwa i różaniec w woreczku, do tego mój szlafrok, słuchawki do komórki i komórka. dokładnie wszystko tak jak w momencie zasypiania. Jednak jest coś dziwnego. Na wysokości drzwi sypialnianych widzę ekran telewizora i na nim jest mi wyświetlany film. Wiem, że ktoś jest w moim pokoju, więcej niż jedna osoba. Znowu to poczucie obserwowania. Patrze na ten monitor/telewizor a tam jakieś dziwne zakłócenia...nie wiem coś tam było wyświetlane, ale nie pamiętam coś, wiem, że coś było dziwnego. Na chwile zadzwoniłam moja komórka . Jednak staram się odwrócić głowę od telewizora aby ja odebrać i...nie mogę!!! normalnie nie mogę ruszyć ani noga, ani ręką. Leże w pozycji takiej jak zasypiałam. Ogarnął mnie strach, i jednocześnie niedowierzanie, od razu skojarzyłam, że to coś złego jest,. Uczucie było takie jakbym była przykuta do swojego ciała. Chciałam się wydostać z niego, ale było strasznie ciężkie. W końcu coś jakby mnie lekko popchnęło lub kopnęło w prawy bok od strony pleców, a ja wtedy się jakby lekko poruszyłam i krzyknęłam w tym ciele "WON!!!" i w tym momencie obudziłam się cała zlana potem.
To było przeokropne uczucie...szamotania się we własnym ciele!!! Teraz rozumiem co oznacza, że "ciało jest więzieniem dla duszy" jak mawiał jeden z bodajże greckich filozofów...
Nikomu tego nie życzę... Gdy się obudziłam była godzina 5 rano, czyli de facto "spałam" niecałe 30 minut. za moment zadzwoniła moja komórka,aż podskoczyłam na łóżku, spojrzałam to mój mąż oddzwaniał. Opowiedziałam mu, że miałam koszmar. do godziny 6:40 kiedy już świtało nie zmrużyłam oka. Dopiero wtedy kiedy zrobiło się jasno, odsłoniłam roletę w oknie udało mi się zasnąć...i co Wy na to??? co to było???

12 października 2013

Kolejny sen o UFO i nie tylko.

Sen zaczyna się kiedy mam wyjechać niby to służbowo gdzieś samolotem. Zamierzam zabrać małą walizeczkę, bo to tylko tygodniowy wyjazd. Jednak będzie tam wielkie przyjecie służbowe i nie wiem jaką sukienkę wybrać. Szukam w szafie najodpowiedniejszych kreacji oraz dodatków i butów. Pomaga mi mama i jakaś nieznajoma dla mnie koleżanka z pracy, z którą mam lecieć. Dostajemy wiadomość, że lot jest opóźniony i zamiast o 22:00 wylecimy o 23:30. Ja jednak jestem już o 22:00 na lotnisku, gdyż podwiózł mnie wcześniej mój tata. I czekam pod bramką na wejście do samolotu. Widze niezadowolonych pasażerów, którzy właśnie dowiedzieli się, że lot będzie opóźniony. Chce napić się czegoś ciepłego, ale tylko jedna maszyna z napojami działa, a ja nie mam monet.
Kolejna scena ze snu to taka, w której jestem jakby już po przylocie na miejsce w hotelowym pokoju. Z radością i niedowierzaniem odkrywam, ze jest tam moja szafa z mojego pokoju, z moimi ubraniami. Zastanawiam się jak to jest możliwe, że ta szafa, w której wcześniej szukałam sukienek jest tutaj. Pomyślałam od razu, że jak będę wracać to będę musiała wszystko z tej szafy zabrać  i już wtedy wiem, że nie zmieści mi się to do walizki. wybieram jakąś dziwną turkusową sukienkę i klapeczki w takim samym kolorze.
Sen przeskakuje i znajduje się teraz w jakimś opuszczonym budynku, chowam się przed jakąś grupą mężczyzn czegoś ode mnie chcą. Uciekam, na wysokości, pode mną są 2-3 piętra pusta przestrzeń, wiatr hula w tym szkielecie budynku. Boje się , że mnie znajdą.
W następnej scenie jestem z moim mężem u mojej koleżanki na wsi, która ma konia. Wchodzę do jej stajni, spodziewałam się w lepszym stanie, bo niby nowa miała być, a okazała się dość zaniedbana. Konia nie ma, za to są koza i owca. Mój mąż zaczyna okrawać mięso owcy i czyścić je, ja mówię koleżance i jej tacie, że mój maż się na tym zna i zrobi to najlepiej. widzę pajęczyny w tej stajni.
Potem sen zmienia się i jestem w jakimś niedużym mieście. Nadciąga burza z piorunami. Jest dziwna, bo nie pada deszcz, wije lekki wiatr. Koło mnie jest kilka osób zupełnie mi nie znanych. Obserwują niebo tak jak i ja. widzimy na niebie kometę, która zmierza w kierunku ziemi. Jest ona jednak na tyle daleko, że możemy ją bardzo dobrze obserwować gołym okiem w całej okazałości. Nagle gdy uderza piorun tak jakby na wysokości tej komety, zostaje podświetlony kawałek nieba tuż za jej ogonem. W tym momencie (tego podświetlenia piorunem) widzę zarysy jakiegoś statku kosmicznego.  Strasznie się zaciekawiłam co to takiego. Patrze w niebo i czekam na nowe pioruny. Kiedy nadchodzą rozpoznaję już, że jest na niebie kilka różnych (mniejszych i większych) statków kosmicznych. Zaczynam się niepokoić, ale wciąż ciekawość zwycięża strach. Z każdym uderzeniem pioruna wydaje się, ze one coraz bliżej są ziemi jakby powoli lądowały. Nagle tuż obok mnie po mojej lewej stronie, ląduje jeden z wielkim hukiem siada na jakimś budynku i gniecie go. Zaczynam się bać, uciekam jak inni, ale to ufo zaczyna lecieć za mną. Chowam się znowu w jakimś opuszczonym budynku, chowam się za nim, ale mimo wszystko nadal wiem, że to ufo tam jest i na mnie czeka. Nic z tego nie rozumiem. Statek nie wygląda jak dysk tylko jak taki dość płaski trójkąt o podstawie koła. Nie podoba mi się ten kształt. Nagle ktoś mnie ciągnie i wpadam do jakiegoś budynku pełnego ludzi. to chyba jakieś sanatorium dla osób starszych, bo dużo tam staruszków. Ktoś mówi, że tu będziemy bezpieczni. Ktoś inny mówi, że to wysłannicy boga Zeusa i jak zaczniemy się do niego modlić wszyscy to sobie odlecą. Wierzyć mi się nie chce i nie zamierzam się modlić do fikcyjnego boga z mitologii greckiej.
Kolejna scena snu dzieje się nad jeziorem o krystalicznie czystej, zielonkawej wodzie. Wiem, ze na to ufo trzeba uważać, ze ono cały czas jest, ale odkąd przyleciało na ziemię, z planetą dzieje się coś dziwnego. Pokazuje mi to dziwny znajomy facet, powiedział, że jeśli chcę być bogata to muszę z nim wejść na kładkę na tym jeziorze i spojrzeć na dno. Robię tak. Wchodząc na kładkę przypominam sobie, że już kiedyś dawno temu byłam na tym jeziorze z moimi rodzicami. Patrze teraz na dno - jest tam czysty biały piasek. No i nagle z tego piasku wyłania się jakby grudka złota, a potem następna i kolejna, coś jak mały wulkanik złota, to rośnie i już wystaje ponad powierzchnię. ten znajomy mówi, ze złoto rośnie samo jak tylko ruszymy dnem tego jeziora. sprawdzam to i faktycznie przy ruchu piasku powstaje złoty wulkanik i jest złoto. Teraz odwracam się i widzę pełno tego złota, które idzie wzdłuż tej kładki aż na pole. Ten znajomy prosi mnie o bezwzględną dyskrecję, nikt się nie może o tym dowiedzieć, bo zleca się zaraz ludzie i wszystko zniszczą i rozgrabią. W tym samym momencie pojawia się nad brzegiem jeziora grupka ludzi i pyta się co to za złoto, ale mówimy, że nie wiemy, że to widocznie samo wyrósł jakiś minerał. Odchodzą dalej, a ja w tym momencie przenoszę się do mojego rodzinnego domu, do naszej łazienki. Jest tam moja mama, która pokazuje mi swoją nowa fryzurę, wygląda w niej pięknie o 20 lat młodziej i tak na prawdę mało jest podobna do mojej mamy. Jednak wiem, że to ona.  Budzę się.

10 października 2013

Stacja kolejowa

Dzisiaj we śnie znajdowałam się na stacji kolejowej.  Tam miałam czekać na swoją przyjaciółkę. jednak długo jej nie było. Okazało się, ze nie mam biletu i nie mam tez pieniędzy na bilet. Stacja przypominała połączenie metra i kolei. Na najniższym poziomie było metro, potem kolej a na najwyższym na powierzchni była stacja autobusowa. To wszystko znajdowało się niby w Warszawie.
Czekałam na przyjaciółkę zdenerwowana, ze przecież jak razem pojedziemy skoro ja nie mam biletów. Zjechałam schodami na sam dół stacji na peron metra, trochę się tam pokręciłam bez celu  patrząc na wjeżdżające wagony metra, a następnie schodami z 2 strony peronu udałam się na wyższy poziom. wo wszystko przypominało jeden wielki labirynt schodów i schodów ruchomych. Coś pomyliłam i znalazłam się jakby w tunelu kolejowym, widziałam peron i tam zaczęłam iść, ale musiałam nagle odskoczyć w bok, bo podjechał pociąg, ale chyba na mnie czekał, aż przejdę przez tory i zejdę na peron, gdy to zrobiłam ruszył. Pokręciłam się po galerii i peronach, znalazłam jakieś wyjście na powierzchnię, ale musiałam wejść po bardzo stromych schodach na górę, koło tych schodów leżeli różnie bezdomni. Pamiętam tam jakąś dziewczynę, od razu oceniłam ją, że pewnie to narkomanka. Bałam się bardzo koło tych ludzi przejść. Jednak pokonałam strach i weszłam na górę po tych schodach. Potem zauważyłam przyjaciółkę, powiedziała, ze się spóźniłam. Chyba powiedziałam, ze nie mam biletu, wsiadłyśmy do autobusu , który był całkiem pusty i bardzo się bałam, że złapie Nas kontroler, ale na razie nikogo nie było. Jednak strach ten i niepokój pozostał.
Kiedy tak jechałyśmy tym autobusem, obudziłam się.

8 października 2013

Pies,konie,starzec.

Śniło mi się dziwne mieszkanie, w którym miały powstawać zjawiska paranormalne. Poszłam sprawdzić jaka jest przyczyny ich występowania. Okazało się, że był tam czarny pies, który na początku na mnie warczał, a potem zaczął się ze mną bawić. Okazał się później, że to suka i ma szczeniaki. Pełno ich było, ale jeszcze były tak małe, że nie widziały na oczy. było ich ze dwadzieścia. W kuchni tegoż mieszkania było posłanie na, którym położyła się suczka i karmiła je własnym mlekiem. Pomyślałam, że sama jest pewnie głodna, więc nalałam mleka z lodówki do miski i postawiłam przy jej posłaniu. Zaczęła łapczywie pić. Wtem rozległ się dzwonek albo pukanie do drzwi podeszłam i otworzyłam. Stał tam okropny starzec, ubrany jakoś biednie jakby bezdomny. Miał w reku jakiś dziwny przyrząd - niby peseta, ale jakby o półkoliście wygiętych szczypczykach, które były zrobione z mosiądzu. Tym uderzył mnie w wierzch mojego nosa, aż poszła mi lekko krew z otartego naskórka. Wiedziałam, wtedy, że mam mu być posłuszna, chociaż wiedziałam, że to zły człowiek. zapytał się, czy może wejść, zawahałam się, ale wtedy poczułam ból nosa i odruchowo zaczęłam go ściskać, wtedy ten starzec wszedł do mieszkania, powiedziałam: "Tak, proszę bardzo, proszę wejść". Obserwowałam go. Nie podobało mi się, że tu jest, ale wiedziałam, że to nie moje mieszkanie, więc nic nie mogę zrobić. Nagle przybiegła czarna suczka z kuchni i zaczęła mnie bronić i cały czas warczała na tego starca. On się opędzał od niej, ale powiedziałam mu, że to chwilowe i ona zaraz przestanie. Następnie udał się do kuchni, kiedy ja próbowałam uspokoic psa. I wtedy zaczęłam słyszec piski, płacz i krzyk tych małych szczeniaków. Wpadłam do kuchni i moim oczom ukazał się makabryczny widok: starzec wsadzał w pyszczki tych szczeniaków tę dziwną pesetę tak, że wychodziła na wylot, rozrywał im szczęki, az lała się krew, a one w męczarniach konały. Próbowałam go powstrzymać, mówiła, prosze tego nie robić, niech Pan przestanie, ale on się dziko uśmiechał i rzucał tymi szczeniakami o podłogę. Jeden szczeniach zdechł mi w dłoniach. W tym momencie obudziałam się, nad ranem, serce waliło mi jak oszalałe. Miałam wstac, ale obróciłam się na 2 bok i szybko usnęłam.
Miałam wtedy kolejny sen w którym widziałam konie w moim mieście jako rodzaj transportu, widziałam, że blisko mojego miasta rodzinnego powstały pagórki, z których można oglądać piękne morze. Byłam na spacerze i zauważyłam swoja koleżankę z liceum, która jechała konno. O czymś rozmawiałyśmy, chyba o koniach, pytałam ile płaci za jazdę na godzinę i gdzie tu jest stadnina. Potem widziałam 2 konie ciężkie, które kiedyś widziałam na wakacjach nad jeziorami. Stały sobie koło opuszczonej posesji w moim mieście , jakieś 2 ulice dalej od mojego domu i skubały trawę. Moje miasto było jakby wyludnione, część domów puste, część posesji strasznie zaniedbanych. Weszłam jeszcze raz na pagórek, żeby zobaczyć kawałek morza i plażę.