O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

16 kwietnia 2011

W niewoli

Zostałam uwięziona wraz z grupa ludzi w miejscu gdzie rządził psychopata. Tak można tę osobę nazwać. Było nasz kilkadziesiąt osób. Łapał wszystkich gdzie popadnie i wtrącał do wielkiej okrągłej gigantycznej wieży, której dwie trzecie wysokości znajdowało się po ziemią. Było tam ciemno, lepko, zimno, czasem za gorąco, wszędzie była para wodna i odór rozkładających się ludzkich ciał. ten psychopata lubił znęcać się nad ludźmi. wymyślał najrozmaitsze tortury i musieliśmy często na nie patrzeć. Kto się mu próbował przeciwstawić był od razu skazany na śmierć. Zabrano Nam wszystko co ostre abyśmy nie mogli go atakować. Zabrano Nam tez wszystko dzięki czemu mogliśmy wydostać się na zewnątrz.
Miał pomocników, których niczym nie dało się przekupić. Ten psychopata coś robił z ludzkiej krwi, dlatego tak dużo Nas potrzebował. Był potężny, bo tę twierdzę strzegły cale zastępy jakby policji, z helikopterami i innymi robotami na czele. Tylko w celach gdzie spaliśmy i żyliśmy gorzej niż szczury nie było kamer. Nie było też okien, chyba, że ktoś spodobał się psychopacie to wtedy awansował do tych cel, które miały okna, czyli na samą górę, cześć przecież wystawała ponad powierzchnie ziemi. Nie mogłam patrzeć na tortury, ale tez nic nie mogłam po sobie poznać, ze mi się to nie podoba. W pewnym momencie złapał moja współlokatorkę, tylko dlatego, że rozpłakała się. Zaciągnął ją za włosy, ja w myślach powtarzałam słowa jakby do niej: "czemu to zrobiłaś?". Widziałam, jak ją bije po twarzy czymś, a potem kiedy upadła na plecy, wsadza w jej ciało swoje ręce w metalowych rękawicach i rozrywa jej klatkę piersiową, słyszę jej wrzask a potem następuje cisza. Słychać tylko pracujące gdzieś na dole maszyny i syk pary. Podchodzi ten człowiek do mnie, bierze tez dziewczynę stojąca obok. Nie znam jej, bo jest z innej części tego wiezienia. Bierze 2 grube igły połączone ze sobą linka, przebija mi prawe ucho,co dziwne nic nie boli, przebija tez jej ucho prawe i tym samym jesteśmy ta linka połączone za uszy. Jeśli jedna się od drugiej oddali to rozerwiemy sobie uszy lub stracimy życie. Powiedziałam mu: "Sama sobie uszy  przekułam" - spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale tez z pewnym wyrazem szacunku w sensie takim, ze i ja sobie zadawałam ból co on bardzo kocha robić. Dzięki temu dostałyśmy się obie do celi nr 59. Miała ona okno z kratami, ale było to okno, mogłyśmy widzieć ze jesteśmy wśród lak i pol i gdzieś tam w oddali są góry pokryte lasem. Narodził się w tym momencie mój plan ucieczki. 

Przyszedł Nasz współlokator - murzyn bardzo wysoki i jak na te warunki dobrze umięśniony. Powiedział mi: "musicie się przenieść, on tu za ściana ma zbiorniki, jak je wysadzi to Wy tez wylecicie w powietrze". Dobiegłam do okna, moja koleżanka razem ze mną - wciąż byłyśmy połączone ta linka za uszy. Trochę ją to zabolało, przeprosiłam, przedstawiła mi się, chyba miała na imię Marika, coś na M na pewno. Powiedziałam, że musimy uciec, powiedziała, że to nie możliwe. Murzyn dał Nam jakiś malutki zrobiony przez siebie nożyk, M wzięła pozbierała jakieś lecznicze zioła z półek pod ścianą. Powiedziała, że te żółte mogą uśmiercić psychopatę jeśli da mu się do picia. Na to nie miałyśmy czasu.
Następna scena biegniemy bez tej linki na uszach, z tym nożykiem w ręku przez pola, jak najdalej ku tym wysokim górom. Nie wiem jak się wydostałyśmy, ani kto wyjął z naszych uszu tę linkę. W każdym razie zauważono, że Nas nie ma, helikoptery zaczęły krążyć nad polami,ale my byłyśmy już daleko. Nagle zauważyłam, że leci za nami mały robocik - kamerka. Był biały, prostokątny. Mówię do M: " Biegnij do tych krzaków za mną i padnij". Padłyśmy pod krzaki, które były bardzo nachylone i całe Nas zakrywały. Leżałyśmy plackiem twarzą do ziemi. Mówiłam do Niej: Nie waż się ruszyć". Ten kamero-robot latał nad Nami, nie mógł Nas jednak wypatrzeć. Kiedy oddalił się, powoli wstałam, nie wiem skąd pojawił się w moim reku łuk ze strzałą, wycyrklowałam kiedy był odwrócony tyłem do Nas i wystrzeliłam. Trafiłam celnie na wylot za 1 razem. Robot spadł na ziemię. Wzięłyśmy kamienie i jeszcze doprawiłyśmy dzieła. Powiedziałam jej: " Chodźmy, zorientują się zaraz, że tu byłyśmy."
Kolejna scena: Jesteśmy na szczycie tych gór, zeszłyśmy granią w dół na drugą stronę, a tam pod Nami wielka rwąca rzeka, nie da rady skoczyć, bo widać wystające kamienie, jednak niżej są słupy z elektrycznością. Patrzę a na 2 stronie przy brzegu rzeki stoi starszy Pan, z mułem, ubrany był w kolorowe szaty - wiedziałam, że to mnich. Złotymi nitkami były wyszyte wzory kwiatowe na jego purpurowym habicie. Mial też spiczastą czapkę. Zawołałam: "Panie pomocy!". Mnich zwrócił na Nas uwagę. (Odniosłam wrażenie, że to mnich z Chin lub z Japonii, bo miał skośne oczy). Teraz widziałam Nas z perspektywy tego staruszka, słyszałam co powiedziała, jakbym obok niego stała: "O mój Boże, udało im się". Czułam jego strach przed psychopatą, ale też chęć pomocy Nam. Mówię do M: " Musimy zejść niżej, i skoczyć na ten słup inaczej nie da rady zejść w dół, już tak raz zrobiłam". (W tym momencie przypominam sobie, że chyba już kiedyś miałam ten sen, następuje tu coś jak deja vu, że stoję i schodzę w dół po tych górach i nie muszę skakać jestem sama i udaje mi się na dół zejść. ten przebłysk deja vu w śnie trwa chyba ułamek sekundy, to jak myśl, że już ten moment kiedyś widziałam w śnie.) M zeszła szybko nie oglądając się na mnie i skoczyła, zanim powiedziałam, że odliczmy do 3 i skaczemy. Na szczęście skoczyła na słup i nie dotknęła przewodów. Widzę to wszystko z perspektywy tego mnicha. Widzę siebie jak i ja skaczę na słup i zjeżdżamy po Nim w dół do rzeki. Jest ona rwąca, myślę jak przejdziemy, ale mnich rzuca nam długa linę, i płyniemy razem przez rzekę ciągnięte przez mnicha i jego muła. Cieszymy się, że jesteśmy uratowane. Budzę się.