O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

28 listopada 2011

Smutny sen, który się powtarzał.

Pierwsza scena snu rozgrywa się w szpitalu. Nie wiem gdzie jest zlokalizowany. Jestem we wnętrzu. Jest też tam mój mąż, ale nie wygląda jak mój mąż z rzeczywistości. Wiem, że to on chociaż twarz jest mi zupełnie nie znajoma. Ma on mieć jakiś prosty zabieg operacyjny - nie wiem na co, ale doktor mówi mi i pielęgniarki, że to prosty zabieg i za 2 godziny mąż będzie z powrotem. Całuje go i żegnam przed blokiem operacyjnym. Jest pod prześcieradłem na łóżku szpitalnym, uśmiecha się do mnie. Czuję wielką miłość z jego strony do mnie.
Czekam na korytarzu. Jest tam chyba moja mama, ale również nie wygląda jak moja mama z rzeczywistości.
Inaczej też się zachowuje, jest niepocieszona, że musiała wyjść z pracy, żeby mi towarzyszyć i na każdym kroku daje mi odczuć to.
Mija czas operacji i z sali operacyjny wychodzi smutny personel. Mają grobowe miny. Pielęgniarka mówi mi, że były komplikacje i mój mąż zmarł. Nie wierze jej, bardzo krzyczę, płacze, wołam mojego męża po imieniu - nie wiem co to za imię, nie pamiętam. Wpadam do sali operacyjnej, pełno krwi na podłodze, męża nie ma.
Płacze i jestem smutna, siadam na krześle na korytarzu, koło mnie siada jakiś lekarz i tłumaczy mi, że czasem to się zdarza i powinnam postarać się żyć dalej. Jestem na niego wściekła gdy to mówi. Płaczę i czuję przeogromny ból w środku, jakby mi ktoś żywcem serce wyrywał i szarpał. Budzę się..

Po przebudzeniu około 6 rano leżałam w pozycji skurczonej na boku , z zaciśniętymi pięściami i skrzyżowanymi rękami, musiałam mocno to zaciskać, bo były bardzo zdrętwiałe...

Znowu zapadłam w sen i jest kontynuacja poprzedniego. Jestem w szpitalu, zbieram informacje o mężu chodzę po lekarzach i pytam się co poszło nie tak. Spotykam moją mamę i babcię próbują mnie pocieszyć, ale ja jestem obrażona. Zabierają mnie do domu, w moim pokoju i męża czuję się źle, coraz gorzej. Czuję, że nikt nie rozumie tego przez co ja przechodzę.
Wychodzę na spotkanie z moją przyjaciółką z liceum (tu akurat we śnie pojawiła się właśnie prawdziwa). Ona mi tłumaczy, pociesza. Dochodzimy do jakiejś budki z lodami i ciastkami. chcę zjeść ciastko. Sprzedawca adoruje mnie i A. Nie jestem w nastroju do flirtów. Pytam go ile płacę za bułkę, a ten mówi mi: 500 złotych!. Jestem przerażona, pytam ile? a on znowu powtarza 500 złotych. Wyciągam dwa banknoty 10 i 20 zł, a ten bierze je i mówi: "dziękuje, reszta dla Pani". Bardzo się zdziwiłam. Na koniec chciał wcisnąć mi darmowe lody w pudełku, ale powiedziałam mu, że się rozpuszczą i teraz nie mam ochoty ich jeść. Zapytał mnie jak nazywa się moja koleżanka, bo bardzo mu się spodobała. Podałam tylko jej imię. Ide uliczką i jem bułkę, po zjedzeniu okazuje się, że w torebce mam jeszcze 2 z lukrem ze szpitala. Budzę się.

Po przebudzeniu już nie byłam zdrętwiała. Była 8 rano i za parę sekund zadzwonił budzik w komórce męża. Wyłączyłam go i leżąc myślałam nad tym snem. Znowu zasnęłam.

Ponownie powróciłam do tego snu. Tym razem jestem w starej kamienicy. wysokie są drzwi białe i idę do siebie do mieszkania. Wtem słysze  krzyki na parterze, i strzały. Wbiega na piętro jakiś młody mężczyzna z bronią w ręku. wpycha mnie do mieszkania. Nie wiem co chce. Mówi, że musi się ukrywać, bo zabił 3 osoby.
Jestem przerażona, ale zachowuję zimną krew. Mówię mu, że straciłam dzisiaj męża i żeby sobie poszedł, bo nie mam ochoty na żarty. To go rozwścieczyło. Pchnął mnie na ścianę, twarzą do niej, uderzyłam się i opadłam na podłogę. Wtedy usłyszałam strzał. Strzelił do mnie, ale ja nic nie czuję, wybiegł z mieszkania, wtedy wpadli sąsiedzi. Biegają po moim mieszkaniu jakby czegoś szukali. Ja nie mogę nic powiedzieć wszystko obserwuje, widzę dużą plamę krwi na podłodze , która ze mnie wycieka. Wiem, że dostałam w plecy w kręgosłup, dlatego nie mogę się ruszyć, a moje nogi są bezwładne i nie mogę wstać.
Nawet płakać nie mogę, ale jestem zadowolona. Kątem oka dostrzegam siebie w lustrze. To nie ja z rzeczywistości. Mam długie proste blond włosy do pasa i mam nadwagę, jestem w czarnym płaszczu.Jestem zdziwiona, że to ja tak wyglądam. Jednocześnie wszystko mi już jedno, bo wiem, że zaraz umrę i cieszę się, że to już koniec i będę mieć święty spokój od wszystkiego.

Potem budzę się. Jeszcze tak ze 3 raz zasypiałam, ale na krótko (10 -20 min) i nic mi się już nie śniło.