Ci, którzy śledzą moje kolejne wpisy, wiedza, ze w sierpniu tego roku zmarła moja babcia, z która mieszkaliśmy z przerwami ponad 30 lat. Obiecałam Wam wtedy napisanie posta na temat okoliczności jej śmierci. Nie będę podawać szczegółów odnośnie jej zdrowia, ale chciałam opowiedzieć o tym co się działo przed śmiercią i po śmierci.
Otóż babcia była dosyć specyficzną osobą. Zawsze musiała postawić na swoim i nawet jak była w błędzie to starała się tak poprowadzić sytuacje, żeby mimo błędu wyszło na "jej". Przez wiele lat była typową teściowa z żartów, dogryzała mojej mamie, gdy mojego taty nie było w pobliżu. Mieliśmy trochę spokoju, gdy wyprowadziliśmy się po 10 latach wspólnego mieszkania do bloków, ale nie trwało to krótko, bo wkrótce zmarł mój dziadek i babcia mieszkała w domu sama ledwo radząc sobie z ogarnięciem dużego domu pod względem finansowym. Do tego zaczęła mieć kłopoty ze zdrowiem i po kilku latach moi rodzice wraz ze mną ponownie przeprowadziliśmy się do babci w celu pomocy jej w utrzymaniu domu, no i żeby ktoś był blisko jeśli się źle poczuje. Mojej mamie nie podobał się ten pomysł i nie chciała tam wracać.
Przez kilka lat nawet było w porządku do czasu, kiedy u babci wykryto demencję starcza i inne choroby.
no i się zaczęło...tu pominę opisy szczegółowe. Dodam, że taki stan się pogarszał i było coraz gorzej.
Zaczęło się jakoś uspokajać na pół roku przed jej faktyczną śmiercią...wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy oczywiście, że umrze. zaczęła się wyciszać, częściej modlić. Do tej pory nie wychodziła z domu w ogóle, tak sama poszła ze 2-3 razy na msze do kościoła i do spowiedzi. Oczywiście nadal miała "napady" demencji, ale w końcu zaczęła po jakimś czasie przekonywać się do mojej mamy, zaczęła ja nawet przepraszać, ze była dla niej i dla mnie taka niedobra. Mówiła, że przez nią nigdy nie płakała, a przez swoje dzieci nie raz. No i generalnie zaczęła mojej mamie pomagać, tak jakby w końcu zaakceptowała ją jako swoją synową w pełni - a nigdy tego nie robiła. Bedac w Polsce zawsze zatrzymywałam sie w domu rodzinnym i traf chciał, ze przyjechałam wtedy kiedy moi rodzice musieli wyjechać na 2 tygodnie. zostałam z babcią sama. Wszystko było ok, ale pewnego dnia babcia złe się poczuła i leżała w łóżku cały dzień. Trochę wymiotowała, byłam pod telefonem z lekarzem rodzinnym. Jednak babcia zaczęła opowiadać, ze przychodzi do niej jej s.p mama.
Potem, że przyszła chyba jej s.p siostra. jednak puściłam to w niepamięć, zrzucając na chwila chorobę babci. Za kilka dni babcia poczuła się lepiej i wstała z łóżka. Rodzice wrodzili wszystko było ok. Ponownie do Polski przyleciałam za kilka miesięcy i to był wtedy ostatni raz kiedy widziałam się z babcia.
Mama mówiła, ze przed śmiercią zaczęła ja bardzo przepraszać za wszystko co zrobiła jej kiedykolwiek i koniecznie chciała aby mój tata wrócił z zagranicy z pracy, bo chce mu coś ważnego powiedzieć. Moj tata jak na złość dostał bardzo dobra ofertę pracy i nie mógł sobie ot tak przylecieć z powrotem. Obiecywał ze przyjedzie w czerwcu, potem, ze w lipcu, sierpniu...nie zdarzyła mu powiedzieć, ale pamiętam ze jak z nią rozmawiałam jakoś w lipcu to pytała czy nie wiem kiedy wrodzi tata , bo ona musi mu wszystko powiedzieć i coś ważnego. Powiedziałam jej, wróci już niedługo i wtedy mu powiesz. Jeszcze wcześniej jak byłam sama z nią a ona źle się czuła pytała mnie czy tyle a tyle pieniędzy ile odłożyła to starczy na jej pogrzeb. Powiedziała potem tacie o tym prosząc by dal je do banku, co zrobił na jej życzenie. W międzyczasie powiedziała mi gdzie leżą jej ubrania "na śmierć" jak to określała. Pamiętam, ze koniecznie chciała mieć białe rękawiczki i prosta skromną trumnę. Śmiałam się i mówiłam jej, ze będzie na to czas, ale teraz dochodzę do wniosku, że on musiała na te pół roku przed śmiercią przeczuwać, że się zbliża, ale nie mówiła tego Nam wprost.
W sierpniu poczuła się źle na tyle, że mama zadzwoniła po karetkę babcię zabrali do miejskiego szpitala. Tam po badaniach okazało się, ze przeszła lekki udar, ale jest przytomna. Pojechala do niej jej wnuczka od strony jej córki (moja siostra cioteczna). Tego samego dnia w pracy (jak potem Nam opowiedziala) zdarzylo sie cos dziwnego, gdy weszla do kuchni, wszystki szklanki na jej suszarce do naczyń nagle roprysły się i popękały. Uznala to za zly znak, ze cos sie zlego stanie. Kolejnego dnia mama odwiedzila babcie, chodzila po korytarzu z rehabilitantem, dobrze sie czula, lekarz mowila, ze jak tak dalej pojdzie to na weekend wysla ja do domu. Mama nie byla zachwycona, bo czekala az moj tato i jego siostra przyjada i zadecyduja co dalej robic z babcia, bo mama nie mogla sama sie nia opiekowac, ma jeszcze do opieki swoja mame chora na serce. Kiedy mama odwiedzila babcie, babcia ja poznala, ale za moment zaczela zadawac dziwne pytania, pyala czy ja wyszlam za maz (a w tym czasie juz byla 3 lata mezatka o czym babcia wiedziala dobrze), czy widziala tu ksiedza, ktory do niej przyszedl (chodzilo o rehabilitanta,z ktorym chodzila po korytarzu), mowila, ze snilo jej sie duze otwarte okno, ze przychodzi do niej wciaz ten sam ksiadz. Mam uznala to za objawy demencji. Po poludniu mama wyszla ze szpitala i udala sie na zakupy a potem do domu. Jakos kolo 21:30 dostała telefon, ze babcia właśnie zmarła. Tej samej nocy jak skończyłyśmy rozmawiać, a mama poszła spać usłyszała jak coś huknęło w piwnicy, jednak pies nie zareagował, więc pomyślała, ze to może jej się przesłyszało, nasz pies zawsze reaguje na takie rzeczy głośnym szczekaniem. Kiedy jeszcze wcześniej rozmawiałam z mamą o śmierci babci, poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę z melisy na uspokojenie. Czajnik mam cały czas włączony do kontaktu, jednak, żeby zadziałał, muszę włączyć przycisk-włącznik na tym kontakcie. Gdy to zrobiłam z wtyczki i kontaktu zaczęły wydobywać się kłęby czarnego dymu. Przestraszona odłączyłam czajnik i ugotowałam wodę na gazie w rondelku. Bałam się, ze spalił mi się czajnik. Wiedziałam, ze to pewnie chodzi o śmierć babci i zaczęłam czuć się nieswojo. Zadzwoniłam do męża z wiadomością, ale zanim się odezwałam on powiedział "wiem, ze babcia nie żyje", pytam "skąd wiesz?, a on, "takie przeczucie miałem jak tylko usłyszałam Twój dzwonek..."
Przyjechał w nocy z pracy i gdy wchodziłam do sypialni poczułam...zapach babci, taki zapach, którym zawsze pachniała za młodu - krem i perfumy ze słynnej serii Pani Walewska...Mój mąż nie czuł nic.
Na drugi dzień po pogrzebie, na który nie poleciałam ze względów finansowych, miałam sen, który tu już opisałam na blogu wcześniej. Za każdym razem gdy śni mi się babcia, jest wobec mnie nie miła, robi mi na złośc, zachowuje się w tych snach jak dawniej, jak z mojego dzieciństwa, gdy nie tolerowała mojej mamy, a mnie zawsze nastawiała przeciw niej i drugim dziadkom. Opowiedziałam o tym tacie, ze mam takie złe sny, że babcia w nich jest taka jak dawniej jakby zupełnie niczego się nie nauczyła, a tata odparł, ze to pewnie dlatego, ze generalnie babcia była złośliwą osobą przez całe życie.
Dzisiaj tez mi się śniła i starała się zrzucić żaglówkę mojego taty z przyczepy tak, żeby zrobić mi i mojemu małemu kuzynowi krzywdę. W porę odskoczyłam z chłopczykiem (który ma teraz już ponad 20 lat) oczywiście mówiła , ze nie chciała, ale ja czułam, że ona specjalnie to zrobiła żeby Nas skrzywdzić.
Nie wiem co się dzieje, ale każdy sen z nią jest mało przyjemny, a spodziewałam się, ze po śmierci się zmieni i nie wróci babcia z przeszłości, a wróciła...
Otóż babcia była dosyć specyficzną osobą. Zawsze musiała postawić na swoim i nawet jak była w błędzie to starała się tak poprowadzić sytuacje, żeby mimo błędu wyszło na "jej". Przez wiele lat była typową teściowa z żartów, dogryzała mojej mamie, gdy mojego taty nie było w pobliżu. Mieliśmy trochę spokoju, gdy wyprowadziliśmy się po 10 latach wspólnego mieszkania do bloków, ale nie trwało to krótko, bo wkrótce zmarł mój dziadek i babcia mieszkała w domu sama ledwo radząc sobie z ogarnięciem dużego domu pod względem finansowym. Do tego zaczęła mieć kłopoty ze zdrowiem i po kilku latach moi rodzice wraz ze mną ponownie przeprowadziliśmy się do babci w celu pomocy jej w utrzymaniu domu, no i żeby ktoś był blisko jeśli się źle poczuje. Mojej mamie nie podobał się ten pomysł i nie chciała tam wracać.
Przez kilka lat nawet było w porządku do czasu, kiedy u babci wykryto demencję starcza i inne choroby.
no i się zaczęło...tu pominę opisy szczegółowe. Dodam, że taki stan się pogarszał i było coraz gorzej.
Zaczęło się jakoś uspokajać na pół roku przed jej faktyczną śmiercią...wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy oczywiście, że umrze. zaczęła się wyciszać, częściej modlić. Do tej pory nie wychodziła z domu w ogóle, tak sama poszła ze 2-3 razy na msze do kościoła i do spowiedzi. Oczywiście nadal miała "napady" demencji, ale w końcu zaczęła po jakimś czasie przekonywać się do mojej mamy, zaczęła ja nawet przepraszać, ze była dla niej i dla mnie taka niedobra. Mówiła, że przez nią nigdy nie płakała, a przez swoje dzieci nie raz. No i generalnie zaczęła mojej mamie pomagać, tak jakby w końcu zaakceptowała ją jako swoją synową w pełni - a nigdy tego nie robiła. Bedac w Polsce zawsze zatrzymywałam sie w domu rodzinnym i traf chciał, ze przyjechałam wtedy kiedy moi rodzice musieli wyjechać na 2 tygodnie. zostałam z babcią sama. Wszystko było ok, ale pewnego dnia babcia złe się poczuła i leżała w łóżku cały dzień. Trochę wymiotowała, byłam pod telefonem z lekarzem rodzinnym. Jednak babcia zaczęła opowiadać, ze przychodzi do niej jej s.p mama.
Potem, że przyszła chyba jej s.p siostra. jednak puściłam to w niepamięć, zrzucając na chwila chorobę babci. Za kilka dni babcia poczuła się lepiej i wstała z łóżka. Rodzice wrodzili wszystko było ok. Ponownie do Polski przyleciałam za kilka miesięcy i to był wtedy ostatni raz kiedy widziałam się z babcia.
Mama mówiła, ze przed śmiercią zaczęła ja bardzo przepraszać za wszystko co zrobiła jej kiedykolwiek i koniecznie chciała aby mój tata wrócił z zagranicy z pracy, bo chce mu coś ważnego powiedzieć. Moj tata jak na złość dostał bardzo dobra ofertę pracy i nie mógł sobie ot tak przylecieć z powrotem. Obiecywał ze przyjedzie w czerwcu, potem, ze w lipcu, sierpniu...nie zdarzyła mu powiedzieć, ale pamiętam ze jak z nią rozmawiałam jakoś w lipcu to pytała czy nie wiem kiedy wrodzi tata , bo ona musi mu wszystko powiedzieć i coś ważnego. Powiedziałam jej, wróci już niedługo i wtedy mu powiesz. Jeszcze wcześniej jak byłam sama z nią a ona źle się czuła pytała mnie czy tyle a tyle pieniędzy ile odłożyła to starczy na jej pogrzeb. Powiedziała potem tacie o tym prosząc by dal je do banku, co zrobił na jej życzenie. W międzyczasie powiedziała mi gdzie leżą jej ubrania "na śmierć" jak to określała. Pamiętam, ze koniecznie chciała mieć białe rękawiczki i prosta skromną trumnę. Śmiałam się i mówiłam jej, ze będzie na to czas, ale teraz dochodzę do wniosku, że on musiała na te pół roku przed śmiercią przeczuwać, że się zbliża, ale nie mówiła tego Nam wprost.
W sierpniu poczuła się źle na tyle, że mama zadzwoniła po karetkę babcię zabrali do miejskiego szpitala. Tam po badaniach okazało się, ze przeszła lekki udar, ale jest przytomna. Pojechala do niej jej wnuczka od strony jej córki (moja siostra cioteczna). Tego samego dnia w pracy (jak potem Nam opowiedziala) zdarzylo sie cos dziwnego, gdy weszla do kuchni, wszystki szklanki na jej suszarce do naczyń nagle roprysły się i popękały. Uznala to za zly znak, ze cos sie zlego stanie. Kolejnego dnia mama odwiedzila babcie, chodzila po korytarzu z rehabilitantem, dobrze sie czula, lekarz mowila, ze jak tak dalej pojdzie to na weekend wysla ja do domu. Mama nie byla zachwycona, bo czekala az moj tato i jego siostra przyjada i zadecyduja co dalej robic z babcia, bo mama nie mogla sama sie nia opiekowac, ma jeszcze do opieki swoja mame chora na serce. Kiedy mama odwiedzila babcie, babcia ja poznala, ale za moment zaczela zadawac dziwne pytania, pyala czy ja wyszlam za maz (a w tym czasie juz byla 3 lata mezatka o czym babcia wiedziala dobrze), czy widziala tu ksiedza, ktory do niej przyszedl (chodzilo o rehabilitanta,z ktorym chodzila po korytarzu), mowila, ze snilo jej sie duze otwarte okno, ze przychodzi do niej wciaz ten sam ksiadz. Mam uznala to za objawy demencji. Po poludniu mama wyszla ze szpitala i udala sie na zakupy a potem do domu. Jakos kolo 21:30 dostała telefon, ze babcia właśnie zmarła. Tej samej nocy jak skończyłyśmy rozmawiać, a mama poszła spać usłyszała jak coś huknęło w piwnicy, jednak pies nie zareagował, więc pomyślała, ze to może jej się przesłyszało, nasz pies zawsze reaguje na takie rzeczy głośnym szczekaniem. Kiedy jeszcze wcześniej rozmawiałam z mamą o śmierci babci, poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę z melisy na uspokojenie. Czajnik mam cały czas włączony do kontaktu, jednak, żeby zadziałał, muszę włączyć przycisk-włącznik na tym kontakcie. Gdy to zrobiłam z wtyczki i kontaktu zaczęły wydobywać się kłęby czarnego dymu. Przestraszona odłączyłam czajnik i ugotowałam wodę na gazie w rondelku. Bałam się, ze spalił mi się czajnik. Wiedziałam, ze to pewnie chodzi o śmierć babci i zaczęłam czuć się nieswojo. Zadzwoniłam do męża z wiadomością, ale zanim się odezwałam on powiedział "wiem, ze babcia nie żyje", pytam "skąd wiesz?, a on, "takie przeczucie miałem jak tylko usłyszałam Twój dzwonek..."
Przyjechał w nocy z pracy i gdy wchodziłam do sypialni poczułam...zapach babci, taki zapach, którym zawsze pachniała za młodu - krem i perfumy ze słynnej serii Pani Walewska...Mój mąż nie czuł nic.
Na drugi dzień po pogrzebie, na który nie poleciałam ze względów finansowych, miałam sen, który tu już opisałam na blogu wcześniej. Za każdym razem gdy śni mi się babcia, jest wobec mnie nie miła, robi mi na złośc, zachowuje się w tych snach jak dawniej, jak z mojego dzieciństwa, gdy nie tolerowała mojej mamy, a mnie zawsze nastawiała przeciw niej i drugim dziadkom. Opowiedziałam o tym tacie, ze mam takie złe sny, że babcia w nich jest taka jak dawniej jakby zupełnie niczego się nie nauczyła, a tata odparł, ze to pewnie dlatego, ze generalnie babcia była złośliwą osobą przez całe życie.
Dzisiaj tez mi się śniła i starała się zrzucić żaglówkę mojego taty z przyczepy tak, żeby zrobić mi i mojemu małemu kuzynowi krzywdę. W porę odskoczyłam z chłopczykiem (który ma teraz już ponad 20 lat) oczywiście mówiła , ze nie chciała, ale ja czułam, że ona specjalnie to zrobiła żeby Nas skrzywdzić.
Nie wiem co się dzieje, ale każdy sen z nią jest mało przyjemny, a spodziewałam się, ze po śmierci się zmieni i nie wróci babcia z przeszłości, a wróciła...
Zawsze jak śnimy o zmarłych to ponoć potrzebują oni naszej modlitwy i wstawiennictwa. Moze coś w tym jest... Moze nie gdzieś w sercu masz uraz do babci a ona czeka na przebaczenie by mogła opuścić Twoje "sny"
OdpowiedzUsuń