Sytuacja dzieje się przed bramą mojego rodzinnego domu. Sąsiad ściąga konia z drzewa, bo tamten wdrapał się ze strachu, widzę przez okno jak ciągnie go za ogon, do , którego uwiązana jest długa lina. Nie podoba mi się to. Biegnę tam i zabieram mu konia. Próbuję na niego wsiąść, ale koń wyrywa się jest nie spokojny, ale głaszczę go i mówię mu, że ma się mnie nie bać i wszystko będzie dobrze. Zwierzę uspokaja się, leżę całym ciałem na jego grzbiecie, i tak jeżdżę powoli stępem po podwórku. Przyjeżdżają z zakupów moi rodzice, pytają co ja z tym koniem zrobię, ze nie może on u Nas zostać, mówię, że czekam na policję, bo nie oddam tego konia właścicielowi.
Sen zmienia scenerię i jestem gdzieś na strychu mego domu, szukam jakiś papierów dla mego taty, w związku z samochodem, tata niecierpliwi się i denerwuje, bo nie może tych papierów znaleźć , nie pamięta też gdzie je położył. Szukamy ich wspólnie po starych walizkach.
Teraz sen dzieje się w miejscu dla mnie nie znanym, czekam wraz z grupka starszych Pań na księdza, ale ten się spóźnia. Zaczyna lać ulewny deszcz, chowamy się na ganek, jego domu? Ten ganek jest w starym stylu rzeźbiony w drewnie. Przed domem krąży pies księdza, mały kudłaty, szary kundel, wołamy go, ale pies boi się podejść. Moknie na deszczu. W końcu idzie moja siostra cioteczna, nie wiem co ona tu robi, ale ma klucz do domu księdza, otwiera i wchodzimy, wołam psa. Pies uradowany wchodzi i otrzepuje się z deszczu. Za kilka chwil wchodzi ksiądz wita się z Nami, pyta co ten pies tu robi, mówi, że miejsce psa jest na dworze a nie w mieszkaniu. Tłumaczę mu się, że przecież pies moknął, że to też stworzenie Boże, ale ksiądz jest bardzo niezadowolony, że tego psa wzięłam. Daje mi to jasno do zrozumienia i tak odczuwam, jakby jego wielką niechęć do tego, że podjęłam taką decyzję bez pytania jego o zdanie.
Sen zmienia scenerię i jestem gdzieś na strychu mego domu, szukam jakiś papierów dla mego taty, w związku z samochodem, tata niecierpliwi się i denerwuje, bo nie może tych papierów znaleźć , nie pamięta też gdzie je położył. Szukamy ich wspólnie po starych walizkach.
Teraz sen dzieje się w miejscu dla mnie nie znanym, czekam wraz z grupka starszych Pań na księdza, ale ten się spóźnia. Zaczyna lać ulewny deszcz, chowamy się na ganek, jego domu? Ten ganek jest w starym stylu rzeźbiony w drewnie. Przed domem krąży pies księdza, mały kudłaty, szary kundel, wołamy go, ale pies boi się podejść. Moknie na deszczu. W końcu idzie moja siostra cioteczna, nie wiem co ona tu robi, ale ma klucz do domu księdza, otwiera i wchodzimy, wołam psa. Pies uradowany wchodzi i otrzepuje się z deszczu. Za kilka chwil wchodzi ksiądz wita się z Nami, pyta co ten pies tu robi, mówi, że miejsce psa jest na dworze a nie w mieszkaniu. Tłumaczę mu się, że przecież pies moknął, że to też stworzenie Boże, ale ksiądz jest bardzo niezadowolony, że tego psa wzięłam. Daje mi to jasno do zrozumienia i tak odczuwam, jakby jego wielką niechęć do tego, że podjęłam taką decyzję bez pytania jego o zdanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz