O czym będę pisać?

Będę zapisywać w miarę na bieżąco swoje sny, które postaram się pamietać zaraz po przebudzeniu. Jest to forma dziennika snów, który ma pomóc w ich interpretacji. Będę także starała się pisać o sobie i swoich wizjach, które mam kiedy spojrzę na czyjąś fotografię.

31 grudnia 2010

Życzenia Noworoczne!

Chciałbym złożyć wam najserdeczniejsze życzenia noworoczne, abyście w tę cudowną noc zapomnieli o swoich troskach i przykrościach, aby wszystkie złe chwile zapamiętane przez was poszły w zapomnienie, a te dobre przeistoczyły się w cudowne wspomnienia w nadchodzącym nowym roku.


27 grudnia 2010

Zgubiony mąż

Dzisiaj we śnie zgubiłam swojego męża. Byliśmy gdzieś na wycieczce/zwiedzaniu w Polsce i go zgubiłam. Szukałam po ulicach miasta. Rozdzieliliśmy się w centrum handlowym. Ja z portfelem pełnym euro i marnym skrawkiem 50 złotych szukałam i biegałam po mieście. Miałam telefon komórkowy, ale dopiero ktoś w jakimś kiosku gdzie chciałam kupić wodę do picia, powiedział mi, że powinnam kupić zamiast wody kartę do telefonu i zadzwonić do męża i zapytać gdzie jest. Chciało mi się tak bardzo pić, kupiłam wodę najpierw, ale ktoś w budce obok mi ja wypił - jakiś pijak. Potem poszłam wielce oburzona, do sklepu spożywczego, ale był jakby zamknięty, same tylko warzywa w nim były, niemniej jednak Pani sprzedawczyni dała mi wodę i kartę do telefonu.Zapłaciłam tymi 50 zł i wydała mi reszty w ...euro, a nie w złotówkach. Zadzwoniłam do męża, słyszę jego głos w komórce, pytający mnie: " Gdzie jesteś? ". Każę mu na mnie czekać tam gdzie jest i się nie ruszać. Bardzo się martwię o Niego, biegnę na miejsce gdzie ma czekać. To jakiś park. Po drodze łapię autostop, bo przez to szukanie go znalazłam się na 2 końcu tego miasta. Po drodze znowu trafiam do tego centrum handlowego, są tam bardzo piękne konie, przywiązane na parkingu dla samochodów. Podchodzę i głaskam je. W międzyczasie przychodzi jakaś wycieczka szkolna i muszę czekać , żeby przejść na drugą stronę wejścia do garażu, bo akurat chcą sobie zrobić zdjęcie pod tym centrum i mogłabym im wejść w kadr. Jest tam też jakiś mały piesek, który nie może usiedzieć na miejscu podczas robienia tego zdjęcia. W końcu udaje się zrobić zdjęcie, a ja przedzieram się przez dzieci i biegnę ulicą między samochodami do męża. Spotykam go siedzącego na ławce, grającego w gry na komórce. Jego telefon i mój jest bardzo nowoczesny, bardzo srebrny i płaski z klapka. Nie ma takiego modelu obecnie w sprzedaży. Ucieszona całuję go, a on się mnie pyta gdzie byłam, dlaczego się zdobiłam, że się o mnie martwił. Opowiadam mu jak to się stało, że się zgubiliśmy w tym centrum handlowym. Cały czas siedzimy na tej ławce. W końcu dzwoni jego komórka i pyta się go ktoś czy trafił do zony i czy jest już wszystko w porządku. Mąż odpowiada , że tka, że już zona jest. Pytam go: "  Kto to dzwonił?" odpowiedział mi, że to dwaj mężczyźni którzy podwieźli go tutaj. Na tym sen się kończy.

26 grudnia 2010

Dzisiejsze sny

Dzisiaj śniło mi się kilka snów, większość o charakterze kosmicznym (takie mam wrażenie), jednak nic nie pamiętam, nawet przebłysków. Potem  miałam kolejny sen , gdzie niby kogoś ratowałam, ale nie pamiętam nic ponad to. Za to pamiętam doskonale sen, który miałam nad ranem.Śnił mi się mój własny poród. Z góry sali szpitalnej, widziałam moją mamę, młodą taką jak na zdjęciach starych w naszym albumie, kiedy to mnie na świecie jeszcze nie było. Moja mama leży na łóżku szpitalnym i mnie rodzi. Widzę lekarza i pielęgniarkę koło mamy łózka. Nie słyszę co mówią ale orientuję się, że mama musi przeć. Widzę, Ja wychodzi moja główka, a potem jedna rączka, a następnie cała ja. Mama chce mnie dostać w ramiona, ale tylko jej mnie pokazuje ta pielęgniarka. Obok mamy łózka za parawanem rodzi inna kobieta. Mama płacze ze szczęścia, ale nic nie słyszę i nie czuję. Jestem zawieszona pod sufitem sali szpitalnej. Jest noc za oknem. Widzę siebie cały czas jako noworodka, widzę, że nie płaczę tylko się przyglądam mamie, jestem ubrudzona we krwi (jak to dziecko po porodzie). Potem się budzę...

23 grudnia 2010

Życzenia Świąteczne dla czytelników :)

Niechaj magiczna noc Wigilijnego Wieczoru,
Przyniesie Wam spokój i radość.
Niech każda chwila Świąt Bożego Narodzenia,Żyje własnym pięknem.
A Nowy Rok 2011 obdaruje Was,Pomyślnością i szczęściem.
Życzę Wam Najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia
i Niech spełniają się Wasze wszystkie marzenia.



Zmarły dziadek.

Dzisiejszej nocy śnił mi się mój zmarły dziadek od strony mamy. Sen jednak zaczął się zupełnie inaczej, nie pamiętam już jak, ale pomagałam w nim osobom niewidzącym. Miałam taką koleżankę, którą się zajmowałam mimo, że radziła sobie świetnie. Byliśmy gdzieś z takimi osobami na wycieczce czy obozie. Był jakiś sztuczny stawik. Pamiętam, że miałam wsadzić do samochodu niewidomą koleżankę, ale powiedziała, że sama sobie poradzi. Życzyłam jej powodzenia. Samochód odjechał, a ja z mamą poszłyśmy gdzieś do jakiegoś starego domu odnowionego. był tam buduarek i tam się przytuliłyśmy (czułam zapach mamy i ciepło). Potem wszedł dziadek (ojciec mojej mamy), spojrzał na Nas. Mama mnie odsunęła i powiedziała, że zaraz wraca. Poszła za dziadkiem. Ja odczekałam w tym buduarku, który był miedzy dwoma pokojami. Rozebrałam się do bielizny i z przerażeniem zobaczyłam, że mam na sobie dużą czerwoną wysypkę, na brzuchu, w lustrze zobaczyłam, że i na plecach, zdenerwowałam się, bo nie wyglądała dobrze, pomyślałam że zachowałam na półpasiec. Ubrałam się, a potem wyszłam. Widzę, że w sypialni w łóżku pod kołdrą leży mój dziadek, po jego prawej stronie leży moja mama, a po drugiej moja babcia (mama mojej mamy). Pytam się mamy: "  Czy to półpasiec"? Zadzieram bluzkę i pokazuję wysypkę. Moja mam opisuje, że powinno mnie to boleć i nie można się przy tym poruszać z bólu, więc sadzi, że to nie to. Mama z babcią grzeją się pod kołdrą, dziadek je obejmuje. Robi mi się przykro, że mnie tam z Nimi nie ma, więc pytam: "   Mogę do Was wejść?". Na to dziadek mi odpowiada: "  Nie ma tu dla Ciebie miejsca. Pomódl się za mnie". Po tych słowach obudziłam się i nie otwierając oczu zaczęłam się modlić za dziadka. Napisałam też z rana smsa do mamy opisując krótko ten sen.


Dodam jeszcze, że dzisiaj jest kolejna rocznica śmierci dziadka. Zmarł właśnie o 4:15 w nocy 23 grudnia, na dzień przed wigilią. Nie wiem kiedy ten sen się zaczął, ale obudziłam się przed 8 rano. Odkąd mieszkam poza Polską i spędzam tu Święta Bożego narodzenia, nie odwiedzam grobu dziadka. Odwiedzam czasami jak jestem w Polsce. Widocznie dziadek się upomina o odwiedziny na cmentarzu i zapalenie lampki ode mnie.

21 grudnia 2010

Śmierć nauczycielki

Dzisiejszej nocy miałam krótki sen. Jestem u mojej babci w mieście i mam ze znajomymi egzamin. Okazuje się, że jest on przeprowadzany przez moja Panią profesor ze studiów. Jest też mój kolega z roku, który czyta notatki. Pytam się go: "To co zbieramy się na test?". On potwierdza i wychodzimy z jakiegoś budynku na ulice. Idziemy już jakiś czas, i zdaję sobie sprawę, że droga prowadzi do domku mojej babci od strony mamy. Po drodze spotykamy jakąś grupkę studentów z Turcji. Pytają się coś tego mojego kolegi po angielsku, a ten im odpowiada (co już nie pamiętam). Nagle widzę, że mają oni przy sobie bardzo dużo pieniędzy, cały gruby plik dolarów amerykańskich, który nawet trudno objąć dłonią. Idziemy dalej, oni za Nami. Wchodzę razem z kolegą do mieszkania babci poprzez sień, a tamta grupka osób idzie do piwnicy. Tam mają te pieniądze wpłacić. Po drodze w tej sieni wysypują im się te dolary i chcę im pomóc je pozbierać, bo fruwają na wietrze, ale kolega mówi mi, żebym się pospieszyła. Wchodzę do mieszkania babcia, kolega jakoś znika gdzieś. Widzę swoją babcię, mówi do mnie "Twoja Pani profesor właśnie zmarła". Patrzę, a ona faktycznie leży na łóżku mojej babci, przykryta kocem. Z jednej strony czuję wielki smutek i żal, że tak wspaniała profesor umarła, drugiej takiej nie będzie, ale z drugiej strony ciesze się, bo nie będziemy musieli pisać tego egzaminu, będzie on przełożony (takie informacje dostaję jakby telepatycznie).

18 grudnia 2010

Sen o poprzednim wcieleniu

Dzisiejszej nocy miałam sen, który muszę chyba uznać za sen o moim poprzednim wcieleniu. To już kolejny z rzędu, gdzie akcja snu dzieje się podczas II WŚ. Nie wiem gdzie dokładnie dzieje się to co mi się śniło, czy w Polsce czy może w jakimś innym kraju, nie wiem też w jakimś miejscu. Co prawda mówiliśmy wszyscy po polsku , więc ten fakt wskazuje raczej na Polskę. 
Jestem młodą kobietą, około lat 20. Ubrana jestem bluzkę zapinana pod szyją z tzw. stójką, do tego sweter cienki szary 3/4, brązową wełnianą spódnicę za kolana, beżowe rajstopy i buty na niewielkim obcasie. Mam włosy ciemno brązowe, kasztanowate. Nie wiem jaką twarz miałam, bo była ona dla mnie niewidoczna. Wiem , że miałam wymyślnie upięte włosy, trochę w fale i jakiś mały koczek z tyłu głosy. Jestem w szkole na spotkaniu z niemieckim oficerem Wermachtu. Skąd wiem, że to był Wermacht, ponieważ rozpoznałam jego mundur. Towarzyszyło mu 2 ubranych w skórzane czarne płaszcze, ludzi z gestapo. 


Byliśmy wszyscy w klasie, on stał pod tablicą. Oprócz mnie (stałam w tylnej ławce) było tam pełno młodych osób, chłopaków i dziewczyn w podobnym wieku. Ten oficer był kimś bardzo ważnym, baliśmy się go, baliśmy się strasznie, że zacznie wyliczać i pójdziemy na rozstrzelanie. On mówił, ze wie o każdym z Nas i będzie Nas obserwował i śledził. Jeśli nie będziemy próbować żadnych sztuczek to może przeżyjemy. Dziewczyna obok mnie to moja koleżanka - przyjaciółka, podobnie ubrana do mnie. Po mojej prawej stronie w ławce stoi jakaś inna nieznajoma dziewczyna. Ta moja przyjaciółka mówi jej szeptem żeby pozbyła się wszystkiego co ma ze sobą. Jak ten oficer zobaczy ze ma listy do matki i funty brytyjskie ze zrzutów to ja rozstrzela i przy okazji Nas. Oficer wybrał z ławki jakiegoś chłopaka, kazał mu stanąć przodem do tablicy, gestapo go przeszukuje, potem następny chłopak i inna nieznajoma dziewczyna. Przypominam sobie, ze ja tez mam stary list od mojej mamy, i staram się go zgnieść w kolkę w dłoni jak najciszej, i wsadzić głęboko w ławkę, tak żeby nikt nic nie zauważył. w końcu podchodzi ten oficer i z gestapowcem do naszej ławki. Przygląda się mi, w myślach mowie sobie: "  Boże, błagam tylko niech to nie będę ja". Pamietam jego twarz w tej czapce Wermachtu z gapą po środku, nie wiem jaki miał stopień ale miał na pewno 2 gwiazdki i coś jeszcze na pagonach, do tego żelazny krzyż wisiał w klapie munduru. Miał ciemne włosy i brązowe oczy, nie wyglądał jak typowy Niemiec. Patrzył mi w oczy długo, potem nagle złapał te dziewczynę po mojej lewej i szarpnął ja tak, ze wysypała na podłogę te listy i funty. Gestapowiec od razu chwycił ja za włosy i razem z tamtymi spod tablicy wyprowadził na zewnątrz, wepchnął do jakiegoś auta. Oficer powiedział ze jesteśmy wszyscy zatrzymani, ze mamy stad nie wychodzić aż do jego powrotu, ze ucieczka będzie karana natychmiastowym rozstrzelaniem. Wyszedł i zamknął Nas w tej klasie. Jeszcze tak staliśmy, po czym zaczęły się rozmowy o ucieczce. Planowaliśmy jak się wydostać z tej szkoły , ze jest tylne wyjście, tylko ktoś musiałby pójść do kuchni po jakieś jedzenie żebyśmy się najedli bo głodni jesteśmy. Zgłosiłam się na ochotnika. Poszłam do kuchni, gdzie znalazłam chrzan, trochę chleba i jeszcze coś ale co nie pamiętam. Połączyliśmy ławki i osiedliśmy wspólnie o świeczce do kolacji. Ściemniało się powoli, jedliśmy ludzie byli zachwyceni, ze udało mi się znaleźć chrzan. Po zjedzeniu, część osób grupami zaczęła ociekać z budynku szkoły. Co ciekawe wtedy świeciło już słońce. 
Nagle rozległ się alarm bombowy, zawyły syreny i usłyszałam ten złowrogi pomruk i wycie samolotów-bombowców. Uciekałam ze szkoły w ostatniej chwili z ta przyjaciółka i jeszcze jakimś chłopakiem. Nagle tuz za nami bomba uderzyła w te szkole, podmuch powalił Nas , jakiś odłamek ranił tego chłopaka w głowę, ze krwawił, ale biegł z Nami dalej. Pomyślałam wtedy, "  Boże mój chrzan!"  Chciałam się wrócić, ale przyjaciółka mówi, "   gdzie idziesz trzeba uciekać na otwarta przestrzeń to może bomba Nas nie trafi". Widziałam te samoloty, były tak nisko, jakby chciały Nas rozstrzelać, jeden z samolotów zawrócił, chyba Nas dostrzegł, wiec rozproszyliśmy się na ulicy i okryliśmy, przeleciał i nie zauważyła Nas. 

Wszędzie było słychać świsty spadających bomb a potem wybuch. Od tych wybuchów dzwoniło mi w uszach. Mijaliśmy jakąś szkole brytyjska, prywatna, widzialam ze chlupcy grali w piłkę. Pozakładali sobie brytyjskie flagi na plecy, żeby Niemcy ich oszczędzili. Pomyślałam wtedy, " Niemcy maja układ z Anglia, biegnijmy do tej szkoły to się ukryjemy". Tak tez powiedziałam do mojej przyjaciółki i chłopaka. Wpadliśmy gdzieś na teren tej szkoły, ukryliśmy się pod jakimś murem. Mówiłam do tej przyjaciółki: " Popatrz mogłyśmy tam być pod tymi gruzami. Jak ja teraz dam znać mamie ze żyję, jak mam do Niej teraz dotrzeć?". Samoloty nadal bombardowały, widzialam trupy na ulicach, kurz , budynki płonęły, część tej szkoły gdzie byliśmy zawaliła się.
Po tym obudziłam się. Ciekawe mam te sny, muszę powiedzieć, że tematyka II WŚ zawsze była mi bliska i interesowałam się tym. Lubię militaria, zasieki, okopy, lubię też chodzić po bunkrach, w nich czuję się bezpieczniej i są mi jakby znajome. Może faktycznie żyłam kiedyś podczas czasów wojny i te sny mi o tym przypominają...?

15 grudnia 2010

Zaginiona dziewczynka

Głośno jest o zaginionej dziewczynce Ewelinie Skwarze ze wsi Służewo. Postanowiłam napisać o Niej, a raczej co widziałam w mojej wizji patrząc na zamieszczone zdjęcie w internecie. Przypomnijmy:  dziewczynka wyszła do szkoły  rano po 7 rano, jechała rowerem i nie dojechała. Rower później znaleziono kilkanaście metrów dalej od domu dziewczynki, miał jakieś uszkodzenia. 
BlueAngel pytała mnie (nawet podała linka do artykułu o tym) czy wg mnie ta dziewczynka żyje i co się z Nią stało. Zobaczyłam jej zdjęcie i wiedziałam, że już nie żyje, że ciało jest pod śniegiem w lesie niedaleko wsi, że kojarzy mi się z tym jakiś mężczyzna, który ją tam zaniósł. BlueAngel sierdziła, że i ona uważa, podobnie, że nie żyje i jest gdzieś w lesie - widziała czarną otoczkę wokół dziecka.

Dzisiaj na stronie Fundacji Nautilus pojawił się artykuł o K.Jackowskim, który również twierdzi, że dziewczynka nie żyje i z tym miał związek jakiś mężczyzna z jej wsi...

Zatem moja wizja oraz BlueAngel pokrywa się z tą, jaką przedstawił FN K.Jackowski.

Linki :

http://en.zaginieni.pl/missing-and-unidentified-people-database?id_o=6383231303130323

oraz

http://www.nautilus.org.pl/?p=artykul&id=2274

Dziwna noc i sen...

Nie pamiętam zbytnio szczegółów snu, bo w międzyczasie w nocy się obudziłam. Miałam dziwne fazy w nocy mianowicie śniło mi się, chociaż jestem skłonna przyjąć tezę, ze tylko leżałam z zamkniętymi oczami, ze ktoś mi chrapie do ucha. Niby mój mąż nie chrapie, ale każdemu zdarza się trochę przy zlej pozycji podczas snu. Otworzyłam oczy żeby mu powiedzieć, żeby się przesunął i nie chrapał mi bo mnie budzi, ale w tym momencie jak otworzyłam oczy ucichło to. Przeraziłam się, bo mąż spal daleko ode mnie na łóżko i wcale nie chrapał, nawet się nie kręcił. Wiec co to był za odgłos? Zaczęłam się modlić do anioła stróża i nie tylko, prosiłam żeby mnie ochronił. Podczas modlitwy i tej rozmowy słyszałam rożne stuki, puki dochodzące z salonu, a nawet lekkie stukniecie w szafkę nocna obok 2 strony łózka. Bałam się wiec raczej to nie był anioł stróż - chyba bym się swojego opiekuna nie bala?
Po tym jakoś modląc się usnęłam i miałam sen. Śniło mi się ze jestem uwieziona gdzieś w jakimś, nie wiem jak to nazwać, hali fabrycznej, czy wieżowcu. Było to ogromne pomieszczenie pełne ludzi rozczłonkowanych. z tych części ludzkich np z głów, które były zawieszone na jakiś linkach rurkami cieniutkimi spływała krew do jakiś urządzeń i dalej tymi urządzeniami leciała gdzieś dalej. Nie chciałam sprawdzić, ale w głowie kołatała mi się myśl, ze muszę jak najszybciej stamtąd uciekać, bo inaczej ja podzielę los tych ludzi. Niby ja pracowałam w tym zakładzie, ale po zobaczeniu tego (to była jakaś zakładowa tajemnica) wiem ze pewnie by mnie zabili. Pracowali tam ludzie, ale wiedziałam podświadomie ze to kosmici tylko oni przyjęli postać ludzka, żeby się nie rzucać w oczy na ulicach. Ktoś mnie tam zauważył bo zaczęli mnie gonić. Uciekałam, ale nie wiedziałam komu mogę zaufać w tym zakładzie/wieżowcu, bo za każdym razem okazywała się osoba tym kosmitom. Nie wiem w jak ja ich rozpoznawałam. W pewnym momencie zobaczyłam na dole wieżowca kiosk ruchu i tam jakaś Panią mila, wiedziałam ze to człowiek, wiec ona otworzyła mi drzwi pod tym kioskiem i tam uciekłam w głąb tego kiosku, ona powiedziała, ze ich jakoś zatrzyma, ale na długo nie da rady, żebym starała się wypchnąć tylne okno i uciec. Starałam się w końcu uciekłam tylnym wyjściem z tego kiosku, ale i tak się zorientowali, wiec dalej gonili mnie z przerwami wtedy udawało mi się ukryć. Stroniłam od ludzi, bo nie wiedziałam którzy to kosmici, a którzy to prawdziwi. Gonili mnie po moście, konnym powozem, samochodem limuzyna. Nie wiem jak się sen skończył, ale dotarłam do jakiegoś kościoła, w którym śpiewała w chórze moja mama i tam się schroniłam, wiedziałam, ze tu tylko prawdziwi ludzie są i nic mi się nie stanie.

13 grudnia 2010

Kolejny koszmar

Mam małe dziecko z dużo młodszym od siebie chłopakiem. Widzę we śnie jak prowadzę wózek. Mimo, że moja rodzina kocha je i jest dumna to ja czuję wielki wstyd z tego powodu.
Sen przeskakuje i jestem u siebie w rodzinnym domu w Polsce. Czekam na poród mojego dziecka, które ma się urodzić z pewnej innej dziewczyny. Biegnę za Nią do szpitala, bo przywieźli karetką dziecko, moją córkę. Potem scenka już w szpitalu: stoję z tą dziewczyną pod inkubatorem. Córka ma problemy z oddychaniem, leży w inkubatorze, a ja rozmawiam z pielęgniarką, która mówi, że po tlenie powinno jej się polepszyć. Niestety małej się znacznie pogarsza, niestety umiera, a ja nie czuje smutku, ale wielką ulgę, że nie będę musiała już jej się wstydzić. Pada propozycja nadania jej imienia Zofia, ale ja wybrzydzam i nie podoba mi się to imię...
Scenka w moim rodzinnym domu. Jestem u siebie w pokoju i czekam na tego mojego byłego już chłopaka - ojca dziecka. Przyjeżdża bez koszuli. Jest mu smutno, że mała umarła, a ja udaje, że mi też jest. Przytulam go mocno i długo, dziwnie chce go pocałować, ale nie robię tego, gdyż od dawna nie jesteśmy już razem, jest zatem mi głupio. On jest nastolatkiem tak w wieku około 17 lat. Wstyd mi, ze byłam z takim w ciąży. Mamy gdzieś wyjść i nagle przewracam jakieś pudełko. Z niego wysypują się karaluchy i prusaki, tak duże jak dłoń. Łażą po podłodze są szybkie i nie mogę ich wszystkich pozabijać, bo jestem rozebrana do wyjścia w samej bieliźnie. Jest ze mną moja mama, która podaje mi koszulkę, na której tez są te robale. Krzyczę w panice: "  mamo weź je! ", ale mama się śmieje, że przecież one nic mi nie zrobią. Ja walczę z nimi, czym popadnie, ale mam wrażenie, że za chwilę któryś z nich mnie ugryzie boleśnie. Mama też próbuje się ich pozbyć, ale są duże i twarde i nie dają się tak łatwo rozgnieść. W pewnym momencie zauważam jednego dużego prusaka łażącego po mojej prawej ręce. Krzyczę wtedy: " mamo, mamo zdejmij go ze mnie!", ale mama ma trudności, bo ten prusak ucieka, mama każe mi stać nieruchomo, ale ja nie mogę, skacze i krzyczę, żeby się go pozbyć. Prusak wpada mi za koszulkę czuję jak łazi mi po plecach, płacze i krzyczę żeby ktoś go zabrał ode mnie. Nie mogę ze strachu oddychać, rozbieram się z tej koszulki i uciekam z pokoju. Nie wiem co się dalej działo z tymi robakami. Potem zostaje sama w domu, ale wiem, że mamy gdzieś jechać w sprawie tej zmarłej córki. Wchodzę więc do łazienki, niby to u mnie w rodzinnym domu w Polsce, ale łazienka wygląda jak ta z mieszkania, w którym obecnie mieszkam. Komórkę zostawiam gdzieś w salonie na sofie. Chcę się zamknąć od środka, ale przeszkadza mi wiadro, dlatego przewracam je. W tym momencie wylewa się z niego brunatno-zielona zgniła woda, a wraz z nią kilkanaście jadowitych węży, mniejsze i większe. Jestem przerażona i próbuję wejść na toaletę i zamknąć się od środka, żeby mi żaden z nich nie wlazł do środka. Próbuję zamknąć drzwi na siłę i gniotę jednego wielkiego węża, który wygląda jak pyton. Jest on z tych węzy największy i czuję w swojej głowie, że on jest bardzo rozumny i chce się za to zgniecenia drzwiami zemścić na mnie. Jest bardzo silny i dopycha głowa drzwi. Ja uciekam na wannę, ale on wciąż patrzy na mnie i pełznie do mnie coraz bliżej i bliżej. Jest już na umywalce. Ja w panice chcę dzwonić do męża, ale przypominam sobie, że nie mam komórki ze sobą. Nagle wąż podpełza do spłuczki. Widzę jego żółte oczy i rozdziawioną paszczę gotową do ugryzienia, Słyszę tez jego groźny syk. Ciało pytona zwija się w literę "S" i wiem, że zaraz na mnie skoczy i ugryzie mnie. Wiem, że nie mam już odwrotu, płaczę. W tym momencie wąż się spina i skacze na mnie, a ja w tym samej chwili budzę się. Jestem obolała i wystraszona. Napinałam widocznie mięśnie podczas snu. Sprawdziłam zegarek w telefonie i była dokładnie 06:39 ...

9 grudnia 2010

Ślub koleżanki

Jestem w samolocie, który ma zaraz wylądować. Mam ze sobą swoja suknię ślubną zapakowaną w worek do przechowywania odzieży. Odwracam głowę i widzę z tyłu na siedzeniu mamę mojej koleżanki z klasy - Małgosi. Jej mama pyta się co u mnie słychać. Podoba jej się moja suknia ślubna. Mówię jej, gdzie kupiłam i podaję wizytówkę do sklepu. Jakieś nieznajome Panie z tego samolotu także tę suknie oglądają. Nagle słuchać komunikat pilota, że zaraz lądujemy na miejscu. Zapinamy pasy i samolot zaczyna lądować. Potem sen " przeskakuje"   i  jestem w jakimś miasteczku, jest wolny plac pod drzewami, których nie jest zbyt dużo. Jest ubrany na ślub. Idę ze swoja mamą pod rękę i ona pokazuje mi moja koleżankę Małgosię. Mama mówi do mnie: "  O popatrz tam jest Małgosia, zobacz jak się zmieniła, wychodzi teraz za mąż".  Ja patrze w miejsce, które wskazała mi mama. Siedzi tam na piasku moja koleżanka. Twarz bardzo zmieniona - wygląda przepięknie, ma półdługie pofalowane, a raczej pokarbowane włosy, blond pasemka - chociaż w rzeczywistości była szatynką. Podchodzę do Niej i mówię: " Hej Gosia, ale super wyglądasz. Dawno się nie widziałyśmy".  Ona uśmiecha się do mnie tylko. Zauważyłam, że bawi się z małym dzieckiem, wiem od razu, że to jej dziecko i dlatego właśnie wychodzi za mąż. Bawię się z tym dzieckiem przez chwile, potem muszę już iść więc wstaję i życzę Gosi powodzenia. Następnie sen przeskakuje znowu i idę z mamą przez ten jakby park i widzę Gosię już jako szatynkę z krótkimi włosami na jakimś podeście ze swoim narzeczonym. Przed tym podestem siedzi pełno zaproszonych gości weselnych. Ona właśnie bierze ślub, orkiestra gra jakieś przygrywki. Ubrana jest w jasnoróżowe kozaczki do kolana na szpilce, do tego w takim samym kolorze ma bukiet i wstążkę we włosach. Do tego jasnoszare rajstopy i czarna mini spódniczka i jakiś szary top - zupełnie jak nie na ślub. Zupełnie nie w stylu w jakim ubierała się na co dzień w liceum. Sen się w tym momencie kończy.

Katedra co oznacza?

Katedra

Zapowiedź dużych sukcesów, jeśli tylko będziemy się trzymać właściwej drogi.


To już kolejny raz kiedy śni mi się katedra. Ciekawe, czy to się spełni co mówi sennik. Szczerze go polecam, bo jest bardzo wygodny:


http://www.sennik.biz/




Katedra

Znowu śniłam o katedrze (chyba muszę sprawdzić w senniku co to oznacza). Sen jednak zaczął się od pływania łódka na jeziorze. byłam tam z moim tatą. On na jednej łódce ja na drugiej. co ciekawe moja łódeczka była jednoosobowa, drewniana, bez silnika czy wioseł. Musiałam używać rąk żeby płynąc (jak w balii). Tata była również na jednoosobowej łódce, białej z plastiku próbował silnik odpalić. W końcu mu się udało. wypłynęliśmy z trzcin. Okazało się, że to jeziorko jest przy jakiejś drodze szybkiego ruchu, w dole, także w górze widziałam śmigające samochody. T jeziorko było prywatne, bo jednak małe i leżało na terenie prywatnym, bo w oddali widziałam wielki dom, stary jakby pałac. Potem sen "  przeskoczył"  i znalazłam się w domu u znanego aktora, jego nie było, ale wiedziałam, że to dom Cezarego Pazury. Podobał mi się, wyłożony starymi kafelkami i stara podłoga. Witraże w drzwiach. Bardzo ładne to było i zachwycałam się. Tata tam miał coś poprawić, bo on mu ten dom odrestaurował cały, widziałam jakieś listwy przypodłogowe do przykręcenia. Miałam poczekać, aż skończy więc chodziłam po pustych pokojach podziwiając prace mojego taty i gust aktora. Dom był zdecydowanie w starym stylu za to był nowy na zewnątrz. Przez okno chyba na jakiejś werandzie, koło głównego wejścia zobaczyłam mury starej katedry. Tata wtedy podszedł do mnie i powiedział "  chodź to sobie ją zobaczysz". W tym momencie w drzwiach wejściowych stanął brat aktora, również aktor Radosław Pazura i byłam tym spotkaniem bardzo onieśmielona. Coś do Nas mówił, ale nie pamiętam co. Potem znowu sen "  przeskakuje"   i  znajduje się w ciemnym miejscu, czuję zapach kurzu. widzę bardzo niewiele. Wiem, że jestem na strychu tej katedry. W tym śnie mam silne wrażenie , że ta katedra nie jest w Polsce tylko w jakimś innym europejskim kraju. Wszędzie pajęczyny - a ja się tak boje pająków. Pełno tam było starych chorągwi z Bożego ciała, niektóre przepiękne dzieła sztuki, były tez sztandary, częściowo zjedzone przez mole i myszy. Ogólnie tony kurzu, co chwila kichałam. były też niedokończone witraże, jakieś zabawki dla dzieci. Najbardziej jednak podobały mi się fragmenty tych witraży i nowe szkiełka, oraz ołowiane szyny w które tez szybki trzeba było wstawić. Tak jakby w pracowni rękodzielniczej. Bardzo mi się to wszystko podobało i chciałam nawet wziąć parę szybek i szkiełek do domu, żeby samej taki witraż wykonać.W pewnym momencie zapytałam taty "tato a co to za otwory w ścianach takie podłużne, czy to jakieś stare ogrzewanie?", tata odpowiedział, żeby sama sprawdziła co to. Bałam się, że w tych otworach są pająki, ale był tylko wiatr i trochę kurzu poleciało mi w oczy, przetarłam je i zobaczyłam w dole wnętrze katedry. Byłam tak wysoko, że ławki wyglądały jak malutki. Nie było tam ludzi, ale paliły się światła i widzialam piękne witraże, i przezroczyste szyby w oknach na przeciwko zastępujące kolorowe szkiełka. Strasznie się wystraszyłam tą wysokością, miałam odczucie chyba jak się ma przy leku wysokości. Myślałam ze podłoga pode mną się zarwie i zaraz tam spadnę i zabije się. Dodatkowo podłoga skrzypiała ze starości i wiatru. Ociekłam stamtąd i chciałam wyjść na zewnątrz, ale tata powiedział ze powinnam mu pomoc z tymi witrażami, żebym je mu podawała a on je wstawi w ramy okien, bo musi te prace skończyć. Spodobał mi się jakiś drewniany bardzo stary pojemniczek z ołowianym uchwytem, był w kacie z pajęczynami. Był tam tez pająk, ale nie za duży, jednak nie odważyłam się wyciągnąć tego pudelka sama. Nie wiem jak ale potem ten pojemnik był na stole obok okienka, z którego widać było dachy miasta, ale mnie bardziej interesował pojemniczek, wiec zapytałam taty "  Mogę go sobie wziąć do domu"  ? Tata się zgodził i gdzieś poszedł, a ja się temu pojemniczkowi przyglądałam, bo narysowany był tam jakiś święty, ale to było tak stare ze pomyślałam, ze to chyba jakiś zabytek ze średniowiecza, bo ta katedra była właśnie ze średniowiecza i była obiektem zabytkowym. Potem obudziłam się na moment, żeby za chwile znowu zasnąć.


6 grudnia 2010

Tajemnicza burza i sny.

Dzisiejszej nocy obudziła mnie wielka burza. Pioruny tak strzelały, że co parę sekund rozświetlały mój pokój. Chciałam odsunąć roletę, ale coś kazała mi tego nie robić .Wystraszyłam się nie na żarty, chociaż uwielbiam burze, pioruny, tym razem jednak ogarnął mnie strach. Wtulona w męża z tego strachu starałam się usnąć. Po jakimś czasie dopiero udało mi się zapaść w sen. 


Mój sen niestety był bardzo nie miły. Śnił mi się mój tata, który wrócił z pracy z zagranicy i przywiózł ze sobą dużą ciężarówką jakieś kaloryfery do domu. Był bardzo nerwowy w tym śnie. W pewnym momencie jak wyszłam z mojego rodzinnego domu mu na spotkanie to tak on przede mną stanął, że widziałam go jakby bez rąk. Tak mnie to wystraszyło. Dopiero po chwili widzę, że ma obie ręce tylko tak je trzymał, że w pierwszym momencie miałam złudzenie, że ich nie ma. Kierował tą ciężarówką, mówił kierowcy gdzie ma podjechać z tymi kaloryferami. W pewnym momencie (była tam tez moja mama i babcia) powiedział do Nas. "No ktoś musi mi pomóc, przecież ja sam wszystkiego nie dam rady wnieść do domu". Zaczęłyśmy więc nosić po jednym takim kaloryferze, który był chyba elektryczny, bo bardzo lekki, biały prostokątny z wyglądu. Czułam niezadowolenie mojej mamy, że zamiast coś zjeść po przyjeździe on każe nam nosić te kaloryfery.
Ten sen bardzo mnie przestraszył - dokładnie ten moment kiedy widziałam w swoim złudzeniu w śnie, że tata nie ma obu rąk...obudziłam się, burza szalała na dobre. Znowu starałam się zasnąć. Jeszcze kilkukrotnie pioruny mnie wybudzały ze snu. Dopiero nad ranem miałam kolejny sen.
Znajdowałam się gdzieś niby w szkole w liceum, ale nie było to liceum do którego chodziłam. był tam tylko mój nauczyciel matematyki. We śnie przychodzę do tej szkoły po 2 tygodniowej przerwie zimowej. Zupełnie nie pamiętam co mieliśmy zadane, pytam się jakiejś koleżanki mi nie znanej, co było zadane. Ona pokazuje mi zadanie z chemii i matematyki. Ja w panice jestem, bo zaraz ma przyjść nauczyciel i nie mam tych zadań, więc staram się przepisać je, ale nie mogę znaleźć w plecaku zeszytu do chemii i matematyki. W końcu na jakiś kartkach pożółkłych ze starości staram się przepisywać, ale w tym momencie wchodzi nauczyciel od matematyki i sen przeskakuje w inne miejsce. Jestem gdzieś w jakiejś tubie, coś jakby trumna od środka bo wyścielone atłasem, ale widzę, że się nie mogę ruszyć. Wtedy coś mi mówi w głowie, że muszę poczekać, aż lodowiec zejdzie, wtedy będę mogła wyjść na zewnątrz, ale mi się tak spieszy, że podpalam zapalniczką ten lód który jest na mnie od środka i on się topi. Wtedy znowu słyszę głos jakby w głowie, że muszę robić to ostrożnie bo inaczej śnieg się na mnie zawali i na innych i zginiemy, bo konstrukcja będzie zachwiana. Znowu sen przeskakuje i wchodzę na jakąś wieżę, po schodach, niby zwiedzamy z wycieczka szkolną jakąś opuszczoną katedrę na szczycie główny. Widzę z tej katedry dalekie i pobliskie szczyty gór, ale są nie ośnieżone. Boję się, że spadnę i zabiję się, bo te schody niczym nie są osłonięte. W ścianach tej wieży widać prześwity - odpadnięte drewno ze starości i cegły. Boję się też spojrzeć w górę, bo mam wrażenie, że ta wieża się na mnie zawali. Ze strachu patrzę zatem na te schody i pod swoje nogi...

1 grudnia 2010

2 katastrofy?

Widziałam we śnie dzisiejszym duży statek kontenerowiec, który był odholowywany do portu. Miał częściowo spalone kontenery, z których do morza wyciekły chemikalia tworzące skażenie i radioaktywność (napromieniowanie). Efekt był taki, że ludzie mogli chodzić boso po morzu nie tonąc w nim, jakby chodzili po zwykłej drodze.Statek miał kolor brudnego turkusu i był załadowany tymi kontenerami po brzegi. Widziałam, że przechylał się na jedna burtę, jakby miał tam dziurę i woda tam była. Obserwowałam to z plaży , a wcześniej z hotelowego okna. Byłam gdzieś na wczasach ze znajomymi. Nie była to Polska i nie było to polskie morze. Jakoś rejon morza śródziemnego lub morze czarne, myślę, że jednak morze czarne. Będzie tam jakaś katastrofa ekologiczna w lato.

 
W tym samym śnie widzialam inna katastrofę. Wracając z plaży ze znajomymi, sen przeskoczył do stacji kolejowej. Widziałam pociągi towarowe chyba 3 które się pozderzały ze sobą. Przewoziły również kontenery, a jeden chyba samochody. Wyglądało to okropnie, kontenery zniszczone, samochodów prawie nie było. Lokomotywy tych pociągów były zmiażdżone. Tylko z 3 pociągu lokomotywa nie była tak rozwalona dzięki temu widzialam jej kształt i wygląd. Była to lokomotywa z szybkiego pociągu o opływowych kształtach w kolorze srebrnym. Nie było to w Polsce, myślę, że mogło to się wydarzyć w Chinach, albo Francji. Widziałam w oddali góry i dużo zieleni.




29 listopada 2010

Księga i zdrada...

Sen I:

Sen nie pamiętam tak szczegółowo jak drugi. Chodziło w nim o to, że byłam jedyną osobą, która mogła powstrzymywać szatana i wypędzać go z ludzi. Byłam gdzieś w jakimś kościele i szłam do zakrystii, ale kazałam się zapytać dziewczynie, która ze mną była (nie pamiętam kto to był i jak wyglądała), czy mogę z tą księgą szatana wejść do środka, czy ksiądz się zgodzi. Musiałam tam wejść bo tylko zniszczyć można ją było w kościele. Przechodziłam przez kościół trwała jakaś msza, ale czułam, że poza kościołem czeka na mnie diabeł. Przybrał postać kobiety - niby dobrej koleżanki. Ja przed nią uciekłam autobusem, potem pieszo do tego kościoła. Księga szatana była czarna z jakimś świecącym na złoto-srebrno symbolem po środku. Nie potrafię teraz określić dokładnie jaki to był symbol, wiem, że był geometryczny i z niego wychodziły promienie, na pewno nie był to ani trójkąt, ani kwadrat. Tę księgę dali mi mieszkańcy jakiejś wioski, którzy ja ukrywali przez stulecia. Dał mi ich przedstawiciel, starszy człowiek koło 50tki. Powiedział, "  nie możesz jej dotknąć rekami, bo się poparzysz. Musisz mieć ja zawsze w czymś zawinięta i weź wsadź do torby, żeby nie było widać ze ja masz."   Weszłam do tego kościoła i podeszłam do zakrystii - ta dziewczyna co była ze mną, powiedziała do mnie żebym weszła, ale mnie zatrzymało, nie mogłam kroku zrobić, dopiero jak ksiądz z zakrystii wyszedł mi na przeciw mogłam tam wejść do środka. Ten kościół to był mój rodzinny kościół, ale księża i ludzie w nim nieznajomi. Miałam te księgę tam zniszczyć, to było coś bardzo ważnego od czego zależała dalsza historia ludzkości. Czułam się tam jakbym w tej torbie miała walizkę atomowa, albo jakaś bombę , która za chwile wybuchnie, bałam się ale jednocześnie byłam dumna ze to mnie wybrano do tego celu.

Sen II:

Sen zaczyna się od tego, że wracam z pracy do domu. Zachodzę do swojego ulubionego marketu i wchodzę, ale ekspedientka mówi mi ze jest przyjecie towaru i dużych zakupów nie mogę zrobić, bo sklep jest zamknięty, wiec zmyślam ze potrzebuje jakieś czekoladowe wafle duże. Zabiera mnie ona pod półkę gdzie jest ich pełno i wybieram takie duże, okrągłe, przekładane czekolada. Wazy mi je i mówi, że to będzie razem 10 zł i 25 gr. Nie mam tyle i wymyślam historyjkę, że zostawię te wafle bo przypomniałam sobie, że gdzieś zostawiłam swoje rzeczy i jak przyjdę to zapłacę i wezmę te wafle. Nie mam tyle pieniędzy, wafle są za drogie i wstyd mi się do tego przyznać. Potem sen przeskakuje. Jestem w mieszkaniu w bloku. To nie jest mieszkanie gdzie obecnie mieszkam.Przychodzę z zakupami i widzę mojego męża i koleżankę moja (która nie jest mi znana w życiu realnym, znam ja tylko w tym śnie) biorących narkotyki. Rzecz dzieje się w mieszkaniu naszym w Polsce. Jestem zdruzgotana, mówię do męża, albo ona i narkotyki stąd odejdą, albo ja. Mąż mój nie reaguje tylko się szyderczo uśmiecha. Oblewa mnie zimny pot, a w żołądku czuję ucisk przeogromny. Ta koleżanka jest blondynką o włosach spiętych w kitkę, ma nadwagę. Widzę jak siedzi na naszym łóżku, widzę tam tez mojego kota z Polski, który śpi na poduszce. Ona prosi mnie o wybaczenie. Ja nie chce jej słuchać, mówię, żeby się dzisiaj teraz zaraz wyprowadziła, b już za długo grzeczna byłam w stosunku do Niej. Mąż pokazuje mi, że mamy za darmo 5 dni w Sopockim hotelu, gdzie ta koleżanka pracuje. Powiedziałam mężowi: "   Nie nawiedzę Sopotu, nie lubię polskiego morza, niech sobie wsadzi te zaproszenie, nic od niej nie chce, ma się wyprowadzić od nas i koniec ". Mąż chce mnie uspokoić, ale ja coś przeczuwam, w końcu mówi mi, że z nią spał. Jestem w szoku, zataczam się i padam na sofę. W głowie mam myśli: " zabij się Twoje życie się skończyło" w tym momencie oczami wyobraźni widzę, jak się zabijam - wieszam w łazience. Za chwile przychodzi inna myśl do głowy: "   ucieknij, niech Cie szukają, ucieknij bo jak się rodzina Twoja dowie, to będą  się śmiać i wytykać palcami " . Postanawiam się zapytać męża kiedy to było, chociaż łzy i uczucie kamienia w żołądku jest coraz gorsze. Mąż odpowiada, że to było raz w zeszłą niedziele, jak pojechałam autobusem do dziadków
. Mąż wcale nie jest skruszony, wręcz uważa tę zdradę za normalna kolei rzeczy. Wchodzi do wanny kapie się i śmieję się ze mnie, że jestem przewrażliwiona. Jesteśmy bogaci, stoję w łazience koło elektronicznej sauny, gdzie programy są opisany w języku angielskim. Nawet dziwie się, że taką saunę mamy, bo jeszcze nie korzystałam z niej. Mam wrażenie, że ta zdrada mężowi się spodobała i będzie ją kontynuować z tą koleżanką. Jest mi tak źle z tym, że czuje, że zaraz zwymiotuje w tym śnie. Obudziłam się z okropnym uciskiem żołądka i ze smutkiem.
[Co ciekawe w tym śnie sama wybierałam pytania, które zadawałam (czyżby to był pierwszy kontrolowany sen?)].

28 listopada 2010

Sen o rybach

Byłam gdzieś z moim mężem, niby Skandynawia. Widziałam z lotu ptaka jakby w programie Google Earth ziemię i skały, a raczej góry w tamtym rejonie. Mieliśmy się wybrać na ryby, na łososia, ale droga, która znaleźliśmy na tej mapie prowadziła na szczyt górski i była piaszczysta nie na samochód osobowy. Potem Sen "przeskoczył" i znaleźliśmy się nad rzeką, z której przy Nas ubyło tyle wody, że ryby można było łapać rękoma. Mój tata wszedł do tej rzeczki, miał wodę i łapał te pluskające się łososie. Dał Nam całą siatkę ryb. Tak pachniały smacznie, jakby były ugotowane. Ich mięso było różowe i bardzo smaczne, bo spróbowałam i faktycznie było ono ugotowane. Widziałam, że jedna ryba jeszcze oddycha i jakoś przykro mi się zrobiło, bo uznałam, że musi bardzo cierpieć taka wypatroszona. Sen znowu przeskakuje i jestem w domu u jakiejś staruszki. Każe mi on przesunąć komodę z dużym lustrem. Mieszkanie jest bardzo wysokie, ciemne, okna wąskie jak w starej kamienicy lub domu z lat 20-40tych. Nie znam tej staruszki, ale jest ona bardzo miła, taka babcia z siwymi włosami, upiętymi w koczek na karku. Poprosił mnie, żebym przesunęła pod ścianę pokoju to lustro, ale ono było tak ciężkie, że prawie się na mnie zaczęło przewracać. Jednak dałam rade i przesunęłam je, lecz, co ciekawe, nie widziałam  w nim swojego odbicia, było tylko odbicie tego pokoju w którym się znajdowałam.

26 listopada 2010

Kolejny sen o UFO

Dzisiaj miałam kolejny sen o UFO. Nie opisze go jednak ze szczegółami, bo nie pamiętam już. Mąż mnie rano obudził jak wstawał i wybiłam się ze snu, który trwał w najlepsze. Jestem z moja mamą w jakimś miejscu, dużo ludzi tam jest. Jakaś hala, albo wielkie pomieszczenie w budynku - coś jakby bunkier. to się znajduje na wyspie lub półwyspie - jesteśmy uwiezieni wszyscy. Mój tata też tam jest. Nie ma mojego męża tylko. Są tez osoby, zupełnie Nam nie znane. Słysze różne języki. W pewnym momencie (nie pamiętam czy to byli ludzie czy jakaś silą), kazano Nam wejść do mniejszych pomieszczeń z malutkim okienkiem. Mieliśmy być tam zagazowani na smierc. Wyglądam z rozpacza przez to okno i widzę do okola morze, zero lądu, tylko jakieś drobne skałki dookoła. Jesteśmy chyba w samej bieliźnie lub bez, ale mowie do rodziców, musimy się stad wydostać. Ktoś rzuca nam ubranie (nie pamiętam kto) i nagle panuje poruszenie, bo wrzucono ten gaz. Ledwo możemy oddychać, chyba mój tata rozbija to okienko, gaz ucieka, my i tak na wpół uduszeni , ale wszyscy przy tym okienku. Gdzieś na horyzoncie pojawiają się światła pomarańczowe, w formie okręgu. Wirują wokół siebie i razem zgodnie ze wskazówkami zegara. Przybliżają się do tego miejsca gdzie jesteśmy. W tym budynku-bunkrze powstaje alarm. Chcą ich ostrzeliwać. Jakiś pocisk z tego ufo trafia w to pomieszczenie gdzie jesteśmy, ale nic Nam się nie dzieje, bo ściana bunkra zamiast wybuchnąć zrobiła się przezroczysta, jakby zniknęła i możemy wyjść. Uciekamy, ja krzyczę do tego UFO "hej tu jesteśmy zabierzcie Nas". Coś z tego UFO wysunęło się w naszą stronę - teraz nie pamiętam co to było. Więcej nie pamiętam, bo zostałam obudzona.

Jeszcze był jeden wątek przed tym snem chyba z innego snu wcześniejszego, że jestem w jakiś opuszczonych domach, wszystko pozarastane, ale jacyś 2 faceci tam byli - moi znajomi (nieznajomi z życia realnego) i pomagałam im urządzić się w tych opuszczonych domach. To coś jak działki - tak to mniej więcej wygalało - nieduże letniskowe/działkowe domki, ale nie zamieszkałe od kilkunastu lat.Niektóre domy były zupełnie bez okien, niektóre nie miały schodów , bo zniszczyły się itp.

25 listopada 2010

Demoniczny Cytryn

Moja babcia z podróży do sanatorium przywiozła mi prezent w postaci amuletu zodiakalnego. Był nim kamień cytryn -  rzekomo odpowiedni dla strzelców. Dostałam go chyba z rok temu. Co wiemy na temat tego kamienia szlachetnego:
Należy do rodziny kwarców. " Każdy, kto nosi przy sobie cytryn - staje się pewny siebie, otwiera się na głos intuicji i dzięki temu popełnia w codziennym życiu mniej błędów. Lepiej także panuje nad emocjami. Litoterapeuci zalecają, by kamień ten nosili wszyscy, którzy mają skłonność do pesymizmu, lęków i depresji. Cytryn poprawia również system krążenia, pracę gruczołów limfatycznych, nerek, moczowodu, komórek mózgowych oraz przemianę materii. Pomaga usuwać zatrucia krwi, zwłaszcza w czasie zapalenia wyrostka robaczkowego czy gangreny.
Przykładany w okolicy trzustki lub noszony bezpośrednio na ciele, poprawia wydzielanie insuliny i przynosi ulgę cukrzykom.
Picie wody, w której przez 12 godzin moczył się cytryn i przykładanie tego minerału do ciała - pomaga w zatruciach jelitowych oraz wydalaniu toksyn z organizmu. Eliksir i woda leczą także wypryski i inne choroby skóry. Kiedy zaś dopadną Cię chandra i przygnębienie, rozpyl w mieszkaniu eliksir cytrynowy, potem połóż się z cytrynem umieszczonym na środku splotu słonecznego. Oddychaj równo, spokojnie przez 20 minut. Zły nastrój minie jak ręką odjął.
Kamień ten bywa niezwykle pomocny dla wszystkich zestresowanych dzieci. Noszony na ciele, w okolicach splotu słonecznego, powoduje, że zapominają one o swej nieśmiałości, niepokojach i lękach, a dzięki temu mogą skupić się przy odpowiedziach, klasówkach, czy w czasie egzaminów.
Człowiek, który nosi ten kamień jest bardziej pewny siebie, a to dzięki zwiększonemu kontaktowi z Wyższą Świadomością.
Dzięki temu, że promieniowanie cytrynu łączy się z wibracjami czakry splotu słonecznego, sprawia on, że prawie natychmiast czujemy się odprężeni, spokojni i pewni siebie. Kamień ten zapobiega przedostawaniu się złych wpływów z otoczenia.
Ponadto cytryn stymuluje intelektualną i mentalną aktywność, rozwija parapsychiczne zdolności i umożliwia odbieranie paranormalnych informacji. Jest pomocny podczas medytacji i ćwiczeń psychotronicznych."
 
Powyższe fragmenty pochodzą z książki "   Uzdrawiająca moc kamieni"   autorstwa Reny Marciniak.

Kamień miał być dobrym antydepresantem dla mnie, miał mi poprawiać nastrój, samopoczucie...Pierwotnie miała otrzymać go moja mama, ale wymieniłam się z Nią, ponieważ jej kamień miał kolor fioletowy, a ja nie za bardzo lubię ten kolor. Teraz nie żałuję, że się wymieniłam, bo nie wiadomo co by się działo z mamą jakby cytryn został w domu z Nią i by go nosiła...Zaczęłam go nosić po powrocie z Polski. Zapomniawszy, że powinnam go była wcześniej oczyścić przed założeniem. Wywoływał u mnie zamiast dobrego nastroju, złe samopoczucie, byłam drażliwa, smutna, miałam stany depresyjne i często z byle powodu stawałam się agresywna, miałam też myśli samobójcze. Opowiedziałam o tym koleżance na gg, która stwierdziła, że przed założeniem powinnam go była oczyścić. Zaleciła wystawienie kamienia na tydzień na słońce. Tak też zrobiłam. Jednak po tym tygodniu już nie chciałam go nosić, coś mnie od niego odpychało i tak jakoś czas zleciał. Przez kilka miesięcy miałam go zawieszonego na abażurze od lampki nocnej przy łóżku. Teraz dochodzi do mnie fakt, że ten kamień musiał być przyczyną mojego lęku do spania po ciemku  oraz odczucia, że ktoś w moim pokoju jest i mnie obserwuje. Ostatnio na onetowskim czacie spotkałam pewną dziewczynę, która jak twierdziła zajmuje się kamieniami od dawna. Od słowa do słowa dowiedziałam się, że tak właśnie działa ten kamień, że wyciąga leki, smutki i inne ukryte rzeczy z ciała i że powinnam go nosić przez cały czas. Spróbowałam go więc założyć, ale zamiast na szyję dopięłam go do bransoletki na ręku. Nie minęła godzina a ja znowu wpadłam w stan złości, smutku i zniechęcenia. Zdjęłam go więc i po kilku minutach wszystko mi przeszło.Wywiesiłam go na balkon, zrobiłam zdjęcia i tak ten  ów "    demoniczny"   cytryn wygląda:


Najwidoczniej ktoś musiał go zaprogramować na złą energię. Nie chcę już próbować ani go nosić, ani oczyszczać czy energetyzować. Odkąd jest na balkonie czuję się dużo lepiej i lęki przed spaniem samej po ciemku się skończyły...

24 listopada 2010

Zahipnotyzowany Hipnotyzer

Kilka dni temu na pewnym czacie Onetu gościł hipnotyzer. Niby znany, ale przyznam się, że słyszałam o Nim po raz pierwszy. Jak się w trakcie rozmowy okazało był to student psychologii, który zajmuje się hipnoza od około 3 lat. Użytkownicy zadawali mu rożne pytania, często trudne i podchwytliwe. Pan H starał się na wszystko odpowiadać. Okazało się, że Pan H w dziwny sposób prowadzi sesje hipnotyczne, nie nagrywa ich aby potem analizować, co robi każdy szanujący się hipnotyzer. Na pytanie dlaczego nie nagrywa sesji, stwierdził, że pacjenci po wyjściu z "  transu"    wszystko dokładnie pamiętają i nie ma takiej potrzeby, aby nagrywać spotkania. Przyznam się, że wydało mi się to trochę dziwne. Na hipnozie znam się tyle co po przeczytaniu kilku książek, więc moja wiedza jest nader ograniczona, jednak tu i ówdzie słyszy się i czyta, że regresje są nagrywane, w celu analizy stanu pacjenta i udzielenia dalszej fachowej pomocy. Pan H sądzi ponadto, że wykorzystywanie hipnozy np aby schudnąć czy pozbyć się nałogów jest przesadą, hipnoza nie wyleczy z tego, może jedynie wspomóc leczenie - dość ciekawe podejście do tematu. to tak jakby lekarz nie wierzył do końca w całkowite wyleczenie pacjenta.
Zapytany o jasnowidzenie Pan H stwierdził, że nie ma na to dowodów, że to w ogóle istnieje i on w to nie wierzy. Nie obawia się tego, że wprowadzony w trans człowiek nie obudzi się z niego, bo hipnoza to nic nadprzyrodzonego i każdy mógłby się tego nauczyć.Według Pana H mitem jest, że hipnoza jest niebezpieczna dla osób chorych np. na padaczkę, po czym jednak uważa, że hipnoza sama w sobie jest jednak niebezpieczna. To jak to w końcu jest z tą hipnozą?
Pytany o UFO, obce cywilizacje, stwierdził, że większość UFO to obiekty ziemskie,a nie pozaziemskie. Jednym słowem sceptyk jeśli chodzi o te sprawy. Dodatkowo przyznał się, że miał przypadek kiedy to pacjent mówił o spotkaniach z "  zielonymi ludzikami"   na jego sesji.  
Przełom nastąpił kiedy Pan H popadł w krzyżowy ogień pytań o reinkarnacje, poprzednie życia,.wcielenia, karmę itp. Pan H nie wierzy w te bzdury, filozofią wschodu się nie interesuje, więc nie sądzi żeby istniało coś takiego jak karma. Według Pana H reinkarnacja to tylko nasza wyobraźnia czyli podczas regresji hipnotycznej nie wracamy do poprzedniego życia a jedynie wyobrażamy sobie to i zmyślamy. Dlatego też przed wprowadzeniem w stan hipnozy nie pamiętamy wydarzeń z poprzednich żyć ponieważ ich wtedy nie tworzymy, a " podczas hipnozy osoba może wymyślić najróżniejsze rzeczy, nie ma z tym najmniejszego problemu"  . No cóż w tym momencie moja czerwona lampka ostrzegawcza się zapaliła...co to za hipnotyzer jak nie wierzy w to co mówią jego pacjenci i nie dopuszcza istnienia poprzednich wcieleń, karmy? Po czym stwierdza, że ludzka pamięć nigdy nie zostaje wymazana, że w karmę można wierzyć, ale nie ma na nią dowodów, że istnieje. Na koniec stwierdził, że poprzednich wcieleń nie ma w ogóle, że to tylko wizualizacja, wymysły i ludzka wyobraźnia.
Zapytany czy człowiek może sobie  " przypomnieć"   zdarzenia z dzieciństwa odpowiedział, że nie wie, że obawia się w takich wypadkach konfabulacji...bo nie jest fizycznie możliwe, że można pamiętać czas jak miało się tylko 2 tygodnie życia czy było się płodem. ciekawe skąd taka wiedza? Czyżby z autopsji? To w końcu jak: pamięć jest wymazywana czy nie?
Pana H zainteresowała hipnoza nie dlatego, że może pomagać ludziom w rozwiązywaniu swoich problemów poprzez dotarcie do ukrytych zatajonych często fobii i leków, ale dlatego, że daje ona władzę i dzięki niej można łatwo manipulować ludźmi. Potem podobno wszystko się zmieniło i teraz chce już tylko pomagać, że nie manipuluje ludźmi. Według niego tylko część osób nadaje się do zahipnotyzowania i wynika to raczej z ich charakteru, a niektórych , którzy zbytnio wierzą w hipnozę nie powinno się w ogóle w nią wprowadzać. Zachęcał podczas tego spotkania do wzięcia udziału w kursach jakie są prowadzone przez pewien znany portal, gdzie udziela się. Pan H mówił też o autohipnozie, ale dość krótko.

Jaki z tego ogólny wniosek po tym spotkaniu? Chyba każdemu już powoli nasuwa się sam. Myślę, że komentarz tu jest zbędny w tym przypadku...Jedynie co mogę napisać, to to, że lepiej wybierać się do hipnotyzera z dużym doświadczeniem, który rozumie nasze potrzeby i z góry nie zakłada, że będziemy zmyślać, konfabulować i Bóg wie co jeszcze robić. Do takiego który zamiast władzy Nad nami będzie chciał Nam zwyczajnie pomóc, poprzez swoją rozbudowaną wiedzę i kilkunastoletnie doświadczenie zawodowe. A Panu H życzę dalszego zgłębiania wiedzy tematu, także z własnych błędów, do których czasem warto się przyznać, a nie zasłaniać się czystym sceptycyzmem.

21 listopada 2010

Armageddon

Miałam tu opisać zupelnie inny sen, bo obudziłam się przed 7:30 rano, pamiętałam go, ale mąż wychodził do pracy i jeszcze przysnęłam, ale zdawało mi się ze wcale nie śpię. Jest teraz po 8 rano czyli przysnęłam na dobre 35 min. Przed chwila się obudziłam i takiego realistycznego snu nie miałam w życiu.
Jestem u nas w mieszkaniu, układ pokoi taki sam i to samo osiedle i blok. Wstaje, mąż właśnie wyszedł do pracy i słyszę jak zamyka drzwi – mowie sobie w myślach, wstaje bo przysnę. Wstaje idę boso do salonu i widzę ze pada taki drobny jak kaszka śnieg. Trochę jestem zdziwiona bo słońce świeci i mowie na głos: „co jest, wczoraj była ze 25 stopni dzisiaj śnieg?” Podchodzę do okna balkonowego i widzę ze jest jakby zaparowane, chce je przetrzeć, ale to nie para ale szron i to od środka drzwi od strony mieszkania. Zdrapuje go i czyje pod paznokciami zimno i ten szron jak zdrapuje z szyby jest jak malutki śnieg – typowe dla szronu, chyba każdy z nas zdrapywał z szyby. Myślę sobie „o najwyraźniej pierwszy przymrozek". Po zdrapaniu kawałka wyglądam i widzę, ze jest pełno jakby śmieci na ulicy – osiedle nasze zawsze czyste było – myślę, ze pewnie wiatr porozwalał, bo słyszę, ze wieje dosyć silny. Otwieram drzwi balkonowe i staje w nich. Patrze przed siebie – z balkonu mam widok na morze, które jest około 2 km od osiedla. Takiego widoku w życiu nie widzialam, może tylko w filmach o potopach. Widzę gigantyczne morskie fale, ciemnogranatowe, które raz po raz się wznoszą i opadają. Przepiękny widok. Myślę sobie: „Ale super sztorm, jakie fale w życiu takich nie widzialam”, ale coś jest nie tak, bo te fale idą na osiedle! Osiedle jest na małym wzgórzu, obok jest nie wykończony blok 15 piętrowy i te fale dochodzą do 10 pietra tego bloku. Wychodzę na balkon i czuje wycie przeraźliwe wiatru, słońce już nie świeci tylko jest nad horyzontem, czerwone i widzę, ze zachodzi, jest pomarańczowo wszędzie, widzę na jakiejś górce ludzi siedzących z walizkami i torbami, plączą, ale patrzą na te fale jak zahipnotyzowani. Myślę „Boże jak mój mąż dotrze do pracy? Będzie mieć pełno zgłoszeń, ze coś ludziom pozalewało”. Nagle widzę ze Ci ludzie z górki uciekają z walizkami do mojego bloku i sąsiednich, wbiegają z krzykiem na klatkę. Patrze ze na osiedlu nie ma ani jednego samochodu, wszystko zamarło, tylko śmiecie turlają się po asfalcie, nagle widzę, że robi się jakby ciepło i pachnie czymś spalonym – taki zapach, jak z tlącego się z liśćmi ogniska. Zaczynają marznąc mi stopy, na tym balkonie, wiec chce wrócić, ale odwracam się i patrze, a te fale coraz wyższe i szybciej opadają i wznoszą się do tego w środku fali coś jest czerwonego i pali się. Wiem w tym śnie, ze to podmorski wulkan wybuchł.
Zamykam czym prędzej balkon jestem w popłochu, słyszę ludzkie krzyki „szybciej, szybciej”, ale po angielsku. Biegnę do kuchni włączam światło – widzę, ze piekarnik elektryczny mi mruga – nie ma światła! Mowie sobie w myślach „Armageddon się zaczął”! Jestem w piżamie takiej samej, w której dzisiaj spalam i staram się uspokoić, ale myślę ze może mój mąż już nie żyje, bo jak on do pracy dojechał przez te fale? Co dziwne nie rozpaczam, ale jest mi smutno, bo jak go odnajdę teraz? Fale wdzierają się powoli na osiedle, na asfalcie jest już piana morska, a te gigantyczne fale rozbryzgują się o ten niewykończony blok i inne mniejsze domki , które stoją przed moim blokiem. Ja biegam po domu i myślę w który placach i co mam zapakować do jedzenia żeby uciec w góry, które mam za blokiem. Jeszcze raz z kuchni patrze na balkon i te fale są tak szerokie i ogromne, ze widzę w jednej z nich wypluwająca i studząca się lawę z tego wulkanu i widzę jak zajmuje tej fali kilka sekund na załamanie się o ten wysoki blok. Jestem już przerażona w tym momencie, do oczu cisną mi się łzy, a przez okno widzę ze spadają powoli krople morskiej fali jak deszcz razem ze zwęglonymi kawałkami lawy na ulice i na mój balkon. Słońca już nie ma bo zostało zakryte przez te fale i nagle czuje się taka malutka , samotna i przerażona. Sen się kończy.

Podczas pisania tego katastroficznego snu – oby się nie spełnił! – przypomniał mi się sen sprzed kilku miesięcy czy roku, a który tez jest tu opisany wcześniej w archiwum. 
Mianowicie śniło mi się ze wybuchł wulkan, a ja jestem na jednej z greckich wysp i uciekam wpław z tej wyspy do lodzi ratunkowych, które potem Nas zabierają na statki wojskowe. Płynę wpław i ledwo daje rade, bo morze staje się bardzo gorące i woda zaczyna wszystkich parzyć, bo wulkan wylewa lawę do morza i ona je podgrzewa.
To tak w skrócie ten opis tego starego snu, ale najwyraźniej się jakby pokrywa z tym moim dzisiejszym, czyli wychodzi na to ze mógłby być 2 czescia (czescia dalsza) tego dzisiejszego snu. Czy przyśnił mi się koniec świata? Czy te oba sny się spełnią? Mam nadzieje, ze nie! Co ciekawe w snach o wojnie które miałam, jestem mężatka z 3ka dzieci i jestem o te dzieci spokojna, bo są u moich rodziców w Polsce, a ja wybieram się na poszukiwanie zaginionego męża, piechota, bo nic nie działa, ani statki, ani autobusy, ani samoloty. Natomiast w tym dzisiejszym śnie i w tym śnie poprzednim o ucieczce z wyspy, jestem sama z mężem bez dzieci…Ten dzisiejszy sen był jakiś zupelnie inny, bo wszystko mogłam dotknąć, czasem w snach nie czuje się co się dotyka, nie widzi się wyraźnie wszystkiego, niektóre rzeczy są zamazane np. rysy twarzy czy kontury przedmiotów – ja tak mam zazwyczaj, ale w tym ja naprawdę myślałam ze się obudziłam tzn ze nie przysnęłam i ze wstałam i to wszystko zobaczyłam naprawdę, widzialam twarze tych ludzi, kontury były wyraźnie jakbym nie spala. Najbardziej realistyczny w życiu sen z sensem.
Zastanawiam się teraz czy aby na pewno spalam, może przeniosłam się w czasie, a może do innego równoległego wymiaru?wszystko było takie samo w domu, sprzęty te same, tylko ten balkon trochę mniejszy i aneks kuchenny był inny, ale szafki, nawet mój piekarnik kuchenny był taki sam, podłoga, pościel w łóżku, nawet moja piżama…Po obudzeniu się zauważyłam, ze mąż położył mi laptopa kolo łózka, wiec siedzę teraz i pisze na bieżąco odczucia. Jak otworzyłam oczy i spojrzałam na korytarzyk z którego widać część aneksu kuchennego to słońce świeci w ten sam sposób nawet jak w tym śnie…Teraz boje się wyjść z sypialni, żeby nie zobaczyć tych gigantycznych, przerażających fal.

Teraz wpisując tę notkę na bloga sięgnęłam do internetu i wpisałam hasło "podmorski wulkan". Okazuje się, że faktycznie jest taki w europie i nawet jej zagraża dość mocno - czyżbym wyśniła przyszłość - znowu? Czy będzie to kolejny sen proroczy? Oby nie...
Informacje na temat wulkanu:

http://interia360.pl/artykul/tykajaca-bomba-zegarowa,33860

http://turystyka.wp.pl/kat,3,title,podmorski-wulkan-zagraza-europie,wid,11244325,artykul.html


20 listopada 2010

Wycieczka


Podobnie jak BlueAngel mam problem z zapamiętywaniem snów – nie wiem czym to jest spowodowane, ale chyba teraz zaczęło to mijać, bo coś ze snu dzisiejszego zapamiętałam.
Otóż pierwszy urywek to wiadomości o ataku, 3 osoby zabite i kilkanaście rannych. Podawane było kto tego dokonał i był to Hezbollah. W telewizorze, a może w gazecie widziałam albo policjantów antyterrorystycznych lub byli to żołnierze ze służb specjalnych, bowiem mieli specjalne mundury, tarcze przezroczyste, cielmy i broń– kalasznikowy, byli ubrani w kolorze czarnym i czarno-moro.
Kolejny urywek z tego snu to ze jestem na dworcu autobusowym i wybieram się na wycieczkę międzynarodową. Jestem w autobusie z ludźmi rożnej narodowości, są tez Polacy, ale także z Rumunii , Anglii, Niemiec. Nie wiem dokąd jedziemy, ale mamy zwiedzać. Potem pamiętam urywki z hoteli, gdzie Nas zablokowując, ale cały czas boje się ze nie zdarzę na ten autobus, bo kierowca nie czeka na pasażerów. Ostatni urywek to taki ze podjeżdżamy do jakiejś miejscowości, Sklepy są zamknięte, bo już późno do tego niedziela i tylko 1 czy 2 sklepy są otwarte. Biegnę tam z koleżanką z liceum, z która siedzialam w jednej ławce. Wcześniej jej w tym śnie nie było, ale wiem ze niby jechała 2 autobusem. Pyta mnie czy mam jakieś pieniądze, grosze bo ona chce kupić chusteczki do nosa, mowie jej ze nie mam, ze mam 1 grosz (?), ale ona stwierdza, ze to za mało i wysypuje kilka monet na ladę sklepowa i z chusteczkami wracamy do autobusu. Potem urywek, że ktoś pokazuje wszystkim bardzo stara papugę zielona, która ma 6 lat. Pewna starsza Pani z Anglii mówi, ze kiedyś miała taka sama, ale oddala ja bo nie wiedziała, ze ta papuga może tyle żyć. Następnie podjeżdżamy już autokarem pod jakiś bardzo stary gotycki kościół, niby ze średniowiecza, w środku musi być cisza, widzę zakonnicę, która się modli. Jest tam tez moja niewidoma koleżanka, która prosi mnie, żebym pomogła jej wejść na schody. Te schody są bardzo dziwne, bo w kształcie odwróconej litery V i bardzo strome, bez poręczy, łączą one część dla wiernych z czescia dla księży i znajdują się po lewej stronie, jakby w lewej nawie kościoła. Można z nich spać i ta koleżanka boi się dalej iść i na szczycie schodów wracamy z powrotem. Wychodzimy z tego kościoła i mowie jej, że  nie możemy się spóźnić na autobus, ze muszę wziąć tabletkę na chorobę lokomocyjna, ale nie mam czym popić, bo nie wzięłam wody, a ona jest bardzo gorzka, ale mimo wszystko biorę ja. Koleżanka poszła za krzaczki zrobić siusiu, ale biegną w nasza stronę uczestnicy wycieczki: dziewczyna i chłopak i wołają ze już autobus odjedzie, wiec krzyczę chwileczkę „zajęte” to ma im dać do zrozumienia, żeby dalej nie podchodzili. Niewidoma koleżanka wstaje i widzę, że częściowo obsiusiała swoje spodnie i bluzkę. Wracamy do autokaru i ja staram się wejść do niego, ale mam taki niesmak w ustach przez te gorzka tabletkę. Po tym obudziłam się. Ten sen miał w międzyczasie jeszcze kilka zwrotów akcji, ale nie mogę sobie przypomnieć, szczególnie to czy te informacje o Hezbollahu były faktycznie w tv czy może czytałam o tym w gazecie? Było więcej informacji na ten temat, ale nie pamiętam już niczego.

18 listopada 2010

"Eksperyment Jasnowidz"

 

      Tak kiedyś nosił tytuł słynny już program o jasnowidzeniu, w którym brał udział znany polski jasnowidz K.Jackowski. Wtedy z zapartym tchem oglądałam każdy odcinek, by potem ze strachem wskakiwać do łózka – odcinki zawsze robiły na mnie wrażenie. Mój wpis nie będzie bynajmniej ani o tym programie, ani o K.Jackowskim. Zapożyczona z programu nazwa odnosić się będzie do faktycznego „eksperymentu” jakiego się podjęłam w ostatnim czasie, a który idealnie zdemaskował pewnego jasnowidza – nazwijmy go Panem X. Pan X na swojej stronie internetowej podaje szereg umiejętności obok „jasnowidzenia” m.in.: oczyszczanie, reiki, kontakty z zaświatami, kursy jasnowidzenia, a nawet egzorcyzmy! Można także znaleźć Pana X na swoim własnym onetowskim czacie, gdzie można zasięgnąć „porady”, ale o tym później. Pan X ma dowód na swoje paranormalne zdolności w postaci dyplomów: III stopnie reiki i I stopień jasnowidzenia z III dostępnych – hmm czyżby nie był, aż taki zdolny, że ukończył tylko stopień określony na dyplomie mianem „ początkujący” ? Ciekawe co na to K.Jackowski, który podpisał się pod tym, a którym to Pan X wychwala się pod niebiosa. Owa stronka wpadła w moje ręce przypadkiem, przez znajomych. Pan X zaczął się też pojawiać dość często na czacie forumowiczów FN oraz w innych pokojach tematycznych czat Onetu oscylujących w tematach ezoterycznych.
     Jakoś od początku byłam sceptycznie nastawiona wobec Pana X. Nie spodobały mi się jego wypowiedzi na czacie, a chwalenie się znajomościami ze słynnym polskim jasnowidzem, powoli zaczęło być denerwujące. Pewnego razu Pan X zaprosił mnie na prywatną rozmowę na czacie, przyjęłam zaproszenie i cierpliwie czekałam co mi napisze, w końcu jasnowidz, wiec spodziewałam się opisu mojej osoby „od stóp do głów”, charakteru, a nawet przeczytania czegoś z mojej przyszłości, wszak jasnowidz nie zajmuje się tylko odszukiwaniem zaginionych osób czy przedmiotów, ale także widzeniem przyszłości. Jakże się zdziwiłam kiedy w pierwszych słowach usłyszałam: „Masz talent” oraz „powinnaś się otworzyć na nowe i nie bać się”. Trochę zażartowałam i stwierdziłam, że chyba wybiorę się więc do programu stacji XYZ, która taki program o talentach emituje, że może spróbuję i wygram :P Potem rozmowa potoczyła się  o ezoteryce, o tym jakie mam zdolności, Pan X pytał, ja odpowiadała, na moje pytania odpowiadał albo z niechęcią albo wymijająco, jakby chciał coś ukryć, lub uniknąć odpowiedzi. Najlepsze było kiedy zapytałam go czy wybiera się na kongres egzorcystów polskich, który odbywał się w tym czasie w jednym z polskim miast (skoro zajmuje się wypędzaniem złego z ludzi pewnie na takie zjazdy jeździ). Odpowiedź Pana X była, krótka, acz szczera i treściwa: „a po co?”.
   W czasie rozmowy zaczęłam czuć się źle, stałam się senna, zaczęłam ziewać i czuć się zmęczona, jakbym przebiegła 2 maratony, do tego naszedł mnie ból głowy, nie taki duży, ale ćmiło mnie i nie było to miłe. Zakończyłam rozmowę, chwilę posiedziałam na czacie i poszłam się położyć.
   Następnego dnia historia się powtórzyła, znowu Pan X zaczął rozmowę ze mną, pytał co słychać itd. Tym razem opowiedział mi o swoim dzieciństwie, jak bardzo chorował itp. Przykro było to czytać, bo sama byłam chorowitym dzieckiem i większość życia zamiast bawić się z rówieśnikami spędziłam na wizytach w szpitalnych przychodniach i ogólnie u lekarzy z rożnymi dolegliwościami. Wymieniliśmy informacje, Pan X znowu stwierdził że mam talent, że może zamiast pisania na czacie pogadamy na żywo na Skypie, po czym stwierdził, że jestem ładna. Trochę zaszokowana tym stwierdzeniem, zapytałam skąd wie, że jestem ładna – powiedział „czuję to”. Nie wiem jak można wyczuć czy ktoś jest ładny czy nie na odległość, no ale…w końcu to uczeń K.Jackowskiego, więc może faktycznie ma dar? Podczas tej rozmowy dowiedziałam się o kontakcie Pana X z pewnym znanym aktorem, który po spożyciu z Nim alkoholu poprzedniego wieczora, obiecał pomóc mu w zrobieniu kariery w mediach. W tym momencie moja czerwona lampka się zapaliła po raz kolejny – jak to?  jasnowidz, który marzy o robieniu kariery w mediach i byciu bogatym zamiast pomagać ludziom?? Jakoś to mi się nie widziało. Coraz bardziej też czułam się źle z każda kolejną rozmową, znowu ból głowy, znowu senność i zmęczenie. Zaczęłam się zastanawiać, czy Pan X nie jest przypadkiem energetycznym wampirem wysysającym energie, żywiącym się ludzką siłą i użytkującą ją później do własnych celów.
     Postanowiłam jednak sprawdzić Pana X w pewnym prostym eksperymencie, któremu każdy dobry jasnowidz z prawdziwym darem potrafiłby sprostać. Otóż poprosiłam o przeczytanie mojej przyszłości ze zdjęcia. Pan X mimo usilnych swoich starań o wyłudzenie ode mnie loginu skype’a, żeby na żywo porozmawiać, nie dostał go , bowiem moja lampka ostrzegawcza paliła się już na dobre od kilku dni. W internecie znalazłam zdjęcie pewnej dziewczyny i wysłałam mu je, mówiąc, że na tym zdjęciu jestem ja. Pan X odebrał i zamilkł na czacie. Pomyślałam sobie: „Ok., potrzebuje chwili spokoju, na wizję na zastanwienie się”. Minęło 15 min, Pan X nie pisał, mineło 30 min Pan X odezwał się, mówiąc, że widzi mnie pracującą w restaruacji…cóż, ani w restauracji nie pracowałam ani nie pracuję, ani nie zamierzam, więc się nie zgadzało. Coż czekałam, aż mi napisze, że to nie moje zdjęcie, że to ktoś inny – gdzie tam…po chwili stwierdził, że ma ważny telefon i wyśle mi opis mojej przyszłości na email. Było późno, więc zgodziłam się. Wizja ta nigdy na email nie nadeszła, za to nastepnego wieczoru w kilku bardzo krótkich zdaniach Pan X powiedział mi gdzie będę pracowac, za ile czasu itd oczywiście zero trafności. W zamian za to ja miałam zoabczyć jego przyszłość z jego zdjęcia. Musze przyznać, że ja na wizje nie potrafie się zastnawiac, podobnie jak to robie BlueAngel, to jest jak rpzebylsk, widze zdjęcie i pisze  na bieżąco – to Pana X zaszokowało – napisałam co widzę odnośnie pewnego zagadnienia w jego życiu – napisałam prawdę co widziałam  - nigdy nie ściemniam, źle bym się z tym czuła, poza tym jaki bym miała interes kłamać? Ktoś potrzebuje pomocy, wiec pomagam i nie biorę za to pieniędzy. Oczywiście podczas pisania, przeszkadzał mi zadając milion pytań i co chwile pisząc: " oooooo"   oraz „masz talent powinnaś go rozwijać, ja robię kursy jasnowidzenia” itd. itp. – wszystko po to abym z nim na Skypie porozmawiała. Oczywiście znowu źle się czułam, kolejny ból głowy 3 z rzędu (ile można?), znowu zmęczenie i senność a godzina wcale nie była taka pozna, bo zazwyczaj rozmowy z Panem X odbywały się od 21/22. Było więc to nader dziwne…
     Szczęśliwy traf chciał, że znalazłam się na jednym z pokoi na czacie Onetu i dyskusja była właśnie na temat Pana X. Podpytałam ludzi. Jak się dowiedziałam, on na tych czatach przesiaduje, wszystkim wciska tekst typu „masz talent, musisz go rozwinąć, mogę pomóc wystarczy rozmowa na Skypie”. Okazuje się, że ludzie mieli z Nim duże problemy, zamiast oczyszczać on sprowadzał jakieś byty, które straszyły np. dzieci po nocach. Do tego wyłudzał od ludzi pieniądze, za wróżenie liczył sobie wysokie kwoty – co ciekawe na stronie nie podaje cennika. Mi zarzekał się, że pomaga także biednym osobom, że zawsze będzie o takich pamiętać. Dodatkowo ktoś wyznał mi na tych czatach, że Pan X straszy opętaniem swoich klientów, lub nawet je sprowadza, tylko po to, żeby móc później zrobić egzorcyzmy za kasę. Dowiedziałam się też, że pomaga mu w oczyszczaniu jakaś jego znajoma, u której to wszystko dzieje się w domu – czyżby jasnowidz nie miał ku temu odpowiedniego miejsca? A może to ona odwala całą „brudną robotę”, a Pan X zbiera kaskę? Podobno też jedną dziewczynę molestował przez Skype, żeby mu pieniądze dała. Nie mogła się od niego uwolnić – po tych rewelacjach i po moim udanym eksperymencie uznałam, że Pan X nie ma żadnych zdolności jasnowidzących. A te zdobyte na kursie jasnowidzenia można o przysłowiowy kant dupy potłuc. 

    Moje przeczucia co do Niego sprawdziły się. Czy jasnowidzenia można nauczyć się na kursie? Chyba jednak nie…Szkoda, że Pan X przesiaduje na czatach i żeruje jak wampir na ludziach, którzy nie zawsze, ale czasami szukają porady, czy zwykłej rozmowy, a on to wykorzystuje do tego jeszcze jako wampir energetyczny wysysa z wrażliwych osób energie, wręcz się podłącza pod nie pod ich czakry – stad ten ból głowy, senność, zmęczenie – to utrata sił witalnych.

  Pan X pracował też podobno w sprawie Iwony Wieczorek (zapytałam go o to), ale to było po tym jak K.Jackowski z tej sprawy zrezygnował. Teraz już Pan X nie zajmuje się sprawą, bo nikt mu nie chciał zapłacić -  w sumie nie dziwie się, bo za takie „wizje” zmyślone tez bym pewnie nie chciała płacić kupy kasy.

   Moja koleżanka też miała z Nim kontakt, niestety przez skype’a. Także jej różne „rewelacje” tam sprzedawał, ale dzięki tym relacjom kilkunastu osób z Onet czatów i mojej, w porę się „opamiętała” i zakończyła znajomość z Panem X. Ktoś mi później napisał, że do Niej tez się próbował podłączyć, ale mu się nie udawało.

   Co do mojego eksperymentu, Pan X nic a nic nie powiedział prawdziwego odnośnie mojej przyszłości, charakteru, nie stwierdził też, czy to ja jestem na tym zdjęciu czy nie, nawet nie zadał mi pytania w stylu „ale to na pewno Twoje zdjęcie”? Niestety egzaminu u mnie nie zdał, i gdybym była jego nauczycielką za taką prace domową dostałby wielką pałę na pół zeszytu…

  Doszłam do wniosku, iż ja i BlueAngel musimy mieć jednak prawdziwy „dar, zdolność”, może  to nie jest jakieś ogromne " jasnowidzenie"  , bo gdzie Nam do mistrza S. Ossowieckiego, ale jednak udaje Nam się trafnie przewidzieć wydarzenia, odczytywać je z naszych snów,  udaje Nam się określać statusy osób zaginionych, udaje Nam się rozmawiać skutecznie z aniołami-opiekunami., nasze przeczucia zawsze się sprawdzają. Właśnie aniołowie pomogli mi wytworzyc bariere ochronna przeciw Panu X. Teraz kiedy jest na czacie nie czuje się zmeczona ani senna, nie boli tez mnie glowa, w wyobraźni zbudowałam bariere przeciw niemu, jakby mur, który oddziela mnie od jego macek wysysających moją energię. Poprosilam również za namowa BlueAngel, archaniołów o opiekę.

   Reasumując jeśli Pan X  jest jasnowidzem, to ja jestem chirurg ortopeda, a moja koleżanka „po fachu” BlueAngel jest recytującą Madonną!!!

  Przestrzegam zatem przed internetowymi znajomościami z jasnowidzami, egzorcystami i innym tego typu wychwalającymi się osobami. Łatwo takich naciągaczy odróżnić od mających dar robiąc im tego typu eksperymenty lub po prostu pytając innych o te osoby czy np. są godne zaufania itp. Poza tym ufajmy sobie, jeśli pali Nam się czerwona lampka, że coś jest nie tak zakańczajmy znajomość, nie dawajmy numerów gg, telefonu ani loginów do skype’a, nie podawajmy emalii czy nie zapraszajmy do znajomości na Naszej Klasie czy Facebooku, bo dzisiaj Nasz „wielki jasnowidz”, jutro może okazać się zwykłym tanim naciągaczem za przysłowiową ”dychę”, który oprócz wyzysku finansowego doprowadzi Nas do uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym.
Strzeżmy się po prostu głupców...