O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

27 maja 2011

Sny przychodzą falami

Wczoraj ucięłam sobie miła pogawędkę na gg z autorką bloga Tajemince snu, Aliszą. Doszłyśmy do pewnego konsensusu w naszych rozważaniach na temat snów. Mianowicie sny przychodzą falami. Nie oznacza to, że w ogóle nie mamy snów i dopiero po jakimś czasie sny przychodzą i jest ich dużo. Śnimy przecież codziennie tylko są pewne okresy, gdzie tych snów nie zapamiętujemy. Ja mam z tym problem. Czasem budzę się, na 2-3 sekundy pamiętam co mi się śniło, a potem kiedy moje stopy dotkną podłogi następuje jakaś blokada czy wymazanie pamięci i zapominam co mi się śniło. Są sny, które pamiętam zdawkowo, np śni mi się, że robię zakupy w sklepie, w jakim i jakie te zakupy i co się działo przed i po tego już nie pamiętam. Dlatego takich snów nie opisuję na blogu, bo wpis ograniczałby się tylko do 1-2 zdań.
Natomiast są takie okresy, kiedy sny mam po kilka dni pod rząd tak realne i tak dziwne, że pamiętam je w najdrobniejszych szczegółach - o czym mogliście się już przekonać wielokrotnie czytając moje wpisy. Czy to "wina" mojego mózgu, czy może jakaś siła wyższa, która "nie chce" abym taki sen pamiętała?
Dlaczego tak się dzieje, że jednego dnia pamiętam sen, a drugiego już nie?
Wracając do rozważań na temat snów, to Alisza również zaobserwowała takie fale snów u siebie. Też ma takie okresy kiedy więcej pamięta i kiedy nie pamięta za dużo. Można to w sumie łatwo zaobserwować na naszych blogach, wystarczy spojrzeć na daty choćby w moim archiwum, żeby zobaczyć, ze są dni kiedy nie piszę nic, są dni kiedy opisuje po 2 sny dziennie...

Z dzisiejszego snu na przykład zapamiętałam, że jadę samochodem chyba maluchem, nie mam prawa jazdy i zastanawiam się czy mnie złapią czy nie, ale wiem, że jest jakiś wypadek gdzieś i muszę  tam dojechać. Jadę i nagle jestem gdzieś w górach, jadę jezdnia między górami. Nagle zaczyna padać taki deszcz, że nic nie widzę a wycieraczki nie nadążają nad zbieraniem nadmiaru wody. Widzę jakaś wielką falę tego deszczu , która przeistoczyła się w rzekę. Ten rwący potok chce mi porwać samochód, ale jadę dalej i nie daję się żywiołowi. Jestem jednak cała mokra, bo samochód zalało, ale jakoś dojeżdżam na miejsce. Próbuję zaparkować, ale ludzie tak po parkowali swoje auta, że nie idzie jak. Jak wjadę to już nie wyjadę. Gdzieś jednak znajduję miejsce i idę zobaczyć co się stało. Nie widzę gapiów, ale są chyba strażacy. Wchodzę do spalonego domu. Jest tam moja babcia od strony taty. Nie płacze, wiem, ze jest zła i zdenerwowana - tak się zachowywała i miała takie spojrzenie w oczach jak wtedy kiedy dziadek ją czymś zdenerwował. Mówi mi: "nie idź tam dalej do tego pokoju. Twój ociec się spalił żywcem, bo był pożar". Nie jestem przerażona, jestem tylko zdumiona i zaskoczona tym faktem. Chcę iść zobaczyć ciało, ale ktoś mnie powstrzymuje, chyba jakiś strażak? Nie wiem kto to. Za to w wyobraźni w tym śnie wyobrażam sobie jak to mogło wyglądać, że pewnie był gęsty dym i kaszlał, przewrócił się, nie widział wyjścia z pokoju i dlatego się nie uratował.Wyobraziłam sobie też jego spaloną twarz i ciało na czarny kolor.