O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

28 czerwca 2011

Sen mojego męża i mojej mamy

Sen męża:

Śniła mu się inwazja obcych na ziemię. Sen był bardzo realistyczny, obudził się wystraszony nad ranem. W tym śnie uciekał przed ludźmi-robotami, w tym sensie robotami, że to obcy kontrolowali ludzi na ziemi i zrobili z nich jakby "roboty",  którzy byli pod władzą obcych, wykonywali ich polecenia, byli jakby zahipnotyzowani, nic do nich nie docierało. Mój mąż wraz z grupą ludzi próbował się przed nimi schronić w opuszczonych domach, mieszkaniach, ale zawsze okazywało się, że byli tam Ci ludzie, którzy chcieli ich zabić.

Sen mojej mamy:

Moja mama odbierała poród swojej teściowej, czyli mojej babci. Mama pomagała jej w porodzie. Wszystko było bardzo realne, pępowina, płacz dziecka. Nie było tylko krwi. Pierwsze dziecko urodziło się całe i zdrowe, o jasnych włosach - siwych jak włosy babci. Potem zaczęło wychodzić drugie dziecko. Mama widziała główkę i ciągnęła za nią. Kiedy wyszła okazało się, że reszta ciała dziecka została w środku w kanale rodnym. Dziecko nie oddychało, mam za pomocą gruszki wyjęła śluz z ust dziecka, wtedy dziecko otworzyło oczy i zaczęło płakać. Niestety reszta została więc, tylko ta głowa żyła. Mama obudziła się bardzo wystraszona i dzisiaj zadzwoniła do mnie opowiadając ten sen ze szczegółami. Również określiła go jako bardzo realistyczny.

26 czerwca 2011

Konie, morderstwo i tata

Jestem właścicielka małej stadniny. Nie dzieje się to w Polsce. Mój tata jest ze mną i mama pomagają mi prowadzić to wszystko. Zatrudniam kilka osób: mężczyźni i jedna kobieta. Zbliża się burza, więc każę dopilnować tacie, żeby te osoby wpędziły konie z pastwiska do stajni i boksów. Ze wzgórza obserwuję ich prace. Widze mojego tatę jak idzie w kierunku stajni. Konie wchodzą do stajni zapędzane przez 2 mężczyzn - nie znam ich w rzeczywistości. Widzę jeszcze innego trzeciego mężczyznę, którego nie znam i jestem zaniepokojona co on tam robi? Mówię jakby w myślach tacie, że trzeba konie nakarmić tak po 5 litrów jedzenia na konia, bo mogą być głodne. Otrzymuje w głowie, jakby telepatycznie od taty potwierdzenie mej prośby. Tata, konie i te osoby, znikają wewnątrz stajni. Chowam się do domu, bo na prawdę leje. Jest ze mną mama, która martwi się czy tam się aby coś nie stało, bo tata długo nie wraca. Mówię, że pewnie czeka aż minie deszcz i zaraz przyjdzie. Mija ulewa, ja wychodzę i widzę, że do mnie idzie jeden z tych facetów, których zatrudniam. Mówi mi, ze muszę iść do stajni, bo tam kogoś zamordowano. On zadzwonił już po policję. Przyjeżdżają bardzo szybko. Obserwuje to z odległości, nie mogę tam wejść mimo, że mówię, że w stajni jest mój tata. Nagle widzę, że wyprowadzają skutego w kajdanki tatę, tę dziewczynę, oraz jednego z facetów. ten co policje wezwał, mimo mi , że zamordowany został ten drugi, którego zatrudniłam, że wszyscy oni są teraz podejrzani, bo byli w stajni, kiedy doszło do mordu. Podchodzi do mnie policjantka, mówi, ze użyto nożyczek i wycięto chłopakowi mózg żywcem (tu mam obraz wyciętego niezgrabnie mózgu, nie jest to straszny widok, mózg jest jasno różowy bez śladu krwi, jakby go ktoś wymył). Nie widzę ciała. widzę mego ojca bardzo smutnego za kratkami wozu policyjnego z reszta podejrzanych (dziewczyną i facetem). Mówię mu, już teraz z plączącą mamą, że on jest nie winny, że się zajmiemy, wszystkim, bo ja widziałam obcego faceta przy stajni, zanim am tata jeszcze doszedł. Płacze sama, bo żal mi, mówię mamie, gdybym nie kazała tacie nakarmić koni, to bym tam go nie było. Mowie jej, że to moja wina. Mama mnie pociesza, że wynajmiemy dobrego adwokata dla wszystkich. W tym momencie wiem, że jesteśmy bogaci i stać Nas na najlepszego adwokata w kraju. Tata bardzo smutny siedzi i nic się nie odzywa w tym radiowozie. Coś mówi do mnie ta dziewczyna, ale nie mogę zrozumieć jej zupełnie. Radiowóz odjeżdża. Na drugi dzień widzę, że policja przeszukuje pastwisko i tereny wokół stajni, podnoszą jakieś dowody rzeczowe. Martwię się, że coś znajda przeciw tacie. Widzę, znowu tę policjantkę, mówi, że na razie wszystko wskazuje, ze to zrobił ktoś z pracowników, ale mój ojciec jest uczciwy i bierze winę na siebie. Bardzo się przeraziłam tym i rozpłakałam. Sen się skończył, a ja się obudziłam.

25 czerwca 2011

Sen o koleżance

Jestem z moją dobrą koleżanką ze studiów w Warszawie. Patrze na zegarek, jest dokładnie 14:00. Mówię do Niej, żebyśmy wybrały się na wycieczkę do Kazimierza Dolnego. Ona na początku się ociąga, ale w końcu udaje mi się ją przekonać. Jedziemy w deszczu autobusem. Ona cały czas mówi, że musi zaraz wrócić do Warszawy, bo ma prace. Dojeżdżamy na miejsce, ale sceneria nie przypomina w ogóle Kazimierza Dolnego. Znajduje się tam klasztor, który jest jakby w starym zamku? Wchodzimy tam, ale moja koleżanka się gubi. Ja oglądam ten zamek, jest oprowadzana przez zakonnika ubranego na biało. Opowiada mi o tym klasztorze, ze wciąż mają chętnych. Widzę jakieś inne wycieczki. Szukam koleżanki na zewnątrz klasztoru-zamku, nie ma jej, a już się ściemnia. Zaczyna padać ulewny deszcz, robi się szaro. W końcu sama mnie znajduje, pokazuje mi, ryby, które złowiła na wędkę, która dostała nad rzeką od pewnego mnicha. Te ryby były już osmażone, poczęstowała mnie, zjadłam ze środka białe mięsko - bardzo mi smakowało. Mówię jej, że powinna mi była powiedzieć, iż udaje się nad rzekę, bo ja jej szukałam, wołałam i przestraszyłam się, że mnie zostawiła i wróciła do Warszawy beze mnie. Powiedziała, że nie chce teraz wracać do stolicy, że tu jest tak fajnie, że zostaje i jak chcę to mogę sama wracać. Byłam bardzo zdezorientowana i nie wiedziałam co zrobić. Z takimi uczuciami obudziłam się.

23 czerwca 2011

Brat męża

Dzisiaj śniła mi się cała rodzinę mojego męża, jego rodzice praz rodzeństwa. Śnił mi się jego brat, który pracuje w wojsku. Mieliśmy go odebrać z jednostki, ale on się spóźniał. Poszliśmy porozmawiać z pewnym oficerem, ale on stwierdził, że X już dawno sam wyszedł do domu. Bardzo się zdenerwowaliśmy, szczególnie mój teść, który tam z Nami był. Zaczęliśmy szukać chłopaka do późnych godzin wieczornych. Nagle słyszę ryk silnika motoru, wiem, że to on. Widzę , że jedzie na mnie, ale udaje mi się odskoczyć w bok w ostatnim momencie. Pytam go: X gdzie byłeś, wszyscy Cię szukają!? on odpowiedział: No i po co, sam mogę teraz o siebie zadbać.
Podbiegają jego siostry a on odjeżdża jakby uciekał przed nimi. Nie rozumiem go , bo przecież przypominam sobie teraz, że mamy udać się na jakiś statek i odpłynąć razem do domu, a on nie chce z Nami płynąć. W tym śnie na końcu bardzo się kłóci ze swoim ojcem - moim teściem, oraz z moim mężem.

21 czerwca 2011

Mój pies i teatr

Śnił mi się mój pies, był zazdrosny o mojego kota, który wdrapał się do mnie na balkon po drzewie. Siedział mi na moich kolanach i łasił się. Pies "widział" to wszystko z dołu i wdrapał się na rusztowanie budowlane, potem na jakieś składowisko cegieł. Mówiłam mu: "nie wchodź, zostań, zaraz zejdą na dół do Ciebie", ale on merdał ogonem, dał krok i spadł w dół. Przeraziłam się, wstałam z krzesła i gdy zbiegałam na dół po schodach sen się urwał.

Obudziłam się wystraszona. Na szczęście dzisiaj dzwoniłam do domu i z psem i kotami wszystko w porządku.

Miałam też dzisiaj drugi sen, przed tym snem z moim psem w roli głównej. Miałam z grupą moich znajomych iść do teatru, ale jakby byliśmy nieupoważnieni, aby tam wejść. Widziałam w śnie ochroniarzy, pod tym teatrem, bo jakaś znana osobistość tam występowała. Nas miałam wpuścić moja znajoma pani doktor, ale ostatecznie nie wpuściła. Powiedziała, że to przedstawienie jest tylko dla osób wybranych i ja i moi znajomi nie możemy tam wejść. Chcieliśmy bardzo zobaczyć tę sztukę, więc pod teatrem zaczęliśmy wymyślać rożne scenariusze co by tu zrobić, żeby jednak udało Nam się wejść do środka. Niestety za każdym razem, kiedy tam podchodziliśmy, ta moja znajoma, która tam pełniła rolę osoby sprawdzającej bilety, nie wpuszczała Nas.

19 czerwca 2011

Koń i ksiądz

Sytuacja dzieje się przed bramą mojego rodzinnego domu. Sąsiad ściąga konia z drzewa, bo tamten wdrapał się ze strachu, widzę przez okno jak ciągnie go za ogon, do , którego uwiązana jest długa lina. Nie podoba mi się to. Biegnę tam i zabieram mu konia. Próbuję na niego wsiąść, ale koń wyrywa się jest nie spokojny, ale głaszczę go i mówię mu, że ma się mnie nie bać i wszystko będzie dobrze. Zwierzę uspokaja się, leżę całym ciałem na jego grzbiecie, i tak jeżdżę powoli stępem po podwórku. Przyjeżdżają z zakupów moi rodzice, pytają co ja z tym koniem zrobię, ze nie może on u Nas zostać, mówię, że czekam na policję, bo nie oddam tego konia właścicielowi.
Sen zmienia scenerię i jestem gdzieś na strychu mego domu, szukam jakiś papierów dla mego taty, w związku z samochodem, tata niecierpliwi się i denerwuje, bo nie może tych papierów znaleźć , nie pamięta też gdzie je położył. Szukamy ich wspólnie po starych walizkach.
Teraz sen dzieje się w miejscu dla mnie nie znanym, czekam wraz z grupka starszych Pań na księdza, ale ten się spóźnia. Zaczyna lać ulewny deszcz, chowamy się na ganek, jego domu? Ten ganek jest w starym stylu rzeźbiony w drewnie. Przed domem krąży pies księdza, mały kudłaty, szary kundel, wołamy go, ale pies boi się podejść. Moknie na deszczu. W końcu idzie moja siostra cioteczna, nie wiem co ona tu robi, ale ma klucz do domu księdza, otwiera i wchodzimy, wołam psa. Pies uradowany wchodzi i otrzepuje się z deszczu. Za kilka chwil wchodzi ksiądz wita się z Nami, pyta co ten pies tu robi, mówi, że miejsce psa jest na dworze a nie w mieszkaniu. Tłumaczę mu się, że przecież pies moknął, że to też stworzenie Boże, ale ksiądz jest bardzo niezadowolony, że tego psa wzięłam. Daje mi to jasno do zrozumienia i tak odczuwam, jakby jego wielką niechęć do tego, że podjęłam taką decyzję bez pytania jego o zdanie.

18 czerwca 2011

Na statku obcych

Śni mi się, że jestem z moim psem gdzieś nad jeziorem. Ten pies ze snu wygląda inaczej niż mój pies obecny. Bawi się w trzcinie. Ja wyglądam też inaczej w tym śnie, jestem blondynką z długimi prostymi włosami. W pewnym momencie słyszę szum, trzciny się poruszają jakby był wielki wiatr, ale ja tego wiatru nie czuję, pies kuli się i ucieka. Walom go, w pysku ma jakieś dziwne urządzenie przypominające pilota, gryzie to. Potem zapada ciemność. Nic nie słyszę i nic nie widzę. Budzę się w jakimś pomieszczeniu wypełnionym aparaturą, światłami, wszystko miga, koło mnie leżą i śpią 2 osoby, kobieta i mężczyzna, przede mną za wielką szklana ścianą unosi się mężczyzna w średnim wieku, jakby był kosmonautą, bo za tą ścianą jest stan nieważkości. Ma po podłączane jakieś rurki do ciała, ale jest przytomny. Siadam na łóżku, czuję ból w prawej dłoni, widzę, że mam założone wkłucie na wysokości nadgarstka. Wyjmuje igłę i rurkę. Ten kosmonauta chce mi coś powiedzieć, ale mnie nie rozumie, przez szybę słyszę, jak mówi po rosyjsku. Próbuję obudzić tę kobietę i mężczyznę, ale oni śpią. To pomieszczenie jest małe, są tylko 1 drzwi. to jakby pokój. Kieruje się do wyjścia. Jestem bardzo słaba, robi mi się ciemno przed oczami, ale udaj mi się nie zemdleć. Drzwi się rozsuwają i ku mojemu zdziwieniu ukazuje się szeroki korytarz, na którym spacerują, jeżdżą , przewożą coś ludzie. Są uśmiechnięci i zadowoleni, patrzą na mnie, coś o mnie mówią. Korytarz jest biały, wysoki i szeroki o przekroju kwadratu, cały czas zakręca, więc wygląda jakby to było koło. po mojej prawej stronie wzdłuż prawej ściany korytarza na całej jego długości sa takie same małe drzwi, widocznie prowadzą do pokojów jak ten mój. Idę w lewo, ale z trudem. Mam na sobie jakąś biała piżamę, jakby ze szpitala, czuję, że pod tym nic nie mam. Dochodzę do jakiegoś biurka za którym siedzą 2 kobiety, chwytam się biurka i pytam ich o coś, ale w tym momencie robi mi się ciemno i mdleję. Znowu cisza i ciemność. Gdzieś w oddali słyszę głosy tych kobiet i innych osób. Budzę się powoli, jestem posadzona na jakiejś ławce, koło mnie parę osób. Mówią po polsku, albo ja ich rozumiem. Mówią, że jestem na statku, że teraz nic już nie muszę robić, bo zostałam zabrana z ziemi i do końca życia mogę tu mieszkać, nie muszę o nic się przejmować. Jestem uratowana jak inni ludzie. chcę coś powiedzieć, ale z trudem poruszam ustami - chce mi się spać i jestem bardzo słaba. Znowu mdleję, tym razem budzę się w pokoju, z którego wyszłam. Kobieta i mężczyzna także się obudzili, ten rosyjski kosmonauta próbuje się wyrwać i wali pięściami w tę szybę, kobieta mówi, że on jest agresywny, chce stad uciec i dlatego go wsadzili za szybę. Ona mówi do mnie po hiszpańsku, ale ją rozumiem, mimo, że nie znam tego języka. Mężczyzna obok, może w wieku 45-50 lat, mówi, że mam się nie bać, jak przyjdą, że oni są bardzo mili, że to poczuję w sobie, że mam się nie bać. Pytają mnie skąd jestem, mówię im, historię z psem, że pies coś znalazł w trzcinie i gryzł coś co przypominało pilota do TV, potem był wiatr, pies uciekł, a ja obudziłam się tu. Hiszpanka mówi, że z nią był podobnie, też znalazła jakiegoś pilota w domu, nacisnęła , bo myślała, że mąż wymienił stary pilot na nowy i potem to samo - obudziła się tu. Mówię im, że muszę znaleźć swoich bliskich, psa i narzeczonego. Kłaniam się im i kieruję się do drzwi. Wychodzę na tamten korytarz, idę w lewo, mijam to biurko i udaje się do większych drzwi po prawej stronie korytarza. Otwierają się automatycznie, przy drzwiach leży jakaś kobieta z dzieckiem, w ubraniu normalnym. Pomyślałam, że dopiero co ich przywieźli. Nagle wyczuwam, że ktoś jest w pokoju. Przypomniałam sobie słowa, że mam się nie bać. Wiem , że za chwilę zobaczę obcych, te duże głowy i oczy. Mimo wszystko czuję strach i idę tam. Wychodzą jakby zza ściany, jest ich dwóch, strach mija a we mnie pojawia się radość. Duże głowy i czarne oczy, ubrani w połyskujący, świetlisty skafander, ale nie widać,ani końca, ani początku rękawów, nogawek, kołnierzyków. Są ciut niżsi ode mnie może mają 140-150 cm. Rozmawiają ze mną telepatycznie, nawet wiem, że się uśmiechają, chociaż tego nie widać. Myślę o nich, że sa tak mili, że nie potrzebnie były te wszystkie historie i złych kosmitach wymyślane, oni się śmieją. Mówią, że ich zadaniem jest Nas zabrać z ziemi, żebyśmy mogli odbudować populację później, że mamy tu się rozmnażać to jest tylko nasze zadanie, nic więcej, możemy robić co chcemy. Pytam się ich czy mogą mnie wyleczyć z moich dolegliwości. Oni patrzą na siebie i dotykają mój brzuch ręką i jeszcze czymś, ale w tym momencie znowu mdleję. Budzę się na korytarzu, koło tego biurka. Kobiety mówią do mnie, że chyba muszę być im bardzo potrzebna, skoro co chwilę mnie tu odstawiają nieprzytomną, podobno to dobrze, to znaczy, że mnie leczą. Kobieta mówi do mnie, żebym powiedziała im coś o swoim życiu. Opowiadam, że mogłabym tu zostać, ale nie ma tu mojego narzeczonego, albo nie mogę go znaleźć jeszcze, martwię się o swojego psa i koty. Opisuje im mój dom rodzinny, szkołę. One tylko kiwają głowami. Podchodzi jakiś mężczyzna do nas - to ten z mojego pokoju chyba francuz? Mówi do mnie, ja go rozumiem, mimo, że nie znam francuskiego. Odpowiadam mu po polsku, on mnie też rozumie. On mnie pyta czy nie miałam przed tym uprowadzeniem dziwnych zjawisk w domu. Powiedziałam, że tak, sięgam do kieszeni i wyjmuję swój telefon komórkowy samsung, działa i pokazuję wszystkim filmiki i zdjęcia dziwnych zjawisk. Na filmie są moi rodzice, zupełnie inaczej wyglądają niż Ci z mojego obecnego życia, dom tez inaczej wygląda i jest w innym miejscu. Widzę, że jemy obiad, jest tez tam moja młodsza siostra ( w realu nie mam rodzeństwa) i nagle przylatują jakieś świetliste motyle i krążą nad stołem. Za chwile filmik drugi, tym razem jakieś światła zaglądają Nam do domu. Jestem smutna, bo nie ma tu mojego narzeczonego. Oni mówią, żebym go poszukała. Wskazują mi drogę na główną galerię, mówią, że ludzie tutaj sobie znajdują zajęcia i nawet obcym pomagają, że ten statek jest tak duży, że nie dam rady go w życiu całego zwiedzić. Otwierają się drzwi do wielkiej galerii, a tam widok niczym z Matriksa, wielka hala, której końca nie widać, pełno ludzi, którzy nie chodzą a unoszą się w stanie nieważkości, jedni coś ciągną, inni rozmawiają, inni pchają jakieś wózki, ktoś tam sprząta, widzę mężczyznę przewożący zwierzęta, w jednej z klatek widzę swojego psa i koty. Mówię mu , żeby się zatrzymał i je wypuścił. On mówi, że musi je zawieść do kwarantanny do drugiej części statku, ale nic im się nie stanie, dostaną zastrzyk i potem do mnie wrócą. Uspokajam się i daje mu odjechać. To jest wszystko tak ogromne, że ciężko mi to pojąć. Teraz orientuje się, że nie jestem już w piżamie, rana po wkłuciu zniknęła i nie boli mnie. Mam na sobie ten skafander jak inni i jak obcy, przylega do ciała, jakby wtopił się w nie, jest piękny, srebrno-złoty połyskuje. Czuje się wspaniale, szczęśliwa i dumna. Potem znowu znajduję się w tym pokoju z obcymi, mówią mi, że oni przybywają na ziemię co kilka tysięcy lat, żeby zabrać ludzi, reszta zostaje na ziemi, nie biorą wszystkich. Pytam  jaki jest tego cel, mówią, że rozmnażanie, że mamy się rozmnażać, a na ziemi nie ma dobrych warunków do tego, nie ma spokoju, nie ma czasu, tu jest spokój i czas, mówię im, że nie ma mojego narzeczonego, dają mi do zrozumienia, że go tu nie ma, że on nie był dobry dla mnie, że tu na statku muszę sobie poszukać nowego. Mówią, ze najważniejszym celem ludzi jest rozmnażanie, przedłużenie gatunku, bo jesteśmy unikatem we wszechświecie, ale za szybko się starzejemy, więc oni i inni chcą Nam pomóc przetrwać. Mam mnóstwo pytań, ale zasypiam tam. Budzę się we własnym łóżku, patrze czy nie mam śladów tam gdzie było to wkłucie, ale nic nie mam, nic mnie nie boli. Znowu zasypiam, znowu wracam na statek i znowu obcy mówią mi, że rozmnażanie jest najważniejsze, bo inaczej nie przetrwamy. Znowu zasypiam z myślą, że muszę ten sen opisać i przekazać innym. Budzę się i już leżę w łóżku. Koło mnie śpi mąż, więc wstaję i siadam przed laptopem i pisze ten sen.

16 czerwca 2011

Znowu okropny sen

Znowu to samo: niepokój w śnie, główną osobą jest nieznajomy mężczyzna, który tym razem przewodzi ludziom. Jest zagłada, inwazja obcych na ziemię, musimy iść za tym mężczyzną do hangarów lub wielkich hal - podobno tam mamy tę inwazję przeczekać. W śnie jest noc, wiemy, że oni nadlatują, ale nic nie widać i nic nie słychać. Uciekamy, widzę swoich rodziców, mojego psa, ale ktoś robi temu psu krzywdę i pies nie może biegać, ani siadać,wołam go, ale pies jest w szoku i nie chce przyjść. Biega w jakimś ogródku, przez który przechodzą nowi ludzie i Ci ludzie właśnie jedni się litują nad nim, drudzy chcą go odpędzić. Jestem bezradna, krzyczę, aby nic mu nie robili, bo to mój pies, ale on jest na zewnątrz, a ja w środku w tym hangarze. W końcu jakoś dostaje się on do środka i jest przy mnie. Szukam teraz swoich rodziców, którzy zgubili się w tej hali. Mijam jakiegoś czarnego człowieka z dredami i poznaję, że to jest jakiś muzyk z Jamajki, podobno znany - ja go nie znam. Uśmiecham się do niego. W tej hali jest pełno ludzi z całego świata, pełno ich rzeczy, niektórzy śpią na kocach, inni na łózkach polowych, widzę stosy garnków, walizek, toreb, kocy. Czuję niepokój i osaczenie. Nie ma mojego męża przy mnie i w tym śnie nie jestem świadoma, że go mam.
Po obudzeniu się odczułam dyskomfort na całym ciele, wstałam dosłownie połamana, bardzo bolały mnie plecy i ramiona i niestety znowu się nie wyspałam. Nie wiem czy to oddziaływanie księżyca i pełni oraz wczorajszego zaćmienia??

15 czerwca 2011

Koleżanka

Dzisiejszej nocy miałam nieprzyjemny sen. budziłam się wielokrotnie z powodu skurczy mięśni ramion, dłoni, miałam wszystko bardzo podrętwiałe... Możliwe, że dlatego, iż zaciskałam nieświadomie dłonie podczas snu? Sen dzieje się u mojej koleżanki z liceum, która jest adwokatem. Odwiedzam ją, bo dawno się nie widziałyśmy. Ten jej mąż jest bardzo zaborczy, w śnie dostaje wiadomość, że to dlatego, ze on jest chory psychicznie. Nie pozwala mi i tej mojej koleżance porozmawiać na osobności. Kiedy zostaje u nich na noc, on chce się położyć nago z nami do łózka. Odganiam go, ale nic do niego nie dociera. Potem chce mi dać herbaty do picia, ja odmawiam i tak przeczekuje noc i poranek. wychodzę, ale ten facet goni mnie i pyta czy ich jeszcze odwiedzę. Jeszcze coś ta koleżanka za mną krzyczy, ale nie wiem o co chodzi, czuje niepokój i chce się od nich uwolnić. Okazuje się, kiedy wychodzę za bramę, widzę inne osoby i jakieś pielęgniarki, wtedy dochodzi do mnie, ze moja koleżanka z mężem mieszkają w domku na terenie szpitala psychiatrycznego.

13 czerwca 2011

Sąsiedzi

Śnili mi się kila dni temu moi sąsiedzi z miasta, z którego pochodzę. Mieszkają na początku wjazdu do mojej ulicy. to starsze małżeństwo. Ich dzieci wyemigrowały lata temu za granicę. Sami mieszkają w dużej willi, są dosyć wścibscy, ekscentryczni. Mało kto ich odwiedza, oni sami nie wychodzą z domu, ale wszystko wiedza. Sen się zaczyna, że ta sąsiadka woła mnie do siebie, je niechętna, bo jak to całe życie mieszkaliśmy obok siebie i nagle ni stąd ni zowąd chce mnie zaprosić? Myślę sobie, że pójdę i tak robię. Zaprasza mnie do kuchni, siedzi tam jej mąż (dużo przyjemniejszy w obyciu i kulturze niż ona). Zaczynają snuć swoje opowieści o ich wnuku, który z rodzicami jest w USA. Mówią jaki on jest wspaniały i cudowny chłopak, że tak na prawdę zawsze mu się podobałam. Chce dojść do słowa, ale babka jak zawsze nie daje mi dojść do słowa. Ogólnie czuję się tam u nich nieswojo jak nieproszony gość. Cały czas sen jest na temat ich wnuczka, z którym kiedyś chodziłam do szkoły podstawowej do jednej klasy. W pewnym momencie mam już dosyć i wycofuję się tyłem do drzwi, na werandzie jednak kobieta nadal opowiada o wnuczku i prosi, żebym się z nim skontaktowała, że nie pożałuję tej znajomości. Kłaniam się im i wychodzę zmieszana. Sen się kończy.

11 czerwca 2011

Zła istota

Mało pamiętam z dzisiejszego snu. Wiem jednak , że odwiedziła mnie w nim jakaś istota - był to mężczyzna, o jasnobrązowych włosach, poczułam w tym śnie, że jestem obserwowana, noc dłużyła mi się, bałam się otwierać oczu. Wydawało mi się, że coś/ktoś mnie usilnie obserwuje. Zapaliłam światło, potem usnęłam i sen powrócił. Chodziło o jakiś samolot i naukę latania nim. Ten mężczyzna mówił, że mogę się nauczyć latać. Bałam się i nie była mu ufna, nie tak łatwo ot wsiąść do samolotu i polecieć, chociaż on ten facet zapewniał mnie, że tak. Nawet chyba zrobił próbny lot, tzn on wsiadł do tego samolotu i latał wkoło mnie, żeby mnie zachęcić. Ja w tym śnie odczuwałam wielki strach i niepokój.

10 czerwca 2011

Łódź i odwiedziny zmarłego

Sen zaczyna się od tego, że jestem na łodzi z jakimś mężczyzną. To nikt z moich znajomych, jest on starszy ode mnie powiedzmy, że jest w wieku mojego taty. Wypływamy w morze. Widzę siebie jako inną osobę tzn., wiem, że to jestem ja, ale we śnie jest to kobieta zupełnie do mnie nie podobna. Bardzo boi się tej wyprawy. Dostaje w śnie wiadomość, że wypłyniecie jest związane z ucieczką od jakiegoś kataklizmu. Ta łódź to motorówka - stary typ, coś a la przerobiony kuter rybacki. Wewnątrz jest kuchenka i mały telewizor. Tam oglądamy wiadomości. Widzę w nich, że ogromna fala tsunami idzie do Japonii. Widzę jak ludzie uciekają w głąb lądu, ale ta fala jest bardzo szybka i niektórych porywa. Teraz widzę, że ta kobieta to jednak nie ja, bo ona rozlewa zupę, a ja przecież nie mogę być taka niezdarna. Przeprasza ona tego człowieka, on ją uspokaja.
Teraz sen pokazuje inna scenkę. Jestem ze swoim chrzestnym w samochodzie, w jego aucie. to jest auto dostawcze, ciemnoczerwone. Jadę w nim ja i moja mama. Jedziemy chyba zobaczyć tatę. Wujek prowadzi auto spokojnie, nie nerwowo, postanawia pojechać skrótem przez miasto (w tym śnie to Warszawa).  Robi tak, ponieważ odbywa się jakiś strajk i ulice są zablokowane. Widzę też dużo turystów ubranych w szaliki i akcesoria polskie, to są kibice na Euro 2012. Mijamy ich i udajemy się w boczna uliczkę. Wyłożona jest płytami, zakręca i na końcu jej widzę stojący ambulans na poboczu z włączonymi światłami. Nie robi to na mnie wrażenia. Dojeżdżamy do skrzyżowania. Z lewej strony naszego auta jedzie brązowe stare auto, wujek czeka, aż przejedzie i wtedy powoli bardzo rusza. Toczymy się po tej drodze (nie wiem czemu), spoglądam na prawą stronę naszego samochodu i widzę rozpędzony samochód, również dostawczy, tylko w odcieniu pomarańczowym, jego przód jest podobny do samochodu typu Żuk, jednak to nie jest ten sam samochód. Myślę sobie, że zaraz w Nas uderzy i będzie kraksa. Już chcę powiedzieć do wujka, żeby przyspieszył, ale tamten kierowca z piskiem opon zatrzymuje się tuż za tyłem naszego auta. wygląda przez okno szoferki i wygraża się, wygląda jakby pochodził z Rumunii lub Bułgarii. Powiedziałam wujkowi, że prawie Nas uderzył, wujek odpowiedział, że przecież zdążył przejechać.
Teraz sen dzieje się u mnie w rodzinnym domu, jest jakieś spotkanie chóru, w którym śpiewa moja mama. Przychodzą znajome Panie, uśmiechnięte. Jest też była dyrygentka naszego chóru. Nie widzę jednak męskiej części zespołu, ani obecnego dyrygenta. Widze , że na stole w dużym pokoju leży zmarły, mój i mamy znajomy, który przez wiele lat ten chór prowadził, potem odszedł na emeryturę, a ja go często odwiedzałam z mamą.Widze, że leży, wiem , że nie żyje, ale nie boję się go. Podchodzę do tego normalnie, przecież to tylko ciało, dusza jest już poza nim. Moja mama w kuchni coś szykuje, znajome panie wchodzą i witają się ze mną. Ida do tego dużego pokoju, gdzie leży zmarły. Jednak wygląda na to, że go nie widzą? Nagle zauważam, że zmarły otwiera oczy, wraca do żywych, powoli podnosi się ze stołu. Jest młodszy, wygląda na około 60-65 lat, więc dużo młodziej niż jak go ostatni raz widziałam przed śmiercią. Jest zadowolony, uśmiechnięty. Rumiane policzki i gładka cera. Wychodzi do przedpokoju i wita się ze mną i moją zakłopotaną mamą. Widze zachwyt Pań z chóru, pytają go: " X to Ty żyjesz??", "jak to możliwe, przecież umarłeś!", była dyrygentka chór, która zajęła na krótko po tym znajomym miejsce, mdleje na jego widok, inne ją cucą, widze, że jest blada jak ściana.. On się tylko uśmiecha i wzrokiem daje mi do zrozumienia, żebym podeszła bliżej. Czuję jego ciepło, wiem, że jest szczęśliwy i teraz przyszedł Nas odwiedzić jeszcze raz, z tej drugiej strony. Pytam go nieśmiało: "jak tam jest?opowiedz dobrze Ci tam?", on odpowiada: "jest pięknie, nie da się tego słowami opisać, świeci słońce i pełno kwiatów". W tym momencie w tym śnie wyobrażam sobie ten obraz, który mi opisał. Mam w głowie mnóstwo pytań na tematy osobiste, lecz wiem, że pewnie nie będzie mógł na nie odpowiedzieć. Mimo wszystko ryzykuje i pytam: "Proszę powiedz coś o moim przyszłym życiu". On na to tylko się uśmiechnął, ale w jego oczach odczytałam, że wszystko będzie dobrze. Teraz sam zaczął mówić/pytać się o pogrzeb, kto go organizował i dlaczego taki skromny nekrolog. Powiedziałam mu: "przecież wiesz kto go pisał" (tu mam na myśli jego córkę). On tylko westchnął i pokiwał głową. Potem przeszedł się ze mną po przedpokoju i coś jeszcze chciał mi powiedzieć, ale w tym momencie obudziłam się.

1 czerwca 2011

Sen mojej mamy

Dzisiaj o śnie mojej mamy jaki miała kilka dni temu...

Śnił jej się sen katastroficzny. Czuła w nim strach i przerażenie. Widziała startujące w górę samoloty pasażerskie, prywatne wojskowe z ludźmi na pokładzie. Wiedziała w tym śnie, że oni są wybrani, aby ocaleć. Patrzyła jak na niebie było mnóstwo samolotów. Widziała ludzi wsiadających do nich. W tym śnie widziała wielką wodę gigantyczne fale tsunami, przed którymi uciekali ludzie w popłochu do tych samolotów i na wysokie wzniesienia. Część osób stało w gigantycznych korkach do lotnisk. Miała świadomość, że to koniec ziemi, a już na pewno ludzkości na ziemi, że tylko ci co są w tych samolotach zostaną uratowani od śmierci.






ps: nie wiem czy ten sen, to mogła być zapowiedź śmierci naszego dobrego znajomego - przyjaciela rodziny, o której dowiedziałyśmy się dzisiaj. Zmarł w zeszłą niedzielę, a pogrzeb będzie jutro.