Właśnie przebudziłam się po okropnym koszmarze. Śniła mi się córka mojej przyjaciółki-Zosia. Została ze mną pod moją opieką. To się działo niby u mnie w rodzinnym mieście, jednak miasto ze snu nie przypominało wcale mojego rodzinnego miasta. Bawiłam się z Zosią w ogrodzie, nagle zobaczyłam, że przyjechali do mnie do domu niespodziewani goście - siostra taty z synem i wnukami oraz jakieś inne osoby. Mój tata się nimi wszystkimi zajmował. Dojechali tez nasi dobrzy znajomi z mazur. Razem pomagali tacie usuwać złom i gruz z naszego podwórka. Widziałam ich z okna na piętrze mojego rodzinnego domu, jak pomagają wszyscy. Potem znajduję się gdzieś na mieście razem z Zosią i moją mamą, dziewczynka mówi, że musi iść do toalety, więc pozwalam jej iść samej, wiem, że jest rozsądna. Potem chwilę za nią przybiega jeden z wnuków mojej cioci i zaczyna polewać Nas wodą z węża ogrodowego. Krzyczę ze złością na niego, że dopiero co się wykąpałam i wysuszyłam przestań to robić, ale on się śmieje i mimo tego polewa mnie po gołych łydkach. Jestem wściekła, biegnę do sieni - w tym momencie wiem, że to jest ogród i dom mojej babci od strony mamy. Chłopak ma ciemno błąd bardzo kręcone włosy, biorę z tej sieni kij od szczotki/mopu i biegam za chłopakiem po ogrodzie, chcę go uderzyć tym kijem, ale wiem, że nie mogę, bo to nie moje dziecko i mogę mu zrobić krzywdę. Doganiam go i lekko go dotykam kijem po nogach i mówię, nie wolno nikogo polewać, widzę, że nikt Cię nie nauczył niczego. Chłopak się mnie boi, odpuszczam. Kątem oka widzę, ze idzie jakaś gigantyczna złowroga chmura po niebie taka szaro-fioletowo-brązowa. Myślę, że to coś złego się szykuje. W tym momencie zaczynam szukać wzrokiem Zosi, zaczynam wołać, ale dziewczynka się nie odzywa. Wbiegam do domu i widzę swoją ciocię, która zbiera się do wyjazdu. Ona mówi do mnie: wypadałoby się przywitać z jest ciocia Zula - pytam się jej "kto taki?", a ona mówi do mnie jeszcze raz "ciocia Zula". Ja na to" nie znam takiej", ona do mnie wtedy mówi:" trzeba było się przywitać to byś ją poznała i resztę osób". Odpowiedziałam jej bardzo poirytowana już " Ja? Ja mam się z nimi poznawać? to chyba im powinno zależeć na poznaniu się ze mną i moją mamą. O na pewno nie! ja pierwsze się nie będę zapoznawać, co to to nie!". Wybiegłam stamtąd i zaczynam szukać Zosi po ulicach, wołam "Zosia, Zosia". Niestety zero odzewu. Sen przeskakuje i jestem w jakimś sklepie taniej chińszczyzny, chyba jest tam moja zmarła niedawno babcia, towarzyszy mi i swoim ironicznym głosem z uśmiechem pyta mnie " No i jak? wybrałaś coś jeszcze na prezent dla swojej mamy?". Powiedziałam jej, trzymając szklany dzbanek w ręku "nie, jeszcze się zastanawiam", po czym odstawiam ten dzbanek na miejsce. Idę dalej do działu ogrodowego i widzę nową bieliznę męską, bokserki popakowane w paczki, widzę te rękawice ogrodowe. Biegnę do taty , który pojawia się w tym sklepie i mówię mu, zobacz tam jest taka bielizna popakowana, niby bawełniana, zobacz jeśli chcesz, chociaż pewnie to chińskie. No i znalazłam rękawice ogrodowe duże". Mój tata coś tam mówi pod nosem, nie wiem co, dopiero jak podchodzimy do tych rękawic, mówi "Zobacz, to są rękawice do odśnieżania, popatrz co mają w środku". I faktycznie wewnątrz rękawic jest bardzo przyjemne wypełnienie ocieplające. Sen przeskakuje i znowu jestem na mieście szukam Zosi, jestem zdenerwowana, towarzyszy mi moja mama. Mówię mamie" Boże, jak coś się Zosi stało, to ja stracę nie tylko ją, ale też moją przyjaciółkę". Wtem zauważam otwór do jakiejś studni z wodą. Zaglądam tam, woda jest ciut mętna, ale widzę chyba Zosię zaczepioną o drabinkę. Uśmiecha się do mnie, myślę sobie, "dzięki Bogu umie pływać". Rozbieram się, a jest dość chłodno. Znowu patrzę na niebo i ta chmura jest teraz brunatno-ciemno szara i już jest prawie na całym niebie. Jest chłodno zdejmuję adidasy i polar. mówię mamie "złapiesz mnie za kostki stóp". kładę się na ziemi i sięgam po Zosię, ale widzę, że to nie ona a jedynie jakiś mały ledwo urodzony kotek. Wyciągam go, wycieram i naciskam mu klatkę piersiową robiąc masaż. Mama ma ręcznik, owijamy tego kotka. Myślę, ze Zosia tam wpadła do tej studni, za tym kotkiem, czuję się winna i czuję duży strach. Kotek zaczyna oddychać, biorę go na ręce i czuję tak jakbym to ja go urodziła. Moja mama mówi do mnie "widzisz jaki jest malutki, prawie jak noworodek człowieka". Potem kładę go gdzieś tak jakby na liście gdzieś pod krzewem i widzę, jak kotek ssie swoją łapkę. Myślę, że jest głodny. Mówię mamie "powinnyśmy zgłosić zaginięcie i to też na policję". Moja mama patrzy na mnie i mówi, że jeszcze jest czas na to. Widzę jakieś dzieci z daleka i widzę kucyki, na których jeżdżą - pomyślałam, że Zosia lubi zwierzęta i pewnie tam jest. Biegnę tam i wołam ją, ale jest tak dużo dzieci w wieku przedszkolnym. Jednak wszystkie mają coś nie tak z oczami, są chyba niewidome, odwracają się w moim kierunku, bo słyszą jak wołam Zosię, patrzę, na te dzieci i nigdzie jej nie widzę. Odwracam się i nie ma jej też na tych kucykach. Jestem przerażona i boję się konsekwencji. Nagle spoglądam w niebo i widzę tę czarną chmurę już dokładnie nad miastem, jest ogromna i wiem, że to nie wróży nic dobrego. Budzę się.
Horusa czy ty nie spodziewasz sie dziecka ?
OdpowiedzUsuńTo wygląda jak alegoria poszukiwania mądrości. Zosia czyli Zofia pochodzi przecież od greckiego "sophia", a więc "mądrość".
OdpowiedzUsuń