O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

6 października 2010

Dzisiejsze 2 sny.

Sen 1:

Widzę moją mamę jak jedzie maluchem z babcią po ruchliwej ulicy w mieście. /nie wiem gdzie to się dzieje, ale po środku ulicy są tory kolejki. Widzę, że robi się jakiś korek na zakręcie. Mama przepuszcza białego jeepa, któremu się bardzo spieszy. Całość oglądam z zawieszonej nad ulicą kładki dla pieszych. Nagle jakiś samochód osobowy z impetem uderza w tego jeepa. Jeep wypada z ulicy i zdarza się z nadjeżdżającą kolejką. Słyszę huk i zgrzyt kół kolejki o szyny. Wagoniki uderzone w bok przez białego jeepa wyskakują z szyn i taranują, przewracając się na bok, wszystko co jest na drodze. Koszą przystanek, na którym czekają ludzie na kolejkę. Kilka samochodów. Słyszę krzyki i jęki osób. Widzę jak giną zmiażdżeni pod pędzącymi wagonami. Kilka samochodach jest doszczętnie zniszczonych. Robi się gigantyczny karambol i korek na tej dwupasmowej ulicy. Ja w myślach mamie mówię: „Uciekaj w bok”. Mama jest bezpieczna, w porę skręciła w lewo w uliczkę. Obserwują jak zaparkowała samochód Iskry sypią się spod wagoników, które trą o asfalt. W końcu zatrzymują się prawie pod moją kładką. Dzięki temu widzę przez okienka w jednym z wagonów,że ludzie pospadali z siedzeń na podłogę i są zaklinowani między nimi. Słysze jęki, wołanie o pomóc i krzyki rannych. Pełno krwi i porozrywanych ciał.
Na tym sen się kończy. Zastanawia mnie czy nie dojdzie do podobnej katastrofy gdzieś na świecie. Nie wiem gdzie to się mogło dziać, Polska na pewno nie, bo nie miałam takiego odczucia…

Sen 2:

Śnię, że jestem nianią małego chłopca trzyletniego. Przychodzę do domu jego rodziców, którzy wyjeżdżają na 2 tygodnie. Są bogaci mają ogromną willę i służących. Za chłopca wszystko robiono. Teraz ja próbują go usamodzielnić. Chłopiec na początku mnie nie lubi, ale potem wszystko chce ze mną robić. Chce się sam ubierać, sam jeść. Pewnego dnia przychodzi mój tata mnie odwiedzić i proponuje wyjście na sanki z tym chłopcem. Zgadzam się. Jednak to tata zjeżdża na plastikowo- żółtych sankach z górki. Świetnie się bawi. Ja chcę spróbować jazdy na nartach. Rodzice chłopca dali mi kiedyś kijki i narty wcześniej. Jest zima i dużo śniegu. Próbuje swoich sił jak na 3 raz w życiu kiedy mam narty na nogach, to nie jest źle. Muszę przerwać, bo coś jest nie tak z kijkami. Tata je zabiera mówią, że je naprawi. Ja wracam, z chłopcem do domu. Rozbieram go i służąca zachodzi z Nim do kuchni na jedzenie. Ja w tym czasie segreguję jego brudne ubrania. Zakładam też swoje czyste, domowe ubranie, aby mi było wygodniej. Na 2 dzień chłopiec pokazuje mi, że śniegu nie ma, stopniał i co teraz będziemy robić? Zabieram go więc do mojego wujka, który hoduje gryzonie. Są tam świnki morskie, szczury, myszki, chomiki, myszoskoczki – po kilkanaście różnych gatunków (tak naprawdę takiego wujka nie mam). Jestem tymi zwierzątkami zafascynowana, są one w klatkach. Chłopiec może je po karmić poprzez szczebelki klatek. Wracamy do domu. Rodzice chłopca wynajęli drugą nianię. Ma ona ze mną współpracować i zaopiekować się małym jak mnie nie będzie. Nie podoba mi się ona. Czuję, że będzie jakiś problem z Nią. Jednak muszę na 2 dni wyjechać (?) i nie mogę zostać, więc mówię jej co i jak trzeba. Ona jest mało tym zainteresowana. Mimo, że mnie tam nie ma wiem, co ona robi. Widzę, że zamyka chłopca w łazience za karę. Postanawia go chyba zabić, albo skaleczyć, bo robi kąpiel mu i na brzeg wanny kładzie włączoną do kontaktu lokówkę do włosów. Jest podłączona do prądu. Chce, aby małego poraził prąd. Mnie tam nie nie ma, ale wszystko widzę. Ma szczęście jest jakieś zamieszanie w domu wśród służby i mały jest z ludźmi na dole. Ona sama wchodzi do tej wanny. Po kąpieli wszędzie jest mokro, na podłodze kałużę wody. Zauważa,że nie ma kolczyka w uchu i sięga po niego. Jest on na półce koło tej lokówki chłopczyk wchodzi do tej łazienki i ona odwraca się do małego z pytaniem: „ Co tutaj gnojku robisz? ” . W tym samym momencie strąca lokówkę. Dochodzi do zwarcia. Oboje zostają porażeni prądem. Ta niania najmniej, bo miałam na sobie kapcie gumowe, a chłopiec był boso. Mały jest bardzo czerwony i poparzony na ciele. Następnego dnia wracają rodzice, ja wchodzę za nimi do domu. Wybiega z łóżka ta baba i mówi, że to wszystko moja wina. Matka chłopca jest zdruzgotana stanem synka. Bierze go na ręce i pyta się mnie jak to się stało i jak ja mogłam do tego dopuścić. Chcę jej wytłumaczyć, że to nie ja, że przecież wiedziała, że mnie 2 dni nie będzie, że dlatego zatrudniła tę 2 niańkę. W końcu na 2 dzień mówi, że mam się wyprowadzić z domu obie (ja i tamta kobieta). /jesteśmy zwolnione. Dostajemy odprawę i mamy więcej tu nie wracać. Jakaś służąca wstawia się za mną, ale matka chłopca nie chce nic o tym słyszeć. Ja odchodząc z tego domu, mijam jego zabawki w piaskownicy. Wiem, że niedługo do mnie będą musieli zadzwonić, żebym wróciła. Chłopiec bardzo mnie lubi i jak wyzdrowieje, będzie o mnie pytał i prosił. Wiem, że po mnie przyślą za jakiś czas.
Na tym sen się kończy.

Sen z 04.10.2010


Sen dzieje się w pewnym mieście. Ja studiuję tam ratownictwo medyczne. Dołączyłam do grupy studentów w połowie semestru. Nikt tam mnie nie lubię, bo ja już mam magistra, ale oni nie i mi zazdroszczą. Wśród tych osób jest moja dawna koleżanka ze szkoły podstawowej, oraz koleżanka ze studiów. Razem z Nią  kończyłyśmy ten sam kierunek. Dołączam do  nich i od razu dostaję do nauki książkę o ratownictwie medycznym. Jest duża i ciężka. Myślę sobie – Kiedy ja się tego nauczę? Za chwilę wyjazd w teren. Jakaś stara miejska kamienica grozi zawaleniem, jest ewakuacja mieszkańców, my jako studenci mamy tam być, patrzeć na ratowników z pogotowia i uczyć się. Jedziemy na miejsce. Kamienica wygląda naprawdę fatalnie. Bez okien, wokół gruzy jak za czasów II Wojny Światowej. Mieszkańcy są ewakuowani, mamy robić notatki w księdze raportów. Dzisiaj ja, jako nowa, mam ten „zaszczyt”. Nie wiem co ja mam tam pisać. W końcu jakaś dziewczyna z grupy mówi do mnie, że za mnie napisze. Oddaje jej książkę, która znajduje się w turkusowym plecaku. Ten plecak codziennie ma inna osoba z grupy.
Po zakończonej ewakuacji wracamy do bazy. Każdy przygotowuje raport i gotuje jedzenie dla siebie. Mi nie dają dojść do kuchni – jestem głodna. Na koniec dnia przychodzi Pani profesor sprawdzić mój raport dnia. Podchodzi do mnie i mówi: „ Spodziewałam się lepszego efektu. Ten raport jest do niczego. Jak tak dalej pójdzie to wylecisz ”. Chcę jej wytłumaczyć, że to nie ja napisałam, ale nie daje mi dojść do słowa.
Następnym razem wyjazd jest poważny – wypadek na pasach dla pieszych. Pani przedszkolanka prowadząc grupę dzieci, została potrącona na pasach przez samochód. Mamy zając się pozostałymi dziećmi, aż do czasu przyjazdu ich rodziców. Oczywiście także obserwować akcje ratunkową i notować w miarę możliwości. Idę wraz z pewną dziewczyna, której nie znam i z koleżanka z podstawówki do grupy dzieci. Jest tam mała dziewczynka w wózku dla dziecka – przestraszona. Mówię jej: „ Jestem ratownikiem medycznym razem z Tobą poczekamy na Twoja mamusię ” . Dziecko się boi, wstaje z wózka i chce uciekać. Trzymam je za rączkę, a potem biegnę za Nią po chodniku. Zatrzymuję się kolega z grupy, mówiąc mi: „ Przestraszyłaś małą, staraj się być bardziej delikatna na przyszłość ”. Znów czuję się źle i podle, że znowu mi się nie udaje. Zastanawiam się w bazie po powrocie, czy nie zrezygnować ze studiów, ale to było moje marzenie, żeby ratować ludzi.
W kolejnym raporcie znowu robię błędy. Podchodzi Pani profesor i bierze mnie na stronę. Mówi mi: „ Jak sobie nie radzisz to może zrezygnuj? Co to za raport? Znowu źle wpisałaś wszystko. Zamiast „ kończyna ” napisałaś „ noga ”, „ ręka ”, no jak w podstawówce ”. Nie wytrzymałam i powiedziałam jej: „ A jak mam wpisywać? Czy ktoś mi pokazał jak? Nie! To nie problem dla mnie wpisywać te słowa, znam terminologię medyczną, potrafię napisać wyraz „ kończyna ”. Chcę tylko żeby ktoś usiadł ze mną i pokazał mi co i jak, bo jak dotąd każdy coś chce  ode mnie, ale się nie ruszy, żeby mi wytłumaczyć. W myślach czytać nie umiem ” . Nastała cisza w bazie i konsternacja. Pani profesor zaszokowana moją odpowiedzią i tonem patrzy na mnie zdumiona. Przez myśl przechodzi mi, że teraz mnie na pewno wywali. Okazuje się, że nie. Chwali mnie za szczerość i odwagę. Po czym siada ze mną przy biurku i tłumaczy mi co, w której rubryczce mam wpisać. Po skończonym dniu wracam, do domu przez centrum miasta. Doganiają mnie 3 koledzy z grupy i gratulują, że się odważyłam. Zapraszają na imprezę za tydzień. Na owej imprezie moja koleżanka ze studiów, bawi się we wróżkę i wróży wszystkim.  Mi podoba się pewien kolega i chyba ja jemu też. Chce się z inną umówić na randkę – zgadzam się. Koleżanka wróży mi, że wyjdę za mąż za bruneta i będę bardzo szczęśliwa.
Kolejna akcja jest bardzo trudna. Jedziemy tam wszyscy. Zawaliło się rusztowanie na przejściu podziemnym. Utknęli podobno ludzie. Na miejscu okazuje się, że pogotowie już jest większość rannych wydobyta spod tych rur. Nagle wpada tam dziecko, które stanęło na murku wejścia do przejścia podziemnego – chciało lepiej widzieć i poślizgnęło się. Mój kolega, jeden z tej 3ki, która zaproponowała mi imprezę, złapał to dziecko w ostatnim momencie. Jednak chłopczyk ma nadwagę i ześlizguje mu się z rąk. Spada w dół, a ten kolega skacze za nim. Łapie go i wspinają się razem po rusztowaniu. Nagle coś trzaska i kolega spada w dół z krzykiem, a dziecko łapie się rury i tak zawisa. Schodzą tam strażacy. Wyjmują chłopca na górę i część rur. Schodzimy w dół szukać kolegi. Na dole jest ciemno. Znajdują się tam jakieś tunele i piece na elektryczność oraz węgiel. Pachnie tam jak w starej kotłowni. Kolega znaleziony ma połamane obie nogi. Zajmują się Nim koleżanka i kolega wraz z strażakiem. Nagle coś zaczyna się trząść i ten chłopak, który poprosił mnie na randkę, stojący obok mnie, wpada do jakiegoś tunelu, który jest częścią pieca. Ten tunel to jak walec z mosiądzu, który obraca się. Jestem przerażona. Wszędzie para, gorąco. Ktoś na kotłowni – chyba pracownik, pokazuje mi, że muszę wyłączyć przełącznik w 2 hali, aby wyłączyć piece, on zaś będzie próbował wyciągnąć mojego kolegę ze środka. Biegnę tam, ale jest pełno wyłączników, korków, bezpieczników. Nie wiem, który mam nacisnąć. Przychodzi jednak 2 pracownik kotłowni i naciska czerwony, pulsujący przycisk. Wszystko ustaje, Kolegę wyciągają z tego walca. Jest nieprzytomny, ale w porządku. Bardzo brudny od sadzy na twarzy i trochę poparzony. Nagle okazuje się, że ten przełącznik wstrzymywał wszystko na 2 minuty. Po tym czasie, cała maszyneria rusza i nie da się jej zatrzymać. Musimy uciekać, bo piece nie wytrzymają i z gorąca będą wybuchać. Zbieramy wszystko co się da i wszystkich. Próbujemy wyjść na powierzchnię. Udaje się Nam to. Strażacy zabezpieczają wszystko przed wybuchem. Okolica jest odcięta. Ja boję się, że stracę tego kolegę i jadę z Nim karetką do szpitala. 
Sen się kończy jakąś sceną w tej bazie ratowników. Jednak nie pamiętam dokładnie zakończenia tego snu.