O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

7 września 2010

Sen II z 3 wrzesnia 2010


Śni mi się, że jestem z babcią, którą nie za bardzo lubię w rzeczywistości w pewnym mieście. Miasto to jest miejscem, w którym mieszka moja mama z babcią. Jest także z Nami młody mężczyzna. Pomagamy mu wybierać rzeczy do jego ślubu. Co ciekawe na początku w tym czasie mówię do nich po angielsku , dopiero w pewnym momencie uświadamiam sobie, że przecież po co skoro są polakami, to mogę mówić po polsku i nie będę musiała tłumaczyć. Okazuje się, że ten facet to niby mój eks-narzeczony (tak napradę nie znam tego faceta w rzeczywistości i nigdy też nie byłam zaręczona więcej niż raz). Teraz mam męża, więc nie jestem nim zupełnie zainteresowana. Wchodzimy do sklepu z koszulami. Proponuję, żeby tylko zobaczyć koszulę i cenę, ale jak zwykle babcia, kupujemy najdroższą za 735 zł, mówiąc, że coś mu się należy skoro go rzuciłam. Jest ona dla mnie bardzo nie miła. Wchodzimy do jednego ze sklepów obuwniczych, ale niestety nie ma tam obuwia – czekają na dostawę. Po drodze ze sklepu mijam swoja dawną koleżanke ze szkoły podstawowej, mówimy sobie „cześć” . Idąc dalej ku nastepnym sklepom musimy obejść mały park, babcia czuje się zmęczona i siadamy na ławce. Dołącza się do Nas ojciec mojego byłego chłopaka, który bardzo mnie lubił. To nie jest jednak ojciec tego eks-narzeczonego ze snu. Ławka mimo, że duża jest zajęta więc ja chcę poszukać innej, ale jak zwykle babcia robi mi na złość i siada na tej ławce, mówiąc, żebym się nie wstydziła. Ten ojciec eks-chłopaka siada z nami mówiąc: „ w końcu jesteśmy jak rodzina wszyscy”. Zasypiają na tej ławce we trójce, a ja próbuję coś zrobić na swoim laptopie. Po jakimś czasie i ja powoli zasypiam, ale nie daje się snu. Chowam laptop do plecaka i budzę babcię. Widocznie coś jej się śniło, bo drgnęła mocno, jak ją zaczęłam budzić. Przechodzimy powoli przez ulicę i wchodzimy na teren jakiegoś mini zoo z rybami klatkami ptaków. Babcia uważa, że jest im za gorąco i każe mi otworzyć spryskiwacze do wody. Nie chcę tego robić mówię jej: „ nie wiadomo czy wolno”. Ona odpowiada na to: „ a co mnie obchodzi czy wolno czy nie, ma być tak jak mówię”. Gdzieś pod strachem, znajduję zawór wody i odkręcam go. Na zwierzęta oraz zwiedzających leje się strumieniami zimna woda. Wszyscy uciekają  w popłochu, mnie łapie strażnik i zaprowadza do dyrektor zoo. Pani dyrektor jest miła i po krótkiej rozmowie okazuje się, że zawsze chciała studiować to samo co ja. Nawet znała rzekomo moją Panią profesor. Dyrektor zoo powiedziała, że nie będzie oskarżenia w sprawie tego incydentu ze spryskiwaczami. Pokazuje jej książki ze studiów, które mam w plecaku ze sobą. Ona przyniosła mi pokazać prawie zdychające rybki i jeżowca, które przez ten incydent z woda prawie zdechły. Robi mi się bardzo smutno. Dyrektor mówi jednak, żebym się nie martwiła, bo przeżyją i pokazuje mi w atlasie zwierząt, jak naturalnie wyglądają te okazy. Są piękne w wielu kolorach. Żegnamy się, ona życzy mi powodzenia, a ja w tym momencie budzę się z tego snu.