Pamiętam tylko urywki z tego snu. Jestem w grupie poszukiwawczej. Szukamy jakiegoś zaginionego członka czyjejś rodziny. Jest z nami syn lub brat zaginionego. chodzimy po lesie. Nie wiem gdzie jest ten las. Czuć zapach ziemi. Widzę okopy po II WŚ. Ja pełnie rolę przewodnika, ale marnie mi to wychodzi. Mężczyzna , który zaginął wybrał się gdzieś z dzieckiem/wnuczkiem. Nie wrócił do domu. Jest ze mną kilka osób, mój mąż, oraz kilka funkcjonariuszy policji. Szukamy w krzakach. Każe im szukać w okopie. Schodzimy tam, czuć zapach zgniłej ziemi i mokrych liści. Jest jakby jesień, albo wczesna zima. Chociaż wcześniej w tym śnie była wiosna jak chodziliśmy po tym lesie. Mężczyzna z rodziny zaginionego nagle odkrywa w tym okopie małe krzaki i odsuwa je ręką. Widać kawałek wystającego buta. Jest on jakby wojskowy. Odkopuje to miejsce policja i znajdują trumnę wciśnięta w ścianę tego okopu. Trumna jest jakby drewniana, ale bardziej przypomina wiklinową trumnę. Po jej otwarciu czuć zapach rozkładającego się ciała pomieszanego z zapachem mokrych liści i ziemi...wypada to ciało. Mój maż nie chce żebym widziała taki widok i odwraca mnie, chociaż ja bardzo chcę to zobaczyć, bo to dla mnie jest bardzo interesujące jak człowiek wygląda po śmierci. Mężczyzna płacze, bo w trumnie jest zaginiony z tym dzieckiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz