O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

31 grudnia 2010

Życzenia Noworoczne!

Chciałbym złożyć wam najserdeczniejsze życzenia noworoczne, abyście w tę cudowną noc zapomnieli o swoich troskach i przykrościach, aby wszystkie złe chwile zapamiętane przez was poszły w zapomnienie, a te dobre przeistoczyły się w cudowne wspomnienia w nadchodzącym nowym roku.


27 grudnia 2010

Zgubiony mąż

Dzisiaj we śnie zgubiłam swojego męża. Byliśmy gdzieś na wycieczce/zwiedzaniu w Polsce i go zgubiłam. Szukałam po ulicach miasta. Rozdzieliliśmy się w centrum handlowym. Ja z portfelem pełnym euro i marnym skrawkiem 50 złotych szukałam i biegałam po mieście. Miałam telefon komórkowy, ale dopiero ktoś w jakimś kiosku gdzie chciałam kupić wodę do picia, powiedział mi, że powinnam kupić zamiast wody kartę do telefonu i zadzwonić do męża i zapytać gdzie jest. Chciało mi się tak bardzo pić, kupiłam wodę najpierw, ale ktoś w budce obok mi ja wypił - jakiś pijak. Potem poszłam wielce oburzona, do sklepu spożywczego, ale był jakby zamknięty, same tylko warzywa w nim były, niemniej jednak Pani sprzedawczyni dała mi wodę i kartę do telefonu.Zapłaciłam tymi 50 zł i wydała mi reszty w ...euro, a nie w złotówkach. Zadzwoniłam do męża, słyszę jego głos w komórce, pytający mnie: " Gdzie jesteś? ". Każę mu na mnie czekać tam gdzie jest i się nie ruszać. Bardzo się martwię o Niego, biegnę na miejsce gdzie ma czekać. To jakiś park. Po drodze łapię autostop, bo przez to szukanie go znalazłam się na 2 końcu tego miasta. Po drodze znowu trafiam do tego centrum handlowego, są tam bardzo piękne konie, przywiązane na parkingu dla samochodów. Podchodzę i głaskam je. W międzyczasie przychodzi jakaś wycieczka szkolna i muszę czekać , żeby przejść na drugą stronę wejścia do garażu, bo akurat chcą sobie zrobić zdjęcie pod tym centrum i mogłabym im wejść w kadr. Jest tam też jakiś mały piesek, który nie może usiedzieć na miejscu podczas robienia tego zdjęcia. W końcu udaje się zrobić zdjęcie, a ja przedzieram się przez dzieci i biegnę ulicą między samochodami do męża. Spotykam go siedzącego na ławce, grającego w gry na komórce. Jego telefon i mój jest bardzo nowoczesny, bardzo srebrny i płaski z klapka. Nie ma takiego modelu obecnie w sprzedaży. Ucieszona całuję go, a on się mnie pyta gdzie byłam, dlaczego się zdobiłam, że się o mnie martwił. Opowiadam mu jak to się stało, że się zgubiliśmy w tym centrum handlowym. Cały czas siedzimy na tej ławce. W końcu dzwoni jego komórka i pyta się go ktoś czy trafił do zony i czy jest już wszystko w porządku. Mąż odpowiada , że tka, że już zona jest. Pytam go: "  Kto to dzwonił?" odpowiedział mi, że to dwaj mężczyźni którzy podwieźli go tutaj. Na tym sen się kończy.

26 grudnia 2010

Dzisiejsze sny

Dzisiaj śniło mi się kilka snów, większość o charakterze kosmicznym (takie mam wrażenie), jednak nic nie pamiętam, nawet przebłysków. Potem  miałam kolejny sen , gdzie niby kogoś ratowałam, ale nie pamiętam nic ponad to. Za to pamiętam doskonale sen, który miałam nad ranem.Śnił mi się mój własny poród. Z góry sali szpitalnej, widziałam moją mamę, młodą taką jak na zdjęciach starych w naszym albumie, kiedy to mnie na świecie jeszcze nie było. Moja mama leży na łóżku szpitalnym i mnie rodzi. Widzę lekarza i pielęgniarkę koło mamy łózka. Nie słyszę co mówią ale orientuję się, że mama musi przeć. Widzę, Ja wychodzi moja główka, a potem jedna rączka, a następnie cała ja. Mama chce mnie dostać w ramiona, ale tylko jej mnie pokazuje ta pielęgniarka. Obok mamy łózka za parawanem rodzi inna kobieta. Mama płacze ze szczęścia, ale nic nie słyszę i nie czuję. Jestem zawieszona pod sufitem sali szpitalnej. Jest noc za oknem. Widzę siebie cały czas jako noworodka, widzę, że nie płaczę tylko się przyglądam mamie, jestem ubrudzona we krwi (jak to dziecko po porodzie). Potem się budzę...

23 grudnia 2010

Życzenia Świąteczne dla czytelników :)

Niechaj magiczna noc Wigilijnego Wieczoru,
Przyniesie Wam spokój i radość.
Niech każda chwila Świąt Bożego Narodzenia,Żyje własnym pięknem.
A Nowy Rok 2011 obdaruje Was,Pomyślnością i szczęściem.
Życzę Wam Najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia
i Niech spełniają się Wasze wszystkie marzenia.



Zmarły dziadek.

Dzisiejszej nocy śnił mi się mój zmarły dziadek od strony mamy. Sen jednak zaczął się zupełnie inaczej, nie pamiętam już jak, ale pomagałam w nim osobom niewidzącym. Miałam taką koleżankę, którą się zajmowałam mimo, że radziła sobie świetnie. Byliśmy gdzieś z takimi osobami na wycieczce czy obozie. Był jakiś sztuczny stawik. Pamiętam, że miałam wsadzić do samochodu niewidomą koleżankę, ale powiedziała, że sama sobie poradzi. Życzyłam jej powodzenia. Samochód odjechał, a ja z mamą poszłyśmy gdzieś do jakiegoś starego domu odnowionego. był tam buduarek i tam się przytuliłyśmy (czułam zapach mamy i ciepło). Potem wszedł dziadek (ojciec mojej mamy), spojrzał na Nas. Mama mnie odsunęła i powiedziała, że zaraz wraca. Poszła za dziadkiem. Ja odczekałam w tym buduarku, który był miedzy dwoma pokojami. Rozebrałam się do bielizny i z przerażeniem zobaczyłam, że mam na sobie dużą czerwoną wysypkę, na brzuchu, w lustrze zobaczyłam, że i na plecach, zdenerwowałam się, bo nie wyglądała dobrze, pomyślałam że zachowałam na półpasiec. Ubrałam się, a potem wyszłam. Widzę, że w sypialni w łóżku pod kołdrą leży mój dziadek, po jego prawej stronie leży moja mama, a po drugiej moja babcia (mama mojej mamy). Pytam się mamy: "  Czy to półpasiec"? Zadzieram bluzkę i pokazuję wysypkę. Moja mam opisuje, że powinno mnie to boleć i nie można się przy tym poruszać z bólu, więc sadzi, że to nie to. Mama z babcią grzeją się pod kołdrą, dziadek je obejmuje. Robi mi się przykro, że mnie tam z Nimi nie ma, więc pytam: "   Mogę do Was wejść?". Na to dziadek mi odpowiada: "  Nie ma tu dla Ciebie miejsca. Pomódl się za mnie". Po tych słowach obudziłam się i nie otwierając oczu zaczęłam się modlić za dziadka. Napisałam też z rana smsa do mamy opisując krótko ten sen.


Dodam jeszcze, że dzisiaj jest kolejna rocznica śmierci dziadka. Zmarł właśnie o 4:15 w nocy 23 grudnia, na dzień przed wigilią. Nie wiem kiedy ten sen się zaczął, ale obudziłam się przed 8 rano. Odkąd mieszkam poza Polską i spędzam tu Święta Bożego narodzenia, nie odwiedzam grobu dziadka. Odwiedzam czasami jak jestem w Polsce. Widocznie dziadek się upomina o odwiedziny na cmentarzu i zapalenie lampki ode mnie.

21 grudnia 2010

Śmierć nauczycielki

Dzisiejszej nocy miałam krótki sen. Jestem u mojej babci w mieście i mam ze znajomymi egzamin. Okazuje się, że jest on przeprowadzany przez moja Panią profesor ze studiów. Jest też mój kolega z roku, który czyta notatki. Pytam się go: "To co zbieramy się na test?". On potwierdza i wychodzimy z jakiegoś budynku na ulice. Idziemy już jakiś czas, i zdaję sobie sprawę, że droga prowadzi do domku mojej babci od strony mamy. Po drodze spotykamy jakąś grupkę studentów z Turcji. Pytają się coś tego mojego kolegi po angielsku, a ten im odpowiada (co już nie pamiętam). Nagle widzę, że mają oni przy sobie bardzo dużo pieniędzy, cały gruby plik dolarów amerykańskich, który nawet trudno objąć dłonią. Idziemy dalej, oni za Nami. Wchodzę razem z kolegą do mieszkania babci poprzez sień, a tamta grupka osób idzie do piwnicy. Tam mają te pieniądze wpłacić. Po drodze w tej sieni wysypują im się te dolary i chcę im pomóc je pozbierać, bo fruwają na wietrze, ale kolega mówi mi, żebym się pospieszyła. Wchodzę do mieszkania babcia, kolega jakoś znika gdzieś. Widzę swoją babcię, mówi do mnie "Twoja Pani profesor właśnie zmarła". Patrzę, a ona faktycznie leży na łóżku mojej babci, przykryta kocem. Z jednej strony czuję wielki smutek i żal, że tak wspaniała profesor umarła, drugiej takiej nie będzie, ale z drugiej strony ciesze się, bo nie będziemy musieli pisać tego egzaminu, będzie on przełożony (takie informacje dostaję jakby telepatycznie).

18 grudnia 2010

Sen o poprzednim wcieleniu

Dzisiejszej nocy miałam sen, który muszę chyba uznać za sen o moim poprzednim wcieleniu. To już kolejny z rzędu, gdzie akcja snu dzieje się podczas II WŚ. Nie wiem gdzie dokładnie dzieje się to co mi się śniło, czy w Polsce czy może w jakimś innym kraju, nie wiem też w jakimś miejscu. Co prawda mówiliśmy wszyscy po polsku , więc ten fakt wskazuje raczej na Polskę. 
Jestem młodą kobietą, około lat 20. Ubrana jestem bluzkę zapinana pod szyją z tzw. stójką, do tego sweter cienki szary 3/4, brązową wełnianą spódnicę za kolana, beżowe rajstopy i buty na niewielkim obcasie. Mam włosy ciemno brązowe, kasztanowate. Nie wiem jaką twarz miałam, bo była ona dla mnie niewidoczna. Wiem , że miałam wymyślnie upięte włosy, trochę w fale i jakiś mały koczek z tyłu głosy. Jestem w szkole na spotkaniu z niemieckim oficerem Wermachtu. Skąd wiem, że to był Wermacht, ponieważ rozpoznałam jego mundur. Towarzyszyło mu 2 ubranych w skórzane czarne płaszcze, ludzi z gestapo. 


Byliśmy wszyscy w klasie, on stał pod tablicą. Oprócz mnie (stałam w tylnej ławce) było tam pełno młodych osób, chłopaków i dziewczyn w podobnym wieku. Ten oficer był kimś bardzo ważnym, baliśmy się go, baliśmy się strasznie, że zacznie wyliczać i pójdziemy na rozstrzelanie. On mówił, ze wie o każdym z Nas i będzie Nas obserwował i śledził. Jeśli nie będziemy próbować żadnych sztuczek to może przeżyjemy. Dziewczyna obok mnie to moja koleżanka - przyjaciółka, podobnie ubrana do mnie. Po mojej prawej stronie w ławce stoi jakaś inna nieznajoma dziewczyna. Ta moja przyjaciółka mówi jej szeptem żeby pozbyła się wszystkiego co ma ze sobą. Jak ten oficer zobaczy ze ma listy do matki i funty brytyjskie ze zrzutów to ja rozstrzela i przy okazji Nas. Oficer wybrał z ławki jakiegoś chłopaka, kazał mu stanąć przodem do tablicy, gestapo go przeszukuje, potem następny chłopak i inna nieznajoma dziewczyna. Przypominam sobie, ze ja tez mam stary list od mojej mamy, i staram się go zgnieść w kolkę w dłoni jak najciszej, i wsadzić głęboko w ławkę, tak żeby nikt nic nie zauważył. w końcu podchodzi ten oficer i z gestapowcem do naszej ławki. Przygląda się mi, w myślach mowie sobie: "  Boże, błagam tylko niech to nie będę ja". Pamietam jego twarz w tej czapce Wermachtu z gapą po środku, nie wiem jaki miał stopień ale miał na pewno 2 gwiazdki i coś jeszcze na pagonach, do tego żelazny krzyż wisiał w klapie munduru. Miał ciemne włosy i brązowe oczy, nie wyglądał jak typowy Niemiec. Patrzył mi w oczy długo, potem nagle złapał te dziewczynę po mojej lewej i szarpnął ja tak, ze wysypała na podłogę te listy i funty. Gestapowiec od razu chwycił ja za włosy i razem z tamtymi spod tablicy wyprowadził na zewnątrz, wepchnął do jakiegoś auta. Oficer powiedział ze jesteśmy wszyscy zatrzymani, ze mamy stad nie wychodzić aż do jego powrotu, ze ucieczka będzie karana natychmiastowym rozstrzelaniem. Wyszedł i zamknął Nas w tej klasie. Jeszcze tak staliśmy, po czym zaczęły się rozmowy o ucieczce. Planowaliśmy jak się wydostać z tej szkoły , ze jest tylne wyjście, tylko ktoś musiałby pójść do kuchni po jakieś jedzenie żebyśmy się najedli bo głodni jesteśmy. Zgłosiłam się na ochotnika. Poszłam do kuchni, gdzie znalazłam chrzan, trochę chleba i jeszcze coś ale co nie pamiętam. Połączyliśmy ławki i osiedliśmy wspólnie o świeczce do kolacji. Ściemniało się powoli, jedliśmy ludzie byli zachwyceni, ze udało mi się znaleźć chrzan. Po zjedzeniu, część osób grupami zaczęła ociekać z budynku szkoły. Co ciekawe wtedy świeciło już słońce. 
Nagle rozległ się alarm bombowy, zawyły syreny i usłyszałam ten złowrogi pomruk i wycie samolotów-bombowców. Uciekałam ze szkoły w ostatniej chwili z ta przyjaciółka i jeszcze jakimś chłopakiem. Nagle tuz za nami bomba uderzyła w te szkole, podmuch powalił Nas , jakiś odłamek ranił tego chłopaka w głowę, ze krwawił, ale biegł z Nami dalej. Pomyślałam wtedy, "  Boże mój chrzan!"  Chciałam się wrócić, ale przyjaciółka mówi, "   gdzie idziesz trzeba uciekać na otwarta przestrzeń to może bomba Nas nie trafi". Widziałam te samoloty, były tak nisko, jakby chciały Nas rozstrzelać, jeden z samolotów zawrócił, chyba Nas dostrzegł, wiec rozproszyliśmy się na ulicy i okryliśmy, przeleciał i nie zauważyła Nas. 

Wszędzie było słychać świsty spadających bomb a potem wybuch. Od tych wybuchów dzwoniło mi w uszach. Mijaliśmy jakąś szkole brytyjska, prywatna, widzialam ze chlupcy grali w piłkę. Pozakładali sobie brytyjskie flagi na plecy, żeby Niemcy ich oszczędzili. Pomyślałam wtedy, " Niemcy maja układ z Anglia, biegnijmy do tej szkoły to się ukryjemy". Tak tez powiedziałam do mojej przyjaciółki i chłopaka. Wpadliśmy gdzieś na teren tej szkoły, ukryliśmy się pod jakimś murem. Mówiłam do tej przyjaciółki: " Popatrz mogłyśmy tam być pod tymi gruzami. Jak ja teraz dam znać mamie ze żyję, jak mam do Niej teraz dotrzeć?". Samoloty nadal bombardowały, widzialam trupy na ulicach, kurz , budynki płonęły, część tej szkoły gdzie byliśmy zawaliła się.
Po tym obudziłam się. Ciekawe mam te sny, muszę powiedzieć, że tematyka II WŚ zawsze była mi bliska i interesowałam się tym. Lubię militaria, zasieki, okopy, lubię też chodzić po bunkrach, w nich czuję się bezpieczniej i są mi jakby znajome. Może faktycznie żyłam kiedyś podczas czasów wojny i te sny mi o tym przypominają...?

15 grudnia 2010

Zaginiona dziewczynka

Głośno jest o zaginionej dziewczynce Ewelinie Skwarze ze wsi Służewo. Postanowiłam napisać o Niej, a raczej co widziałam w mojej wizji patrząc na zamieszczone zdjęcie w internecie. Przypomnijmy:  dziewczynka wyszła do szkoły  rano po 7 rano, jechała rowerem i nie dojechała. Rower później znaleziono kilkanaście metrów dalej od domu dziewczynki, miał jakieś uszkodzenia. 
BlueAngel pytała mnie (nawet podała linka do artykułu o tym) czy wg mnie ta dziewczynka żyje i co się z Nią stało. Zobaczyłam jej zdjęcie i wiedziałam, że już nie żyje, że ciało jest pod śniegiem w lesie niedaleko wsi, że kojarzy mi się z tym jakiś mężczyzna, który ją tam zaniósł. BlueAngel sierdziła, że i ona uważa, podobnie, że nie żyje i jest gdzieś w lesie - widziała czarną otoczkę wokół dziecka.

Dzisiaj na stronie Fundacji Nautilus pojawił się artykuł o K.Jackowskim, który również twierdzi, że dziewczynka nie żyje i z tym miał związek jakiś mężczyzna z jej wsi...

Zatem moja wizja oraz BlueAngel pokrywa się z tą, jaką przedstawił FN K.Jackowski.

Linki :

http://en.zaginieni.pl/missing-and-unidentified-people-database?id_o=6383231303130323

oraz

http://www.nautilus.org.pl/?p=artykul&id=2274

Dziwna noc i sen...

Nie pamiętam zbytnio szczegółów snu, bo w międzyczasie w nocy się obudziłam. Miałam dziwne fazy w nocy mianowicie śniło mi się, chociaż jestem skłonna przyjąć tezę, ze tylko leżałam z zamkniętymi oczami, ze ktoś mi chrapie do ucha. Niby mój mąż nie chrapie, ale każdemu zdarza się trochę przy zlej pozycji podczas snu. Otworzyłam oczy żeby mu powiedzieć, żeby się przesunął i nie chrapał mi bo mnie budzi, ale w tym momencie jak otworzyłam oczy ucichło to. Przeraziłam się, bo mąż spal daleko ode mnie na łóżko i wcale nie chrapał, nawet się nie kręcił. Wiec co to był za odgłos? Zaczęłam się modlić do anioła stróża i nie tylko, prosiłam żeby mnie ochronił. Podczas modlitwy i tej rozmowy słyszałam rożne stuki, puki dochodzące z salonu, a nawet lekkie stukniecie w szafkę nocna obok 2 strony łózka. Bałam się wiec raczej to nie był anioł stróż - chyba bym się swojego opiekuna nie bala?
Po tym jakoś modląc się usnęłam i miałam sen. Śniło mi się ze jestem uwieziona gdzieś w jakimś, nie wiem jak to nazwać, hali fabrycznej, czy wieżowcu. Było to ogromne pomieszczenie pełne ludzi rozczłonkowanych. z tych części ludzkich np z głów, które były zawieszone na jakiś linkach rurkami cieniutkimi spływała krew do jakiś urządzeń i dalej tymi urządzeniami leciała gdzieś dalej. Nie chciałam sprawdzić, ale w głowie kołatała mi się myśl, ze muszę jak najszybciej stamtąd uciekać, bo inaczej ja podzielę los tych ludzi. Niby ja pracowałam w tym zakładzie, ale po zobaczeniu tego (to była jakaś zakładowa tajemnica) wiem ze pewnie by mnie zabili. Pracowali tam ludzie, ale wiedziałam podświadomie ze to kosmici tylko oni przyjęli postać ludzka, żeby się nie rzucać w oczy na ulicach. Ktoś mnie tam zauważył bo zaczęli mnie gonić. Uciekałam, ale nie wiedziałam komu mogę zaufać w tym zakładzie/wieżowcu, bo za każdym razem okazywała się osoba tym kosmitom. Nie wiem w jak ja ich rozpoznawałam. W pewnym momencie zobaczyłam na dole wieżowca kiosk ruchu i tam jakaś Panią mila, wiedziałam ze to człowiek, wiec ona otworzyła mi drzwi pod tym kioskiem i tam uciekłam w głąb tego kiosku, ona powiedziała, ze ich jakoś zatrzyma, ale na długo nie da rady, żebym starała się wypchnąć tylne okno i uciec. Starałam się w końcu uciekłam tylnym wyjściem z tego kiosku, ale i tak się zorientowali, wiec dalej gonili mnie z przerwami wtedy udawało mi się ukryć. Stroniłam od ludzi, bo nie wiedziałam którzy to kosmici, a którzy to prawdziwi. Gonili mnie po moście, konnym powozem, samochodem limuzyna. Nie wiem jak się sen skończył, ale dotarłam do jakiegoś kościoła, w którym śpiewała w chórze moja mama i tam się schroniłam, wiedziałam, ze tu tylko prawdziwi ludzie są i nic mi się nie stanie.

13 grudnia 2010

Kolejny koszmar

Mam małe dziecko z dużo młodszym od siebie chłopakiem. Widzę we śnie jak prowadzę wózek. Mimo, że moja rodzina kocha je i jest dumna to ja czuję wielki wstyd z tego powodu.
Sen przeskakuje i jestem u siebie w rodzinnym domu w Polsce. Czekam na poród mojego dziecka, które ma się urodzić z pewnej innej dziewczyny. Biegnę za Nią do szpitala, bo przywieźli karetką dziecko, moją córkę. Potem scenka już w szpitalu: stoję z tą dziewczyną pod inkubatorem. Córka ma problemy z oddychaniem, leży w inkubatorze, a ja rozmawiam z pielęgniarką, która mówi, że po tlenie powinno jej się polepszyć. Niestety małej się znacznie pogarsza, niestety umiera, a ja nie czuje smutku, ale wielką ulgę, że nie będę musiała już jej się wstydzić. Pada propozycja nadania jej imienia Zofia, ale ja wybrzydzam i nie podoba mi się to imię...
Scenka w moim rodzinnym domu. Jestem u siebie w pokoju i czekam na tego mojego byłego już chłopaka - ojca dziecka. Przyjeżdża bez koszuli. Jest mu smutno, że mała umarła, a ja udaje, że mi też jest. Przytulam go mocno i długo, dziwnie chce go pocałować, ale nie robię tego, gdyż od dawna nie jesteśmy już razem, jest zatem mi głupio. On jest nastolatkiem tak w wieku około 17 lat. Wstyd mi, ze byłam z takim w ciąży. Mamy gdzieś wyjść i nagle przewracam jakieś pudełko. Z niego wysypują się karaluchy i prusaki, tak duże jak dłoń. Łażą po podłodze są szybkie i nie mogę ich wszystkich pozabijać, bo jestem rozebrana do wyjścia w samej bieliźnie. Jest ze mną moja mama, która podaje mi koszulkę, na której tez są te robale. Krzyczę w panice: "  mamo weź je! ", ale mama się śmieje, że przecież one nic mi nie zrobią. Ja walczę z nimi, czym popadnie, ale mam wrażenie, że za chwilę któryś z nich mnie ugryzie boleśnie. Mama też próbuje się ich pozbyć, ale są duże i twarde i nie dają się tak łatwo rozgnieść. W pewnym momencie zauważam jednego dużego prusaka łażącego po mojej prawej ręce. Krzyczę wtedy: " mamo, mamo zdejmij go ze mnie!", ale mama ma trudności, bo ten prusak ucieka, mama każe mi stać nieruchomo, ale ja nie mogę, skacze i krzyczę, żeby się go pozbyć. Prusak wpada mi za koszulkę czuję jak łazi mi po plecach, płacze i krzyczę żeby ktoś go zabrał ode mnie. Nie mogę ze strachu oddychać, rozbieram się z tej koszulki i uciekam z pokoju. Nie wiem co się dalej działo z tymi robakami. Potem zostaje sama w domu, ale wiem, że mamy gdzieś jechać w sprawie tej zmarłej córki. Wchodzę więc do łazienki, niby to u mnie w rodzinnym domu w Polsce, ale łazienka wygląda jak ta z mieszkania, w którym obecnie mieszkam. Komórkę zostawiam gdzieś w salonie na sofie. Chcę się zamknąć od środka, ale przeszkadza mi wiadro, dlatego przewracam je. W tym momencie wylewa się z niego brunatno-zielona zgniła woda, a wraz z nią kilkanaście jadowitych węży, mniejsze i większe. Jestem przerażona i próbuję wejść na toaletę i zamknąć się od środka, żeby mi żaden z nich nie wlazł do środka. Próbuję zamknąć drzwi na siłę i gniotę jednego wielkiego węża, który wygląda jak pyton. Jest on z tych węzy największy i czuję w swojej głowie, że on jest bardzo rozumny i chce się za to zgniecenia drzwiami zemścić na mnie. Jest bardzo silny i dopycha głowa drzwi. Ja uciekam na wannę, ale on wciąż patrzy na mnie i pełznie do mnie coraz bliżej i bliżej. Jest już na umywalce. Ja w panice chcę dzwonić do męża, ale przypominam sobie, że nie mam komórki ze sobą. Nagle wąż podpełza do spłuczki. Widzę jego żółte oczy i rozdziawioną paszczę gotową do ugryzienia, Słyszę tez jego groźny syk. Ciało pytona zwija się w literę "S" i wiem, że zaraz na mnie skoczy i ugryzie mnie. Wiem, że nie mam już odwrotu, płaczę. W tym momencie wąż się spina i skacze na mnie, a ja w tym samej chwili budzę się. Jestem obolała i wystraszona. Napinałam widocznie mięśnie podczas snu. Sprawdziłam zegarek w telefonie i była dokładnie 06:39 ...

9 grudnia 2010

Ślub koleżanki

Jestem w samolocie, który ma zaraz wylądować. Mam ze sobą swoja suknię ślubną zapakowaną w worek do przechowywania odzieży. Odwracam głowę i widzę z tyłu na siedzeniu mamę mojej koleżanki z klasy - Małgosi. Jej mama pyta się co u mnie słychać. Podoba jej się moja suknia ślubna. Mówię jej, gdzie kupiłam i podaję wizytówkę do sklepu. Jakieś nieznajome Panie z tego samolotu także tę suknie oglądają. Nagle słuchać komunikat pilota, że zaraz lądujemy na miejscu. Zapinamy pasy i samolot zaczyna lądować. Potem sen " przeskakuje"   i  jestem w jakimś miasteczku, jest wolny plac pod drzewami, których nie jest zbyt dużo. Jest ubrany na ślub. Idę ze swoja mamą pod rękę i ona pokazuje mi moja koleżankę Małgosię. Mama mówi do mnie: "  O popatrz tam jest Małgosia, zobacz jak się zmieniła, wychodzi teraz za mąż".  Ja patrze w miejsce, które wskazała mi mama. Siedzi tam na piasku moja koleżanka. Twarz bardzo zmieniona - wygląda przepięknie, ma półdługie pofalowane, a raczej pokarbowane włosy, blond pasemka - chociaż w rzeczywistości była szatynką. Podchodzę do Niej i mówię: " Hej Gosia, ale super wyglądasz. Dawno się nie widziałyśmy".  Ona uśmiecha się do mnie tylko. Zauważyłam, że bawi się z małym dzieckiem, wiem od razu, że to jej dziecko i dlatego właśnie wychodzi za mąż. Bawię się z tym dzieckiem przez chwile, potem muszę już iść więc wstaję i życzę Gosi powodzenia. Następnie sen przeskakuje znowu i idę z mamą przez ten jakby park i widzę Gosię już jako szatynkę z krótkimi włosami na jakimś podeście ze swoim narzeczonym. Przed tym podestem siedzi pełno zaproszonych gości weselnych. Ona właśnie bierze ślub, orkiestra gra jakieś przygrywki. Ubrana jest w jasnoróżowe kozaczki do kolana na szpilce, do tego w takim samym kolorze ma bukiet i wstążkę we włosach. Do tego jasnoszare rajstopy i czarna mini spódniczka i jakiś szary top - zupełnie jak nie na ślub. Zupełnie nie w stylu w jakim ubierała się na co dzień w liceum. Sen się w tym momencie kończy.

Katedra co oznacza?

Katedra

Zapowiedź dużych sukcesów, jeśli tylko będziemy się trzymać właściwej drogi.


To już kolejny raz kiedy śni mi się katedra. Ciekawe, czy to się spełni co mówi sennik. Szczerze go polecam, bo jest bardzo wygodny:


http://www.sennik.biz/




Katedra

Znowu śniłam o katedrze (chyba muszę sprawdzić w senniku co to oznacza). Sen jednak zaczął się od pływania łódka na jeziorze. byłam tam z moim tatą. On na jednej łódce ja na drugiej. co ciekawe moja łódeczka była jednoosobowa, drewniana, bez silnika czy wioseł. Musiałam używać rąk żeby płynąc (jak w balii). Tata była również na jednoosobowej łódce, białej z plastiku próbował silnik odpalić. W końcu mu się udało. wypłynęliśmy z trzcin. Okazało się, że to jeziorko jest przy jakiejś drodze szybkiego ruchu, w dole, także w górze widziałam śmigające samochody. T jeziorko było prywatne, bo jednak małe i leżało na terenie prywatnym, bo w oddali widziałam wielki dom, stary jakby pałac. Potem sen "  przeskoczył"  i znalazłam się w domu u znanego aktora, jego nie było, ale wiedziałam, że to dom Cezarego Pazury. Podobał mi się, wyłożony starymi kafelkami i stara podłoga. Witraże w drzwiach. Bardzo ładne to było i zachwycałam się. Tata tam miał coś poprawić, bo on mu ten dom odrestaurował cały, widziałam jakieś listwy przypodłogowe do przykręcenia. Miałam poczekać, aż skończy więc chodziłam po pustych pokojach podziwiając prace mojego taty i gust aktora. Dom był zdecydowanie w starym stylu za to był nowy na zewnątrz. Przez okno chyba na jakiejś werandzie, koło głównego wejścia zobaczyłam mury starej katedry. Tata wtedy podszedł do mnie i powiedział "  chodź to sobie ją zobaczysz". W tym momencie w drzwiach wejściowych stanął brat aktora, również aktor Radosław Pazura i byłam tym spotkaniem bardzo onieśmielona. Coś do Nas mówił, ale nie pamiętam co. Potem znowu sen "  przeskakuje"   i  znajduje się w ciemnym miejscu, czuję zapach kurzu. widzę bardzo niewiele. Wiem, że jestem na strychu tej katedry. W tym śnie mam silne wrażenie , że ta katedra nie jest w Polsce tylko w jakimś innym europejskim kraju. Wszędzie pajęczyny - a ja się tak boje pająków. Pełno tam było starych chorągwi z Bożego ciała, niektóre przepiękne dzieła sztuki, były tez sztandary, częściowo zjedzone przez mole i myszy. Ogólnie tony kurzu, co chwila kichałam. były też niedokończone witraże, jakieś zabawki dla dzieci. Najbardziej jednak podobały mi się fragmenty tych witraży i nowe szkiełka, oraz ołowiane szyny w które tez szybki trzeba było wstawić. Tak jakby w pracowni rękodzielniczej. Bardzo mi się to wszystko podobało i chciałam nawet wziąć parę szybek i szkiełek do domu, żeby samej taki witraż wykonać.W pewnym momencie zapytałam taty "tato a co to za otwory w ścianach takie podłużne, czy to jakieś stare ogrzewanie?", tata odpowiedział, żeby sama sprawdziła co to. Bałam się, że w tych otworach są pająki, ale był tylko wiatr i trochę kurzu poleciało mi w oczy, przetarłam je i zobaczyłam w dole wnętrze katedry. Byłam tak wysoko, że ławki wyglądały jak malutki. Nie było tam ludzi, ale paliły się światła i widzialam piękne witraże, i przezroczyste szyby w oknach na przeciwko zastępujące kolorowe szkiełka. Strasznie się wystraszyłam tą wysokością, miałam odczucie chyba jak się ma przy leku wysokości. Myślałam ze podłoga pode mną się zarwie i zaraz tam spadnę i zabije się. Dodatkowo podłoga skrzypiała ze starości i wiatru. Ociekłam stamtąd i chciałam wyjść na zewnątrz, ale tata powiedział ze powinnam mu pomoc z tymi witrażami, żebym je mu podawała a on je wstawi w ramy okien, bo musi te prace skończyć. Spodobał mi się jakiś drewniany bardzo stary pojemniczek z ołowianym uchwytem, był w kacie z pajęczynami. Był tam tez pająk, ale nie za duży, jednak nie odważyłam się wyciągnąć tego pudelka sama. Nie wiem jak ale potem ten pojemnik był na stole obok okienka, z którego widać było dachy miasta, ale mnie bardziej interesował pojemniczek, wiec zapytałam taty "  Mogę go sobie wziąć do domu"  ? Tata się zgodził i gdzieś poszedł, a ja się temu pojemniczkowi przyglądałam, bo narysowany był tam jakiś święty, ale to było tak stare ze pomyślałam, ze to chyba jakiś zabytek ze średniowiecza, bo ta katedra była właśnie ze średniowiecza i była obiektem zabytkowym. Potem obudziłam się na moment, żeby za chwile znowu zasnąć.


6 grudnia 2010

Tajemnicza burza i sny.

Dzisiejszej nocy obudziła mnie wielka burza. Pioruny tak strzelały, że co parę sekund rozświetlały mój pokój. Chciałam odsunąć roletę, ale coś kazała mi tego nie robić .Wystraszyłam się nie na żarty, chociaż uwielbiam burze, pioruny, tym razem jednak ogarnął mnie strach. Wtulona w męża z tego strachu starałam się usnąć. Po jakimś czasie dopiero udało mi się zapaść w sen. 


Mój sen niestety był bardzo nie miły. Śnił mi się mój tata, który wrócił z pracy z zagranicy i przywiózł ze sobą dużą ciężarówką jakieś kaloryfery do domu. Był bardzo nerwowy w tym śnie. W pewnym momencie jak wyszłam z mojego rodzinnego domu mu na spotkanie to tak on przede mną stanął, że widziałam go jakby bez rąk. Tak mnie to wystraszyło. Dopiero po chwili widzę, że ma obie ręce tylko tak je trzymał, że w pierwszym momencie miałam złudzenie, że ich nie ma. Kierował tą ciężarówką, mówił kierowcy gdzie ma podjechać z tymi kaloryferami. W pewnym momencie (była tam tez moja mama i babcia) powiedział do Nas. "No ktoś musi mi pomóc, przecież ja sam wszystkiego nie dam rady wnieść do domu". Zaczęłyśmy więc nosić po jednym takim kaloryferze, który był chyba elektryczny, bo bardzo lekki, biały prostokątny z wyglądu. Czułam niezadowolenie mojej mamy, że zamiast coś zjeść po przyjeździe on każe nam nosić te kaloryfery.
Ten sen bardzo mnie przestraszył - dokładnie ten moment kiedy widziałam w swoim złudzeniu w śnie, że tata nie ma obu rąk...obudziłam się, burza szalała na dobre. Znowu starałam się zasnąć. Jeszcze kilkukrotnie pioruny mnie wybudzały ze snu. Dopiero nad ranem miałam kolejny sen.
Znajdowałam się gdzieś niby w szkole w liceum, ale nie było to liceum do którego chodziłam. był tam tylko mój nauczyciel matematyki. We śnie przychodzę do tej szkoły po 2 tygodniowej przerwie zimowej. Zupełnie nie pamiętam co mieliśmy zadane, pytam się jakiejś koleżanki mi nie znanej, co było zadane. Ona pokazuje mi zadanie z chemii i matematyki. Ja w panice jestem, bo zaraz ma przyjść nauczyciel i nie mam tych zadań, więc staram się przepisać je, ale nie mogę znaleźć w plecaku zeszytu do chemii i matematyki. W końcu na jakiś kartkach pożółkłych ze starości staram się przepisywać, ale w tym momencie wchodzi nauczyciel od matematyki i sen przeskakuje w inne miejsce. Jestem gdzieś w jakiejś tubie, coś jakby trumna od środka bo wyścielone atłasem, ale widzę, że się nie mogę ruszyć. Wtedy coś mi mówi w głowie, że muszę poczekać, aż lodowiec zejdzie, wtedy będę mogła wyjść na zewnątrz, ale mi się tak spieszy, że podpalam zapalniczką ten lód który jest na mnie od środka i on się topi. Wtedy znowu słyszę głos jakby w głowie, że muszę robić to ostrożnie bo inaczej śnieg się na mnie zawali i na innych i zginiemy, bo konstrukcja będzie zachwiana. Znowu sen przeskakuje i wchodzę na jakąś wieżę, po schodach, niby zwiedzamy z wycieczka szkolną jakąś opuszczoną katedrę na szczycie główny. Widzę z tej katedry dalekie i pobliskie szczyty gór, ale są nie ośnieżone. Boję się, że spadnę i zabiję się, bo te schody niczym nie są osłonięte. W ścianach tej wieży widać prześwity - odpadnięte drewno ze starości i cegły. Boję się też spojrzeć w górę, bo mam wrażenie, że ta wieża się na mnie zawali. Ze strachu patrzę zatem na te schody i pod swoje nogi...

1 grudnia 2010

2 katastrofy?

Widziałam we śnie dzisiejszym duży statek kontenerowiec, który był odholowywany do portu. Miał częściowo spalone kontenery, z których do morza wyciekły chemikalia tworzące skażenie i radioaktywność (napromieniowanie). Efekt był taki, że ludzie mogli chodzić boso po morzu nie tonąc w nim, jakby chodzili po zwykłej drodze.Statek miał kolor brudnego turkusu i był załadowany tymi kontenerami po brzegi. Widziałam, że przechylał się na jedna burtę, jakby miał tam dziurę i woda tam była. Obserwowałam to z plaży , a wcześniej z hotelowego okna. Byłam gdzieś na wczasach ze znajomymi. Nie była to Polska i nie było to polskie morze. Jakoś rejon morza śródziemnego lub morze czarne, myślę, że jednak morze czarne. Będzie tam jakaś katastrofa ekologiczna w lato.

 
W tym samym śnie widzialam inna katastrofę. Wracając z plaży ze znajomymi, sen przeskoczył do stacji kolejowej. Widziałam pociągi towarowe chyba 3 które się pozderzały ze sobą. Przewoziły również kontenery, a jeden chyba samochody. Wyglądało to okropnie, kontenery zniszczone, samochodów prawie nie było. Lokomotywy tych pociągów były zmiażdżone. Tylko z 3 pociągu lokomotywa nie była tak rozwalona dzięki temu widzialam jej kształt i wygląd. Była to lokomotywa z szybkiego pociągu o opływowych kształtach w kolorze srebrnym. Nie było to w Polsce, myślę, że mogło to się wydarzyć w Chinach, albo Francji. Widziałam w oddali góry i dużo zieleni.