O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

6 października 2010

Sen z 04.10.2010


Sen dzieje się w pewnym mieście. Ja studiuję tam ratownictwo medyczne. Dołączyłam do grupy studentów w połowie semestru. Nikt tam mnie nie lubię, bo ja już mam magistra, ale oni nie i mi zazdroszczą. Wśród tych osób jest moja dawna koleżanka ze szkoły podstawowej, oraz koleżanka ze studiów. Razem z Nią  kończyłyśmy ten sam kierunek. Dołączam do  nich i od razu dostaję do nauki książkę o ratownictwie medycznym. Jest duża i ciężka. Myślę sobie – Kiedy ja się tego nauczę? Za chwilę wyjazd w teren. Jakaś stara miejska kamienica grozi zawaleniem, jest ewakuacja mieszkańców, my jako studenci mamy tam być, patrzeć na ratowników z pogotowia i uczyć się. Jedziemy na miejsce. Kamienica wygląda naprawdę fatalnie. Bez okien, wokół gruzy jak za czasów II Wojny Światowej. Mieszkańcy są ewakuowani, mamy robić notatki w księdze raportów. Dzisiaj ja, jako nowa, mam ten „zaszczyt”. Nie wiem co ja mam tam pisać. W końcu jakaś dziewczyna z grupy mówi do mnie, że za mnie napisze. Oddaje jej książkę, która znajduje się w turkusowym plecaku. Ten plecak codziennie ma inna osoba z grupy.
Po zakończonej ewakuacji wracamy do bazy. Każdy przygotowuje raport i gotuje jedzenie dla siebie. Mi nie dają dojść do kuchni – jestem głodna. Na koniec dnia przychodzi Pani profesor sprawdzić mój raport dnia. Podchodzi do mnie i mówi: „ Spodziewałam się lepszego efektu. Ten raport jest do niczego. Jak tak dalej pójdzie to wylecisz ”. Chcę jej wytłumaczyć, że to nie ja napisałam, ale nie daje mi dojść do słowa.
Następnym razem wyjazd jest poważny – wypadek na pasach dla pieszych. Pani przedszkolanka prowadząc grupę dzieci, została potrącona na pasach przez samochód. Mamy zając się pozostałymi dziećmi, aż do czasu przyjazdu ich rodziców. Oczywiście także obserwować akcje ratunkową i notować w miarę możliwości. Idę wraz z pewną dziewczyna, której nie znam i z koleżanka z podstawówki do grupy dzieci. Jest tam mała dziewczynka w wózku dla dziecka – przestraszona. Mówię jej: „ Jestem ratownikiem medycznym razem z Tobą poczekamy na Twoja mamusię ” . Dziecko się boi, wstaje z wózka i chce uciekać. Trzymam je za rączkę, a potem biegnę za Nią po chodniku. Zatrzymuję się kolega z grupy, mówiąc mi: „ Przestraszyłaś małą, staraj się być bardziej delikatna na przyszłość ”. Znów czuję się źle i podle, że znowu mi się nie udaje. Zastanawiam się w bazie po powrocie, czy nie zrezygnować ze studiów, ale to było moje marzenie, żeby ratować ludzi.
W kolejnym raporcie znowu robię błędy. Podchodzi Pani profesor i bierze mnie na stronę. Mówi mi: „ Jak sobie nie radzisz to może zrezygnuj? Co to za raport? Znowu źle wpisałaś wszystko. Zamiast „ kończyna ” napisałaś „ noga ”, „ ręka ”, no jak w podstawówce ”. Nie wytrzymałam i powiedziałam jej: „ A jak mam wpisywać? Czy ktoś mi pokazał jak? Nie! To nie problem dla mnie wpisywać te słowa, znam terminologię medyczną, potrafię napisać wyraz „ kończyna ”. Chcę tylko żeby ktoś usiadł ze mną i pokazał mi co i jak, bo jak dotąd każdy coś chce  ode mnie, ale się nie ruszy, żeby mi wytłumaczyć. W myślach czytać nie umiem ” . Nastała cisza w bazie i konsternacja. Pani profesor zaszokowana moją odpowiedzią i tonem patrzy na mnie zdumiona. Przez myśl przechodzi mi, że teraz mnie na pewno wywali. Okazuje się, że nie. Chwali mnie za szczerość i odwagę. Po czym siada ze mną przy biurku i tłumaczy mi co, w której rubryczce mam wpisać. Po skończonym dniu wracam, do domu przez centrum miasta. Doganiają mnie 3 koledzy z grupy i gratulują, że się odważyłam. Zapraszają na imprezę za tydzień. Na owej imprezie moja koleżanka ze studiów, bawi się we wróżkę i wróży wszystkim.  Mi podoba się pewien kolega i chyba ja jemu też. Chce się z inną umówić na randkę – zgadzam się. Koleżanka wróży mi, że wyjdę za mąż za bruneta i będę bardzo szczęśliwa.
Kolejna akcja jest bardzo trudna. Jedziemy tam wszyscy. Zawaliło się rusztowanie na przejściu podziemnym. Utknęli podobno ludzie. Na miejscu okazuje się, że pogotowie już jest większość rannych wydobyta spod tych rur. Nagle wpada tam dziecko, które stanęło na murku wejścia do przejścia podziemnego – chciało lepiej widzieć i poślizgnęło się. Mój kolega, jeden z tej 3ki, która zaproponowała mi imprezę, złapał to dziecko w ostatnim momencie. Jednak chłopczyk ma nadwagę i ześlizguje mu się z rąk. Spada w dół, a ten kolega skacze za nim. Łapie go i wspinają się razem po rusztowaniu. Nagle coś trzaska i kolega spada w dół z krzykiem, a dziecko łapie się rury i tak zawisa. Schodzą tam strażacy. Wyjmują chłopca na górę i część rur. Schodzimy w dół szukać kolegi. Na dole jest ciemno. Znajdują się tam jakieś tunele i piece na elektryczność oraz węgiel. Pachnie tam jak w starej kotłowni. Kolega znaleziony ma połamane obie nogi. Zajmują się Nim koleżanka i kolega wraz z strażakiem. Nagle coś zaczyna się trząść i ten chłopak, który poprosił mnie na randkę, stojący obok mnie, wpada do jakiegoś tunelu, który jest częścią pieca. Ten tunel to jak walec z mosiądzu, który obraca się. Jestem przerażona. Wszędzie para, gorąco. Ktoś na kotłowni – chyba pracownik, pokazuje mi, że muszę wyłączyć przełącznik w 2 hali, aby wyłączyć piece, on zaś będzie próbował wyciągnąć mojego kolegę ze środka. Biegnę tam, ale jest pełno wyłączników, korków, bezpieczników. Nie wiem, który mam nacisnąć. Przychodzi jednak 2 pracownik kotłowni i naciska czerwony, pulsujący przycisk. Wszystko ustaje, Kolegę wyciągają z tego walca. Jest nieprzytomny, ale w porządku. Bardzo brudny od sadzy na twarzy i trochę poparzony. Nagle okazuje się, że ten przełącznik wstrzymywał wszystko na 2 minuty. Po tym czasie, cała maszyneria rusza i nie da się jej zatrzymać. Musimy uciekać, bo piece nie wytrzymają i z gorąca będą wybuchać. Zbieramy wszystko co się da i wszystkich. Próbujemy wyjść na powierzchnię. Udaje się Nam to. Strażacy zabezpieczają wszystko przed wybuchem. Okolica jest odcięta. Ja boję się, że stracę tego kolegę i jadę z Nim karetką do szpitala. 
Sen się kończy jakąś sceną w tej bazie ratowników. Jednak nie pamiętam dokładnie zakończenia tego snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz