O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

31 marca 2016

Sen o ufo i III wojna światowa

Nie wiem w sumie od czego zacząć, Miałam dzisiaj dwa niesamowite sny tak realne jak nigdy dotąd. Fakt,  dawno nie pisałam...aż wstyd, ale obowiazki domowe i brak weny i zmęczenie, nie pozwalało na to. Proszę wybaczyć...mam nadzieję, że ktos to jeszcze czyta? sny miałam oba dzisiejszej nocy tj. 31.03.2016.

Pierwszy sen:


Jestem u siebie w rodzinnym domu. Siedzimy w kuchni z moimi rodzicami, moim synem, niezyjącą babcia od strony taty, moim psem i kotem, który też już nie żyje. O czymś rozmawiamy i jemy chyba sniadanie, czuję smak kanapki z pomidorem, czuję zap[ach sera, herbaty... Za oknem jest jasno, ale nie świeci słońce, wygląda to tak jakby to była poświata od śniegu. W pewnym momencie kątem oka widzę przelatujący obiekt ufo w ksztalcie czarnego bądź bordowego auta bez kół - taki ma kształt, ale wiem, że to jest ufo a nie samochód. Mówię do rodziców, że "chyb ufo przyleciało". Oni tak jakby nie reagują na te słowa i rozmawiają dalej. Mój syn bawi się na górze domu. Nagle dom zaczyna wibrować i podnosić się do góry. Czuję, że lecimy w powietrze i faktycznie mijamy sosny na naszym ogrodzie i wznosimy się coraz wyżej. W pewnym momencie orientuje się, że już nie ejstem w kuchni swojego rodzinnego domu, ale w miejscu bez przestrzeni jakby, nie czuję, że to jest pojazd ufo tylko, że jestem gdzieś jakby w jakimś wymiarze.Moich mojej rodziny nie ma ze mną a ja najduję się w pozycji lezącej, czuję swoje ciało i mam świadomość, że zaraz coś się wydarzy. Przelatuje przez kolejne tunele, lecę i podziwiam kolory i doznania, bo dany kolor i struktura takiego tunelu ma wpływ na moje samopoczucie. Co ciekawe nie czuję strachu jak przy innych filmach z ufo, ale błogi stan, jestem w koncu wypoczęta, choć czuję lekki ból i dretwienie prawego ramienia i barku, gdyż obie ręce trzymam sobie za głową. Nagle widzę jak ztakiego tunelu o strukturze prostokąta leci w moją stronę dokladnie w stronę podbrzusza maly ciemny prostokąt. Boje się, że będzie bolało jak zacznie wnikać w moje ciało. Nagle całą sobą czuję, że strach mnie opuszcza, trkatuję to już normalnie. Pojawia mi się myśl taka, że oni chcą pobrac ode mnie komórki jajowe, a ja mam ich bradzo mało, ze względu na swoją chorobę w rzeczywistości. Głośno mówie "stop, nie zgadzam się". Wtedy słyszę wyraźnie głos w głowie " nie ma powodu, zwiekszyliśmy ich ilość i jakość. Od kwietnia do października zgodzisz się, żebyśmy je pobierali bo maja dużą wartość". W tym momencie znowu jestem na moment przy stole ze swoimi rodzicami synem i babcia i nasz dom powoli opuszcza się na ziemię. JEstem z nimi przez chwilę, a potem czuję, że się obudziłam we własnym łóżku. Kolo mnie mąż, po mojej prawej stronie łóżeczko ze śpiącym synem. Od pasa w dół jestem jakby troche sparalizowana, bo nie czuję nóg, ale za chwile to dziwne uczucie przechodzi i mam odwagę ruszyć ręką i nogą. Nie otwieram jednak oczu, bo boje się, że moglabym ich zobaczyć choć wiem, że ich nie ma, bo to był tylko sen.
Moje prawe ramię i bark sa zdretwiałe i czuje ból. Przekręcam się na lewy bok i próbuję dalej spać.

Drugi sen:

Jestem w rodzinnym domu są moi rodzice, pies i moj synek. Jest zima chyba styczeń i trwa wojna. siedzimy w kuchni oglądając jak samoloty ze soba walczą. Boimi się, że zaczną tu spadać. Samoloty są różne, migi, f16 i jakies dziwne ktorych jeszcze nie widziałam, przypominające płaszczkę z grubym ogonem, oraz helikoptery typu cobra i takie o bardzo oplywowym ksztalcie - te modele widzialam na internecie, ale sie nie znam, wiec nie powiem co to za jedne.
Nagle widzę, jak kilka samolotow zostalo zestrzelonych a piloci się katapultują...
dwóch czy trzech spada na nasze sosny w ogrodzie i drzewa sąsiada z na przeciwka. Piloci zyją i zaczynaja schodzi po drzewie na dol i udawac sięm do ucieczki. NAgle przyjeżdża polska kawaleria i inni poslcy zolnierze. Maja mundury reprezentacyjne, co mnie bardzo dziwi. Jeden zolnierz, ktory katapultowal sie wyladowal na naszej sosnie i zolnierz kawalerzysta probuje zmusic swojewgo konia, ktory jest czarny do przeskoczenia naszej siatki ogrodzenia. Udaje mu się to z rozbiegu. Na ogrodku jest tez moj pies, ktory zaczyna obszczekiwac tego konia i jakby bronic tego zolnierza, ktory sie katapultowal. Mam wrazenie ze te na koniu mojego spa zastrzelil, bo spyszalam strzal, ale nie bylam w stanie patrzec na to. Ogarnela mnie straszna zlość...na usta i w glowie cisnely mi sie najgorsze przeklęństwa jakie znam. Krzyczę je przez balkon na górze całą we łzach do tych polskich zolnierzy, ze zamiast wroga oni zabijaja mojego psa. Oni zaczynaja mierzyc teraz we mnie, maja jakies staregop typu karabiny i wciaz te mundury reprezentacyjne z rogatywkami na glowach. Jest snieg, zimno. Nagle do moich nog przybiega pies- moja mama wpuscila go z ogrodu, czyli jednak go nie zabili.
Nagle na niebie znowu przylatuja te dziwne samoloty a ksztalcie plaszczki z grubym ogonem i te oplywowe helikoptery. Kilka samolotow-plaszczek straca te helikoptery. Jest straszny huk i zamieszanie, slychac wybuchy strzelanie. Zamykamy sie z rodzicami w domu i zaczynamy sie chyba modlic. Boimy sie, że to juz nasz koniec, bo wszystko dzieje sie wokol naszego domu. Nagle budzi mnie budzik, ktory maz nastawia sobie do pracy...