O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

11 stycznia 2014

Morderstwo

Miałam dzisiaj sen w którym doszło do morderstwa mojego męża. Działo to się podczas jakiejś wojny domowej, nie wiem w którym kraju. wpierw mój mąż został zaatakowany w tłumie nożem przez mężczyznę i ugodzony w okolice serca. Ja próbowałam ten nóż wyciągnąć i zatrzymać rękę mordercy, ale zostałam sama dźgnięta przez niego. Pamiętam, ze wołałam o pomoc i nagle zapadła ciemność, pamiętałam obraz: leże obok męża i uciskam jego ranę oraz swoją. Obudziłam się,a następnie znowu zasnęłam i ten sen powrócił. Tym razem we śnie budzi mnie jakiś Brytyjczyk i mówi do mnie po angielsku, ze jesteśmy w brytyjskim klasztorze i mamy w przebraniu uciekać, bo już wiedza, ze tu jesteśmy. Otrzymuję informację, że mój mąż jest jeszce słaby, ze był bliski śmierci, ale wyzdrowiał. Jestem teraz przy Nim i on opierając się na moim ramieniu schodzi ze mną po bardzo wąskich, starych, drewnianych schodach gdzieś w dół tego klasztoru. Słychać strzały i tylnym wyjściem, ładujemy się do jakiegoś starego samochodu jak z lat 60tych. Prowadzą go Ci mnisi, ale ubrani po świecku, bez habitów. Mówią do mnie cały czas po angielsku, ze muszą Nas wywieźć poza miasto, ale nie wie czy to się uda. Wtem zatrzymuje nas seria z karabinu maszynowego. Uciekamy z auta. Jeden z tych mnichów zostaje ranny w głowę, krzyczę: "snajper, snajper" i przede mną otwierają się jakieś drzwi duże i wpadamy tam pod odstrzałem. Jest tam pełno ludzi, bronią Nas , mają różna broń, ale jesteśmy już otoczeni. Udaje mi się ukryć męża. Następnie zostaję załapana i ktoś chce mi nałożyć kajdanki, wyrywam się i z całych sił chyba komuś wbijam nóż. Uciekam w głąb miasta. Budze się i nie mogę zasnąć przez kilka minut. Dopiero po chwili sen znowu mnie morzy i powracam do tego snu. Tym razem jestem poza miastem. Jest ze mną mąż. Krajobraz jakby pustynny, ale to nie pustynia. Uciekamy na piechotę, musimy dostać się do jakiegoś domu, on częściowo jest jakby zrujnowany. Niestety z daleka nadjeżdżają samochody. Uciekamy i drogę nasza przecina rodzina z Polski - turyści, mowie im: "uciekajcie stad, jak się dowiedzą, ze z Nami rozmawialiście to i Was zabiją". Oni chcą Nas uratować, ale z obawy o ich życie odmawiam. Mój mąż wciąż jest słaby i nic nie mówi. Jednak udaj się Nam dotrzeć do tego domu. Czekają już tam na nas ludzie, ale ich jest tak mało, Nas jest dwoje, wiem , ze nie mamy szans. Nagle drzwi zostają rozwalone i Ci ludzie, sami mężczyźni, wbiegają i rozdzielają mnie i mojego męża. Nie wiem co się z nim dzieje. Jestem sama w otoczeniu mężczyzn poza tym domem. Wtem słyszę głos mojej zmarłej niedawno babci, która mówi: "Twój mąż nie żyje", "Jak to nie żyje?". ona odpowiada "Został przez nich zastrzelony". Czuję złość i wściekłość, rzucam się na jednego z tych mężczyzn w odwecie. Gdzieś mi mija mój pies, wołam go po imieniu, lecz mnie nie pamięta i nie chce przyjść, pojawiają się tez moi rodzice i nagle znajduję się nie na tej niby pustyni tylko na podwórku w swoim rodzinnym domu. Nadal siedzę okrakiem na mężczyźnie, którego przed chwilą powaliłam na plecy. Uciskam mu oburącz klatkę piersiową, mostek, mówię w myśląc "Boże dopomóż" i w tym momencie z krzykiem wciskam swoje ręce w jego ciało, jest pełno krwi, facet krztusi się krwią, która wypływa mu z ust. Miażdżę mu klatkę piersiową, serce i płuca, jest jednak wielka krwawa miazga. Płacze i czuję chęć zemsty na nich wszystkich za mojego męża.