O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

21 czerwca 2012

Nowe informacje o sprawie Iwonki Wieczorek - miałam rację?

Natknełam się przed chwila na ten oto artykuł: http://wyborcza.pl/1,75248,11978847,Tajemnica_zaginiecia_Iwony_Wieczorek_rozwiazana_.html
Czyżbym jednak miała racje w tej sprawie ? Pisałam już tyle postów o wizjach na ten temat oraz o śnie w , którym przyszła do mnie Iwonka i powiedziała kto jest sprawcą. Ciekawa jestem czy chociaż część z tego po upublicznieniu wyników policji okaże się prawdą. Czas pokaże...
Poniżej wklejam moje stare posty na ten temat:
(porządek chronologiczny)



Przesłanie we śnie (apokalipsa)

W dzisiejszym śnie dostałam przelanie. Obdzielam się  strasznie połamana z bólem głowy, który trzyma mnie do teraz. To było przesłanie o końcu świata, zbliża się apokalipsa, czułam to w tym śnie. Byłam na siebie zła, że tak długo zwlekałam z przygotowaniami. Kiedy już nastąpiła było prawie za późno. 

Scena pierwsza:

W tym śnie mój mąż poleciał samolotem do swoich rodziców, u mnie gdzie mieszkam obecnie, pojawiła się mama i babcia (mamy mama). Odwiedziły mnie, a ja byłam bardzo zaskoczona. Robiły ciasto drożdżowe na polu, mama stała i kleciła dość luźne ciasto, a babcia rwała jakieś owoce z krzaczka i dokładała. Uśmiechały się do mnie.
 
To druga scena ze snu.

Następna jestem u siebie w miasteczku nieopodal mojego osiedla. Widze, jak góry do których w linii prostej mam około 13km płoną do połowy do tego płoną łąki czuć dym i jest upalnie, wszędzie duże pomarańczowe płomienie. Zauważam , że nie mam butów i martwię się jak ja dojdę do osiedla, które jest otoczone płomieniami ze wszystkich stron. Muszę tam dojść, bo zbliża się koniec świata i muszę się dostać w te góry to jedyna szansa moja na przetrwanie. Jestem zła na siebie, że nie przygotowałam najpotrzebniejszych rzeczy. Biegnąc poboczem szosy do domu po nasze auto, zaczepiam noga o jakiś kamień, który momentalnie zostaje przywiązany włoczkami do mojej stopy, nie mogę biec tak szybko z nim, próbuje odplątywać sopelki, ale idzie opornie, a nie mam czym tego przeciąć. Postanawiam więc urwać to, z całej siły drę nitki włóczki i oswobadzam się. Nie wiem jak dojść do osiedla nie parząc sobie stóp, ale widzę jedno wolne przejście miedzy dwoma płonącymi polami i puszczam się pędem, w głowie układam sobie co zabrać ze sobą w plecak, mam już mało czasu: leki, wodę w butelce, buty, coś ciepłego, moje książki, jedzenie. Więcej nic nie biorę, ani laptopa, ani kosztowności, wiem, ze po tym to się na nic już nie przyda, ze będzie nowa waluta na świecie wiec pieniądze całkowicie stracą wartość, bo trzeba będzie zaczynać od zera.

Trzecia scena:

Znowu jestem w tym miasteczku nieopodal osiedla, jestem kolo stacji benzynowej, tym razem chyba samochodem, ale nie mam botów znowu, jestem w skarpetkach wiec spotykam swojego kolegę, który...wyznaje mi miłość i prosi o pójście z Nim do łózka, bo przecież i tak zginiemy a on zawsze marzył by to ze mną zrobić. Odmawiam, mowie mu: ale ja mam męża, nie chce i nie mogę tego zrobić, wybacz, a on na to: "no i co z tego ze masz męża, przecież zginiemy". Pakuje go do samochodu i próbujemy odjechać w kierunku mojego osiedla po ten plecak.

Ostatnia czwarta scena przed przesłaniem:

Widze z góry, z bardzo wysoka cześć ziemi, nie jestem jednak tak wysoko jak przestrzeń kosmiczna myślę, ze jestem zawieszona kilkanaście kilometrów nad ziemią. Widze 3 wielkie fale tsunami idące od Atlantyku, tam coś spadło, jakiś meteoryt/asteroida, nie dało się tego zatrzymać. Widze te 3 fale i ich uderzenia: wschodnie wybrzeze USA zalane w głąb lądu na wiele kilometrów, na tyle, ze teraz ocena znajduje się dokładnie w połowie Kanady i USA, nie mam Bahamów, Kuby, zatoki meksykańskiej, ale cały meksyk i środkowa Ameryka jest niezmieniona, również zachodnie wybrzeze USA, Ameryka Poludniowa dziwnie nie tknięta!
Podobnie zachodnie wybrzeze Afryki. Kolejna fala idzie w kierunku europy: Zalana zostaje Irlandia, Anglia, Portugalia, ginie Gibraltar i kawałek północno-zachodniej Afryki, jednak nie dużo. Powiększa się kanał la  Manche, a wiec wygląda to tak, ze nie będzie Holandii, Belgii, części północnej Francji i Hiszpanii. Przenoszę wzrok na Skandynawię: zachodnie wybrzeze Norwegii ucierpi nieznacznie. Pytam w myślach o Polskę, dostaje przekaz ze mało ucierpi, tylko pobrzeżne Bałtyku oraz delta Wisły, reszta zostanie nie zmieniona.
Ostatnia fala przejdzie przez Gibraltar i będzie siać spustoszenie nad morzem śródziemnym, pójdzie to w kierunku Izraela, który zostanie zatopiony, cześć Cypru również będzie zatopiona, cześć Libanu i Syrii nieznacznie, wygląda tak jakby ta fala zebrała na sile na wysokości Izraela, bo Egipt i Tunezja nie ucierpią.

Scena finalna - przelanie:

Jestem zawieszona w przestrzeni kosmicznej. Widzę ziemie, słońce i nasz układ sloneczny. Zza slonca wylania się jednak srebrna planeta, pokryta żyłkami piorunkow w kolorze fioletowo-niebieskim.Widać, tam burze raz po raz. Planeta większa od księżyca, ale mniejsza od ziemi i slonca, kolo niej w dziwny sposób, w około swoich biegunów, a nie swojej osi, obraca się powoli planeta w kolorze czarnym, jest nierówna, cześć jest okrągła, a z jednej strony  jakby lekko kwadratowa (wygada jakby piłka miała guza) i wiem, ze to przez ta anomalie się tak dziwnie obraca obraca, poryta jest kraterami, sama stal nie ma tam życia. Myślę ze prędzej to meteoryt niż planeta. Ta srebrna jest za nią (kolor jak księżyc , ale bez kraterów), zbliżają się oba te ciała niebieskie do ziemi, one są za słońcem , a kiedy wyjdą zza słońca, będzie już za późno. Tego nie da się zatrzymać ani uniknąć, to się dzieje od tysięcy lat, bo taka jest kolej rzeczy - usłyszałam to w głowie jako własne myśli. Następuje zbliżenie we śnie jakbym patrzyła przez lornetkę /teleskop na ta srebrna planetę, na jej powierzchni pojawiają się w kolorze czarnym w jednym tylko jej miejscu obrazki i dziwne znaki. Przypominają one trochę pismo majów, jednak bardziej zaawansowane, te znaczki są jakby wyświetlane w atmosferze tej planety.
Czuje, ze to zdarzy się już niebawem i zostało mi to pokazane, żebym mogła się przyszykować do czegoś wielkiego, czego nie da się uniknąć, ale można to przeżyć.

17 czerwca 2012

Widziałam koniec świata

Dzisiaj niesamowity sen, tak realny, że wszystko czułam, widziałam, dotykałam niemalże czując co mam pod palcami.
Zaczęło się tak, rano kolo 5tej zerwałam się i popędziłam do toalety. Chwyciła mnie ostra biegunka, nie wiadomo skąd. Tak do około 6:20 przesiedziałam z przerwami w toalecie. Wróciłam do łóżka ledwo żywa i zapadłam w głęboki sen, taki, że nawet nie słyszałam budzika, który budzi męża na 8 rano do pracy.
Obudziłam się koło 10tej, może od tej 6:20 obudziłam się z jeden raz, bo mąż nie mógł czegoś znaleźć i przez sen nie otwierając oczu powiedziałam mu gdzie to znajdzie. do rzeczy jednak, nie wiem czy sen był wywołany moim stanem chorobowym czy zmęczeniem po nim, ale pojawił się jak tylko głowa dotknęła poduszki.
Oto jestem na dworze przed swoim domem, w domu czeka na mnie moja mama i mąż, ja wracam z zakupów. Nagle widzę na niebie latający obiekt, przypominający kostkę domina, bez oczek. Dodatkowo połyskuje fioletowo-różową poświatą. Ciesze się strasznie, że przybyli, że się ujawnili, macham więc i wrzeszczę: "ej jestem tutaj! zabierzcie mnie ze sobą"! Na te moje słowa obiekt zawisnął nade mną, obniżył się - widziałam jednostajne jasno-białe o zimnym tonie światło wychodzące ze środka "kostki domina".
Wtedy coś mnie tknęło, jakaś intuicja? poczułam, że coś jest nie tak, że muszę uciekać i to jak najszybciej. Rzuciłam siatki z zakupami i pędem lecę do domu - we śnie mieszkam w bloku o kolorze kremowo-żółtym.
Biegnę, ale czuję, że ziemia drży pod stopami, z trudem utrzymuje równowagę, chwytam się drzwi wejściowych i czuję jak zrywa się tak potężny wiatr, że dosłownie podnosi mnie do góry, ja cały czas trzymam się drzwi wejściowych do klatki i tylko dzięki temu nie zostaję jakby wessana, bo ciągnie mnie jakby ktoś włączył gigantyczny odkurzacz. Pełno śmieci, ja się boję, że mnie wciągnie , że nie zobaczę męża.
Nagle odwracam się i widzę ten obiekt jak z impetem w przeciągu sekundy uderza w ziemię. Następuje ogromny huk, jakby koło mnie właśnie uderzył piorun. Z rozbitego obiektu nikt nie wychodzi, ale na tej "kostce domina", która przypomina obiekt, pojawiają się czerwono-pomarańczowe pęknięcia, i bije z nich takie samo światło. Nagle wiatr ustaje, ale ziemia zaczynają pękać, wirować, wchodzę do klatki, don się wali, lecę po schodach na górę do mieszkania, z okien na klatce widzę, że część miasta zapada się, że daleko wypiętrzają się góry, wszędzie ogień, wulkany (skąd wulkan u mnie w mieście?). Lece jak w zwolnionym tempie do mieszkania. Wpadam, a tam nie ma moich rodziców, jest za to moja babcia od strony taty, której nie lobie i ona mówi mi, ze muszę zabrać najpotrzebniejsze rzeczy i muszę znaleźć męża, musimy się ukryć, musimy znaleźć samolot, który zabiera ludzi i tylko tak ocalimy się. Babcia w tym śnie jest jako duch tzn nie żyje (w rzeczywistości żyje i ma się dobrze). Biegnę i szukam rzeczy, nie mogę znaleźć walizki, biorę jakąś torbę, ale patrze ze to mieszkanie nie jest moje tylko kogoś innego, kogoś bardzo bogatego - czy to możliwe, że to moje mieszkanie? Trace już zmysł orientacji, biorę ubrania, leki, biorę gogle narciarskie, okulary przeciwsłoneczne, termon, butelkę wody, aparat fotograficzny, nie wiem co wziąć,  szkoda mi wszystkiego zostawiać, upycham gdzie się da rzeczy, chce wziąć gumowa kalosze na wypadek skażenia, ale znowu jest  ten ssący wiatr, wszystko dookoła wiruje i chce się wydostać na zewnatrz jak najszybciej, nie mogę zabrać tych kaloszy. Nagle znowu huk, jak poprzednio i wszystko ustaje. Znowu to trzęsienie. Wychodzę jednak na balkon czy taras i kolo mnie stoi jakaś para i pokazuje mi, ze na zachodzie wypiętrzyły się góry, ze teraz to jest najwyższy szczyt ziemi, ze reszta się rozpadła i nastąpiło przebiegunowanie ze to pierwsza faza i musimy ociekać. Uciekamy razem, nie wiem gdzie jest mój mąż. Biegnę z ta torba wypchana, ledwo ja dźwigam, kiedy orientuje się, ze nie wzięłam czystej bielizny na zmianę. Trudno nie mogę wrócić, szkoda mi mieszkania, takie piękne meble i wyposażenie w starym stylu...
Dopadamy z ta parą do jakiegoś schronu, dużo osób, ranni i nie. Wśród ludzi widzę także bezdomnych, przebrano ich w czyste piżamy i śpią teraz na materacach w czystej pościeli - tylko to ze as brudni zdradza o tym, ze to bezdomni z ulicy. Gdzieś dalej widzę mojego męża w śpiworze. Biegnę do niego, mowie mu, o wszystkim, kolo mnie jest jakaś kobieta z obsługi schronu w mundurze wojskowym - panterkowym, mówi mi, żeby wejść do śpiwora, bo dzisiejsza noc będzie strasznie zimna, mąż mówi ze mu za ciepło teraz i nie chce się zasuwać w śpiworze, każe mu to zrobić bez dyskusji i sama go zapinam. Jednak zamiast się kłaść, chce jeszcze raz zobaczyć co się dzieje na zewnatrz. Przez jakby małe okienko w gorze schronu widzimy, ze miasto plonie, ze ziemia zapala się, ze teraz niedaleko mamy najwyższy szczyt świata, słonce zachodzi na południu, zamiast na zachodzie, sceny jak z filmu 2012.
W tym momencie obudziłam się, bo mąż czegoś nie mógł znaleźć. Położyłam się znowu zasnęłam, sen wrócił do momentu, kiedy jestem w samolocie dużym, chyba transportowym, widzę przez okrągłe okienko, ze startujemy i cala okolica plonie i sączy się z gór lawa, gdzieś lecimy żeby się uratować, wszędzie dym, ogień, żywej duszy. Boje się co się z Nami stanie, nie wiem dokąd lecimy. Próbuję się dowiedzieć, ale nikt nic nie mówi, tylko patrzymy w milczeniu na ziemię, całą pooraną lawą, rzeki lawy i ognia.

14 czerwca 2012

Dziadek, konie i dokumenty

Dzisiaj chyba nad ranem śnił mi się sen, w którym odwiedził mnie m,oj zmarły dziadek (ojciec mojego taty). Bardzo dobrze wyglądał, tak jak go pamiętam z dzieciństwa kiedy razem wyruszaliśmy na wakacje na Mazury. coś do mnie mówił w tym śnie, ale nie pamiętam. Za to wiem, że trzeba było go pilnować. Babcia (mama mojego taty) również tam była i mówiła mi, że muszę dziadka pilnować na każdym kroku,. bo często zapomina o wielu rzeczach i potem trzeba go szukać, że jest jak dziecko teraz. Gdzieś szykowałam się z dziadkiem do wyjazdu, zastanawiałam się jaki wziąć prowiant. Mięliśmy jechać gdzieś konno. Wcześniej musiałam załatwić dokumenty związane z moja nową praca. chcieli jakiś papier, na którym miałam odpowiedzieć na kilka pytań.
Szybko je wypełniałam. Miałam w tym śnie konia, zastanawiałam się, ile zabrać jedzenia dla siebie i dla niego na podroż do plecaka. Pakowałam w sklepie-piwniczce jedzenie. Był tam tez mój kot, któremu nalałam zupy na głęboki talerz, a nie do kociej miseczki. Ze mną było kilka osób na tej niby wycieczce, dziewczyna-dżokej, jakaś dziewczyna z Australii, jeszcze jakiś facet i chyba ktoś jeszcze. ale nie wiem czy kobieta czy mężczyzna.
Przyjechaliśmy do takiego domku-sklepu na uboczu wsi w lesie (to miejsce śniło mi się już w innym śnie).
Tam był facet, który podgala zdobywać rożne dokumenty, robił ksero, a dodatkowo miał kawiarnie. Mieszkał tam z rodzina. Ja go poprosiłam o te papiery, które były mi potrzebne. Coś do mnie mówił na ich temat, coś mi tłumaczył. Potem sen się urwał i przeniosłam się w Nim do domu, znowu się pakowałam na te sama wyprawę, mówiłam mamie co załatwiłam. Dziadka ze mną nie było już chyba.


Sen bardzo pokręcony, szczególnie, że od dobrych kilku miesięcy a może i paru lat mój dziadek mi się nie śnił, ale mimo tego jestem zadowolona, że go spotkałam, widziałam, ze ładnie wygląda, zadbany, jak za lat swojej "świetności" nawet bym powiedziała. Także chyba tam gdzie jest teraz źle mu się nie dzieje, a to dobry znak.

8 czerwca 2012

Wojna

Wojna pomiędzy dwoma krajami: Anglią, a USA. To się działo na terenie Włoch. Na początku snu widziałam włoski "but" jakby z kosmosu. Potem sen przeskoczył i byłam po tronie Anglików, czyli przeciw USA.
Miałam tam "dziadka", z którym mieszkałam, z mamą kontaktowałam się telefonicznie. Zastanawiałam się, czy nie uciec do wujka do Francji, kiedy zrobi się kiepsko, bo to najbliższa granica...Mama w rozmowie telefonicznej powiedziała mi, ze na Węgrzech przyjmują uchodźców i nawet dają Azyl, że przyjmą każdego kto będzie uciekać. Wydawało mi się, jednak, że to za daleko iść na piechotę, że szybciej do Francji do wujka, poprosiłam mamę, żeby zadzwoniła do niego.
Potem urywek następny...jestem z mamą w piekarni i kupuje jej chleb na drogę. Szukam włoskiej ciabatty dla siebie, ale nie podobają mi się bochenki, biorę inny. Mama wyjeżdża ode mnie do Polski, a następnego dnia mam wojnę.
Tu nic nie mówią, mama tylko do mnie dzwoni, a raczej ja do niej z budek telefonicznych. Wygląda to wszystko jak wojna domowa. Ludzie uciekają, za kolaborację (współpracę z USA są surowe kary). Czytam w gazecie, że pewna kobieta została pozbawiona głowy, a wraz z nią jej koń, na którym jeżdzila do obozu USA. Strasznie się przejęłam losem konia, a nie tej kobiety, nawet płakałam. Pocieszał mnie chyba mój mąż, ale też przez telefon.  Pomagałam Anglikom, widziałam, ze zaczęli chorować, na typowe wojenne choroby z brudu i braku pitnej wody: wszy, dyfteryt, opuchlizny, robactwo...
Mówiłam im co robiły moje babcie w czasie wojny, aby przeżyć. Jadły cebulę i myły zęby solą. Każę ogolić żołnierzom włosy żeby pozbyć się wszy. Wyglądają koszmarnie jak z obrazków z Oświęcimia.
Nagle słyszę dudnienie i niski ton - buczenie złowrogie- przypominam sobie , ze to bombowce , to jak podczas II WŚ. Uciekam z rowerem w las, zabieram szybko swoje 3 walizki, jedna z nich jest czerwona i może zostać zauważona przez samolot. Ląduję w jakimś szałasie z tym dziadkiem. On mówi, żeby się ratować zostawić rzeczy i uciekać. Mi jednak szkoda tych walizek i roweru. Jest ładny, nowy czerwony górski. Nie mogę też zostawić żołnierzy, mówię im co mają robić , w końcu dowódca prosi mnie abym weszła do okopu i zobaczyła czy przeciwnicy nie szykują się do ataku. Ma mi pomóc żołnierz. Wchodzimy do okopu, on podaje mi małą metalową rurkę, a raczej coś jak klucz ampelowy, o przekroju sześciokąta srebrne z aluminium? przykładam to do oka, jedno muszę zamknąć , żeby dobrze widzieć. Widze obóz amerykański jak na dłoni. To urządzenie chyba jest zastępstwem za lornetkę, ale aby działało mój kompan musi tak ustawić światło słoneczne za pomocą jakiejś płachty, żebym była w ciemności, wtedy to urządzenie działa najlepiej.
Pamiętam, że śniły mi się także czołgi, przejeżdżały kolo mnie, pełno i bardzo szybkie. Nie wiedziałam, że czołgi mogą tak szybko jechać...
Czy to sen o przyszłej wojnie? czy to sen proroczy? był tak wyraźny...dziwnie nie bałam się w nim, chciałam tylko skończyć swoje zadanie i wrócić do domu, ale z drugiej strony, żal mi było tych ludzi...

4 czerwca 2012

Dziura w ręku

Dzisiaj miałam kilka snów, ale nad ranem około 4tej wybudziła mnie burza i już potem nie mogłam zasnąć, oczywiście zapomniałam o czym śniłam. Nad ranem kolo 7mej usnęłam, a godzinę później obudziły mnie sąsiadki z parteru, które wyszły rozmawiać na balkon.
Jakos zasnęłam, i wtedy przyszedł sen. Śniło mi się, ze w prawym przedramieniu mam dziurę, taką ze można włożyć ołówek. Nie krwawiła ona, nawet nie bolała. Pokazywałam ją mojej koleżance, ona pytała mnie jak ja sobie zrobiłam. Pokazałam jej, ze ta dziura jest większa tylko zasłonięta jest kawałkiem zdartej skóry. Odchyliłam go i ona zajrzała , ale nie było widać nić prócz regularnych ścianek w tej dziurze. Zero krwi i bólu, wręcz swędzenie...