O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

8 stycznia 2011

Odwiedziny z zaswiatów


Jestem w moim rodzinnym domu. Jest jakieś spotkanie, nie wiem czego dotyczy. Nie ma tam moich rodziców, ani męża. Jestem tylko ja i babcia od strony taty. Jest tez pełno ciotek od strony babci. Są także te które umarły bardzo dawno. Wśród nich siedzi moja babcia , szczęśliwa i rozmawia z nimi. Kiedy wchodzę i mowie „dzień dobry”, wszystkie się uśmiechają do mnie i mówią, ze dawno się nie widziałyśmy. Tych żyjących cioć moich jest chyba 3, a może 2, reszta to już nie żyjące. Czekaja na ciocie Franciszkę. Zmarła kilka lat temu w wieku 96 lat. Była to bardzo uduchowiona osoba. Te ciocie wiedza, ze ona nie żyje. Moja babcia tez wie, ale spotkanie z Nia ma być jakby dla babci niespodzianka. W końcu pojawia się jako duch. Półprzezroczysta, malutka. Wszyscy bija brawa jak się pojawia. Moja babcia jest zszokowana, bardzo zaskoczona, nie dowierza własnym oczom. Wyczuwam, ze zaczyna się teraz bać. Ja czuje wyraźny zapach cioci Franciszki tym śnie. Wszystkie pozostałe się śmieją, maja kolorki i wyglądają na szczęśliwe, tylko moja babcia nie może opanować strachu, boi się. Ja chce ja pocieszyć, ze przecież nie ma czego się bać, bo to przecież nasza rodzina, ze ciocie teraz są bardzo szczęśliwe. Te 3 , które obecnie żyją są jakby po mojej stronie, a moja babcia po stronie tych nieżyjących. W końcu jakby przełamuje lody i wita się z ciocia Franciszka, obejmują się. Inne ciocie bija barwo i śmieją się z radości. I mi tez udziela się ta radosc. 
Wszystko dzieje się w kuchni mojego rodzinnego domu. Jest ciasno, bo tyle osob przybylo, ze nie mam miejsca i stoje przy zlewie, ale dzieki temu mam widok na wszystkie osoby. Moja babcia zaczyna wspominac jak to kiedys było, i ciocie przypominaja jej zdarzenia z ich wspolnego niegdys zycia.
Po obudzeniu się z tego snu mam wrażenie, ze to zapowiedz śmierci mojej babci, ze może ona umrzeć w tym roku.

Zgubione dziecko


Jestem w moim rodzinnym mieście z moim mężem. Jest tam też synek jego siostry rodzonej. Mam się Nim zajmować. Chłopiec jest duży, w wieku koło 6 lat. Pomagam mu w ubieraniu się. Potem zagaduje mnie moja babcia i kiedy odwracam się chłopca już nie ma. Szukam go najpierw w domu, zaglądam wszędzie, do każdego pokoju, szafy – nic, nie ma go w domu. Wybiegam na podwórko. Wołam go po imieniu. W końcu wychodzę na ulicę przerażona. W głowie mam myśl: „Boże rodzice mego męża zabija mnie! „. Na ulicy pytam nieznajomych czy widzieli takiego, a takiego chłopca, opisuje im go. Mówią , ze nie. Po drodze na miasto spotykam męża, wraca z pracy. Mowie mu co się stało. On mówi, ze mam się nie martwic, ze pewnie gdzieś poszedł z kolegami. Zawracamy. Na ulicy tuz kolo mojej, gdzie jest mój rodzinny dom, leżą 2 czarne worki. Mowie mojemu mężowi. Sprawdźmy , może on tam leży zabity. Idziemy sprawdzać te worki. Maz podnosi jeden, ale zamiast ciała chłopca wysypują się szczątki jakiegoś mężczyzny, w drugim worku to samo. Zostawiamy je i wracamy do domu. Na chodniku prowadzącym do furtki widzimy nasza zgubę, jak stoi z kolega i rozmawia o czymś. Kolega ma ciasteczka – jeżyki w reku. Pytam się siostrzeńca: „Gdzie byleś, szukam Cie cały dzień, dlaczego nie powiedziałeś ze wychodzisz?”. On popatrzyła na mnie i odpowiedział: „chciałem tylko zjeść jeżyki”. Zdenerwowana tym każę mu iść z Nami do domu. Jest on niepocieszony, ale grzecznie wraca. Potem budzę się.

Wczorajsza wizja-sen?

Leżąc wczorajszej nocy i zasypiając, a może mi się tylko tak zdawało, że zasypiam. rozmawiałam z Bogiem w myślach. Prosiłam go, żeby pokazał mi tajemnicę wszechświata w śnie. Kiedy tylko to sobie pomyślałam znalazłam się w kosmosie. Po mojej prawej stronie było słońce, czułam jego ciepło tak jak czuje się ciepło siedząc za blisko ogniska. Po mojej lewej stronie była ziemia, okrążający ją księżyc, malutki jak piłeczka ping pongowa. Widziałam ziemię, gwiazdy, komety i inne planety w układzie słonecznym. Widziałam też pomarańczowego marsa który znajdował się tuz po prawej stronie moich stop. W głowie otrzymałam jakby wiadomość, ale czułam ja całym ciałem, że takich układów słonecznych jak ten są miliardy. Potem zaczęłam się oddalać jakby do tyłu. Minął mnie jakiś przezroczysty pojazd kosmiczny, w którym widziałam istotę - ufoludka. Miał bardzo duże czarne oczy, ale co ciekawe nie przestraszyłam się, pomachał mi i wiedziałam, że się uśmiecha do mnie, ale jego zaciśnięte małe usta nie poruszyły się w uśmiechu. Miałam wrażenie, że się z nim znamy wszyscy. Odleciał bardzo szybko w kierunku naszego układu słonecznego. Kiedy tak się oddałam, zobaczyłam , że wszechświat jest jak wielki balon. To co widzimy jako kosmos to w tej wizji-śnie kula, jakby balon, który się poszerza. Nad nim jest następny, coś jak rosyjskie zabawki matrioszki - wszechświat mniejszy w większym wszechświecie, ten większy w jeszcze większym. teraz obserwowałam to wszystko jakby z białego pokoju, pomieszczenia. Zapytałam: "  A gdzie jest koniec wszechświata, czy on ma w ogolę jakiś koniec?" Wtedy szybko "  przeleciałam" na zewnątrz wszechświata i zobaczyłam , że z daleka wygląda to jak elipsowaty balon. Takich baloników, jeden w jednym (system matrioszki) było tak dużo, że jedyna znana mi liczbą, która mogłabym określić ,mniej więcej to by było trylion trylionów?? Na ziemi nie znamy jeszcze tej liczby, takie odniosłam wrażenie. Po wszechświecie jest cisza, pustka, biało wszędzie z odcieniem różu. Pomyślałam wtedy " To chyba musi być już niebo". Wtedy pomyślałam, że jak niebo to gdzie jest piekło? Od razu spojrzałam pod nogi, szukając tam jakiegoś czarnego miejsca, ale nic nie znalazłam. Nadal wisiałam w tej bieli, jakby chmurze jasnej, a nasz wszechświat miałam przed sobą wielkości piłki do koszykówki, tylko spłaszczonej. Potem chciałam już wrócić i zobaczyć planety w naszym układzie słonecznym. Od razu Przeskoczyłam i znalazłam się w punkcie wyjścia. Po prawej słońce, po lewej ziemia i księżyc. Spojrzałam nieco w lewo i zobaczyłam gigantycznego Saturna z pierścieniami, ale największe wrażenie zrobił na mnie Jowisz - moje ulubiona planeta. był tak ogromny,że ziemia to piłeczka golfowa przy nim. Widziałam burze z błyskawicami na jego powierzchni. Wydawał przy tym dziwne złowrogie pomruki. Potem zaczęłam zbliżać się do ziemi, byłam coraz bliżej. Pomyślałam wtedy, że nasza planetka jest strasznie malutka, że wystarczy moment i już jej nie będzie. Podobał mi się jej kolor zielono-biało-niebieski. Kiedy byłam blisko, zobaczyłam kontury kontynentów wtedy obudziłam się. W głowie miałam jedną myśl, że oto poznałam tajemnice wszechświata. Nie wiem do końca, czy to była wizja, czy to był sen. wydawało mi się, że sobie to wszystko wyobrażam, ale z drugiej strony czy zajęłoby mi to całą noc? Byłam wypoczęta, więc może to jednak był sen?