O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

4 września 2010

Sen I z 3 wrzesnia 2010

Sen o kilku wątkach. Śni mi się, że jestem z mamą w kościele i pomagam jej w czymś. Musze wejść gdzieś wysoko, jakby na jakaś wieżę. Boje się, że spadnę, ponieważ jest dosyć stromo i wysoko.Kolejny wątek to taki, iż podróżuję samolotem z grupą osób. Jest to mały samolot tak na około 40 osób.Mamy wylądować, ale pasażerowie boja się tego momentu, po tym co stało się w Smoleńsku. Mówią o tym otwarcie. Drzwi do kabiny pilotów są otwarte na roścież i możemy obserwować ich pracę za sterami maszyny. Ja w śnie nie boje się lądowania. Samolot ląduje, ale nie na lotnisku tylko na wsi pod domem jednego z pasażerów- starszego mężczyzny (dziadka). On sam wysiada, na spotkanie wybiegają mu jego 2 psy. Jeden jest mały i brązowy, drugi uwiązany na sznurku, bo podobno lubi pogryźć. Ten pasażer zaprasza Nas do siebie, ale część z uczestników lotu nie chce iść, chcą wrócić do samolotu i odlecieć. Jesteśmy więc znowu w samolocie i pilot pyta się czy możemy każdego po kolei tak wysadzać. Nikt się nie chce zgodzić - chcemy lądowania na lotnisku. Pilot spełnia prośbę - lądujemy szczęśliwie. Część z tych osób z samolotu znam, bo niby razem pracujemy, a to był lot służbowy.
Kolejny wątek w tym śnie to moja droga do domu z lotniska. Jest on utrudniona, ponieważ trwają roboty na drodze i cala nawierzchnia jest zerwana. Trzeba iść do okoła, po poboczu.Po 2 stronie drogi widzę swoja dawną koleżankę ze studiów, z którą nie widziałam się długo.Widzę, że jeden z robotników zaczął iść za Nią i ją zagaduje. W pewnym momencie próbuje ja nawet objąć, ona nie chce. Przede mną jest tłum ludzi, w której dostrzegam rosłego czarnoskórego mężczyznę i przestawiam mu problem tej koleżanki. On zgadza się pomóc pozbyć się natręta. 
Następny watek to centrum pewnego miasta.Jesteśmy tam z jakimiś osobami. Czekam w kolejce na zabieg medycyny chińskiej. Są miłe Panie - filipinki, które mówią mi, żebym jeszcze chwilkę poczekała. Pewien Pan, który wychodzi prosi mnie, żebym za niego zapłaciła po czym podaje mi pieniądze. Mówi, że mu się bardzo spieszy. Place wiec za Niego zdziwionej filipince, która stoi za kasa i przyjmuje zapalany.
Budzę się.

Sen z 23 sierpnia 2010

Jestem gdzieś z moja mamą chyba, albo koleżanką. Jest ciemno-wieczór. Idziemy na wystawę do Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie jest to jednak takie same muzeum jak w rzeczywistości, inne wejście i budynek. Większość eksponatów znajduje się w lesie Po drodze do muzeum spotykamy przypadkowe osoby. Kobieta i 2 innych osób pytają mnie, gdzie mogą dostać  okulary przeciwsłoneczne w kształcie serc - takie plastikowe. Pokazują mi nawet połamane. Mówię im, że w tym muzeum są takie do kupienia w różnych kolorach za 16,50. Bardzo mi dziękują . Ta kobieta jednak rozpoznaje we mnie osobę z pewnego forum, na którym się udzielam w rzeczywistości. Pyta mnie czy ja to...., ale udaje, że nie i odpowiadam " nie " pomimo, że trafnie mnie rozpoznała. zł za sztukę. W tym momencie snu wiem już, że ze mną jest moja mama, bo pyta mnie "  czemu się nie przyznałaś?  ". Odpowiedziałam jej: "  Nie chcę, żeby coś ode mnie później chcieli cały czas...  ". Trafiamy pod muzeum, gdzie chwilę po Nas trafia tamta kobieta od tych okularów. Jesteśmy dosyć późno i muzeum już zamknięte, ale upór tej kobiety powoduje, że wchodzimy jako ostatni. Muzeum ma dużo ekranów, na których widać bardzo stare filmy wojenne i przekazy z kroniki telewizyjne.Są też eksponaty. Przechodzimy dalej i wchodzimy w las, gdzie głos z głośników mówi, że „tak traktowano ludzi w obozach”. Wchodzimy i widzę klatki ze zwierzętami . Głównie kozy i owce, chude, skóra i kości. Jest ich tak dużo, że niektóre tratują mniejsze na śmierć. Niektóre zwierzęta z otwartymi złamaniami kończyn próbują ustać na nogach, ale słaniają się z bólu Ja płacze na ten widok i mówię: „Po co żeś mnie tutaj zabrała?”. Mama wyprowadza mnie, a ja nie mogę się uspokoić. Wracamy do pomieszczeń muzeum, gdzie na jednym z ekranów widzę wnuczkę naszego dobrego znajomego, która śpiewa przepięknie pieśń. Patrząc na te wnuczkę znajomego mówię do mamy: „Jaki ona ma piękny i mocny  głos, nie wiedziałam, że (…) tak potrafi”. Moja mama odpowiada mi: „No widzisz jak pięknie śpiewa?”. W tym momencie budzę się…
Jeszcze rano po przebudzeniu mogłam zanucić te melodię i powiedzieć tytuł, ale niestety zapomniałam.Teraz mogę jedynie stwierdzić, że to była jedna z pieśni kościelnych.