Leżąc wczorajszej nocy i zasypiając, a może mi się tylko tak zdawało, że zasypiam. rozmawiałam z Bogiem w myślach. Prosiłam go, żeby pokazał mi tajemnicę wszechświata w śnie. Kiedy tylko to sobie pomyślałam znalazłam się w kosmosie. Po mojej prawej stronie było słońce, czułam jego ciepło tak jak czuje się ciepło siedząc za blisko ogniska. Po mojej lewej stronie była ziemia, okrążający ją księżyc, malutki jak piłeczka ping pongowa. Widziałam ziemię, gwiazdy, komety i inne planety w układzie słonecznym. Widziałam też pomarańczowego marsa który znajdował się tuz po prawej stronie moich stop. W głowie otrzymałam jakby wiadomość, ale czułam ja całym ciałem, że takich układów słonecznych jak ten są miliardy. Potem zaczęłam się oddalać jakby do tyłu. Minął mnie jakiś przezroczysty pojazd kosmiczny, w którym widziałam istotę - ufoludka. Miał bardzo duże czarne oczy, ale co ciekawe nie przestraszyłam się, pomachał mi i wiedziałam, że się uśmiecha do mnie, ale jego zaciśnięte małe usta nie poruszyły się w uśmiechu. Miałam wrażenie, że się z nim znamy wszyscy. Odleciał bardzo szybko w kierunku naszego układu słonecznego. Kiedy tak się oddałam, zobaczyłam , że wszechświat jest jak wielki balon. To co widzimy jako kosmos to w tej wizji-śnie kula, jakby balon, który się poszerza. Nad nim jest następny, coś jak rosyjskie zabawki matrioszki - wszechświat mniejszy w większym wszechświecie, ten większy w jeszcze większym. teraz obserwowałam to wszystko jakby z białego pokoju, pomieszczenia. Zapytałam: " A gdzie jest koniec wszechświata, czy on ma w ogolę jakiś koniec?" Wtedy szybko " przeleciałam" na zewnątrz wszechświata i zobaczyłam , że z daleka wygląda to jak elipsowaty balon. Takich baloników, jeden w jednym (system matrioszki) było tak dużo, że jedyna znana mi liczbą, która mogłabym określić ,mniej więcej to by było trylion trylionów?? Na ziemi nie znamy jeszcze tej liczby, takie odniosłam wrażenie. Po wszechświecie jest cisza, pustka, biało wszędzie z odcieniem różu. Pomyślałam wtedy " To chyba musi być już niebo". Wtedy pomyślałam, że jak niebo to gdzie jest piekło? Od razu spojrzałam pod nogi, szukając tam jakiegoś czarnego miejsca, ale nic nie znalazłam. Nadal wisiałam w tej bieli, jakby chmurze jasnej, a nasz wszechświat miałam przed sobą wielkości piłki do koszykówki, tylko spłaszczonej. Potem chciałam już wrócić i zobaczyć planety w naszym układzie słonecznym. Od razu Przeskoczyłam i znalazłam się w punkcie wyjścia. Po prawej słońce, po lewej ziemia i księżyc. Spojrzałam nieco w lewo i zobaczyłam gigantycznego Saturna z pierścieniami, ale największe wrażenie zrobił na mnie Jowisz - moje ulubiona planeta. był tak ogromny,że ziemia to piłeczka golfowa przy nim. Widziałam burze z błyskawicami na jego powierzchni. Wydawał przy tym dziwne złowrogie pomruki. Potem zaczęłam zbliżać się do ziemi, byłam coraz bliżej. Pomyślałam wtedy, że nasza planetka jest strasznie malutka, że wystarczy moment i już jej nie będzie. Podobał mi się jej kolor zielono-biało-niebieski. Kiedy byłam blisko, zobaczyłam kontury kontynentów wtedy obudziłam się. W głowie miałam jedną myśl, że oto poznałam tajemnice wszechświata. Nie wiem do końca, czy to była wizja, czy to był sen. wydawało mi się, że sobie to wszystko wyobrażam, ale z drugiej strony czy zajęłoby mi to całą noc? Byłam wypoczęta, więc może to jednak był sen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz